Trwają ostatnie przygotowania do uruchomienia Gazociągu Północnego (Nord Stream), który przez Morze Bałtyckie bezpośrednio połączył Rosję z Niemcami, omijając tym samym kraje tranzytowe, tj. Ukrainę i Polskę.

>>> Czytaj też: Wstrząsy wtórne pogrążą gospodarkę świata, ale Polska się obroni

Według rosyjskich mediów, pierwszy gaz magistralą popłynie do odbiorców 21 października. Budowa morskiego odcinka Nord Streamu ruszyła w kwietniu 2010 roku. Gazociąg będą tworzyły dwie nitki o długości po 1,2 tys. km i przepustowości po 27,5 mld metrów sześciennych surowca rocznie. Układanie drugiej nitki już się rozpoczęło. Do użytku ma być oddana w końcu 2012 roku.

>>> Polecamy: Miliardy euro nie pomagają. Grecja stacza się na dno

Reklama

"Ten gazociąg powstawał z myślą o nieco innym rynku gazowym w Europie, gdy wszyscy spodziewali się wzrostu popytu na gaz, a jednocześnie zmniejszania jego zasobów. Wówczas po Nord Stream powstały kolejne projekty South Stream i Nabucco - powiedział Behrens. - Od tego czasu rynek się zmienił i inne są warunki dla Nord Streamu, nie tylko po stronie popytu ze względu na kryzys gospodarczy, ale także po stronie podaży, głównie z powodu dodatkowego gazu na rynku". Wyjaśnił, że na rynku europejskim pojawiło się dużo gazu LNG, który pierwotnie był przeznaczony dla USA, które jednak na dużą skalę zaczęły wydobywać własny gaz ze złóż łupkowych.

"Trzeba też wziąć pod uwagę rosnący opór (krajów europejskich - PAP) wobec długoterminowych kontraktów, w których cena gazu jest uzależniona od ceny ropy" - dodał ekspert. Tego rodzaju kontrakty Gazprom zawiera, gdy inwestuje w gazociąg, jak w przypadku Nord Streamu; jest to swego rodzaju gwarancja odbioru gazu pozwalająca na zwrot kosztów inwestycji. Obecnie na rynku europejskim jest zwieranych wiele kontraktów krótkoterminowych, głównie na dostawy skroplonego gazu LNG, który można transportować np. statkami.

Behrens wyraził wątpliwości, czy w takiej sytuacji powstanie kolejny inicjowany przez Gazprom projekt South Stream, za którego pośrednictwem rosyjski gaz trafiałby do Europy Południowej. "Gazprom także nie chce wyrzucać pieniędzy na budowę dodatkowych gazociągów, które mogą nie być efektywnie wykorzystywane" - zauważył.

Pytany o to, czy w związku ze spadkiem popytu na gaz i większej liczby alternatyw dla rosyjskiego surowca przepustowość Nord Streamu będzie wykorzystana, odparł, że "trudno powiedzieć". "Podejrzewam, że Nord Stream przejmie pewne ilości gazu dostarczane innymi, starymi gazociągami (wśród nich jest przebiegający przez Polskę Jamał - PAP)" - powiedział. Jego zdaniem, m.in. z tego powodu Polska powinna się włączyć do Nord Streamu. "Wykorzystanie Nord Streamu zależy też od sytuacji politycznej" - dodał. Zauważył też, że są różne przewidywania co do przyszłego popytu na gaz, są takie, które mówią, że gaz będzie głównym zasobem energetycznym wykorzystywanym przez Europę, m.in. ze względu na to, że jest relatywnie tanim źródłem energii.

Polska sprzeciwiała się budowie tej magistrali m.in. z racji zagrożenia środowiskowego oraz ze względu na zwiększenie zależności od dostaw z Rosji, podczas gdy celem UE jest zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego. Tymczasem Nord Stream jako projekt o znaczeniu europejskim został wykluczony z tzw. trzeciego pakietu energetycznego UE. Wymaga on od krajów UE, by zagwarantowały na swoim terenie wolny, rynkowy dostęp do infrastruktury przesyłowej stronom trzecim, czyli w tym przypadku innym dostawcom niż Gazprom.

"Dodatkowy gazociąg zwiększa bezpieczeństwo energetyczne, po prostu z tego względu, że oznacza większe ilości gazu wpływające do UE, a także ponieważ eliminuje potencjalne zagrożenia związane z tranzytem (Nord Stream omija dotychczasowe kraje tranzytowe - głównie Ukrainę, która w 2009 roku wstrzymała tranzyt do UE - PAP). Co można stwierdzić z pewnością, to że Nord Stream nie szkodzi bezpieczeństwu dostaw do UE" - ocenił ekspert. W jego ocenie Rosja jest stabilnym dostawcą gazu dla Europy, choć w Europie Wschodniej istnieje problem zbyt małej dywersyfikacji dostaw, o której zwiększenie sama musi zadbać, m.in. przez budowę interkonektorów.

Behrens zauważył, że zasadniczo tego rodzaju wyłączenie z wolnego dostępu szkodzi konkurencji, ale w przypadku Nord Streamu rura ta przebiega w dużej mierze po dnie morskim z Rosji bezpośrednio do Niemiec, trudno więc wyobrazić sobie innych dostawców niż Rosja. "Ponadto tego typu inwestycje muszą być jakoś zabezpieczone. Takie wyłączenie jest w pewien sposób uzasadnione z punktu widzenia firm, które uczestniczą w konsorcjum inwestorów, ponieważ gdyby gazociąg był otwarty dla wszystkich, koszty użytkowania byłyby prawdopodobnie wysokie" - powiedział.