Jeśli Japonia miała swoją straconą dekadę, Włochy mogą mówić o własnym straconym dwudziestoleciu. Wielka w tym zasługa zmuszonego do odejścia premiera Silvio Berlusconiego, który dominował we włoskiej polityce przez ostatnie siedemnaście lat. Z jego obietnic powtórki powojennego cudu gospodarczego nie zostało nic, a kraj musi dziś walczyć o to, by nie zbankrutować niczym Grecja.
Trudno uwierzyć, że w 1987 roku Włochy osiągnęły wzrost gospodarczy na poziomie aż 18 proc. PKB. Kraj odetchnął wtedy z ulgą po politycznej anarchii lat 70., a u progu lat 90. jego gospodarcza potęga była większa niż siła francuskiej lub brytyjskiej gospodarki. Być może sukcesy tamtych lat udałoby się utrzymać, gdyby nie kolejne polityczna burza – antykorupcyjna akcja „Czyste ręce”, która zdziesiątkowała scenę polityczną.
Reklama
W chwili gdy na Półwyspie Apenińskim zapanowała stagnacja, nowy impet polityce postanowił nadać człowiek spoza układu – Silvio Berlusconi, właściciel medialnego imperium Fininvest i piłkarskiego klubu AC Milan. Nowicjusz błyskawicznie zajął puste miejsce na przetrzebionej przez prokuratorów prawicy – i pozostał tam na lata, trzykrotnie wygrywając wybory: w 1994, 2001 i 2008 roku. – Berlusconi przejmował władzę, obiecując reformy i nadzieję dla włoskiej gospodarki – komentuje w rozmowie z „DGP” Alberto Mingardi, szef Instituto Bruno Leoni. – Nie wywiązał się z żadnych obietnic i teraz zostawia kraj na skraju bankructwa – podkreśla.
Jeśli spojrzeć na najważniejsze wskaźniki włoskiej gospodarki, opinia ta znajduje potwierdzenie. Po 1991 roku PKB kraju poleciało na łeb na szyję – średni wzrost włoskiego PKB w całej dekadzie lat 90. sięgał raptem 1,23 proc. (dla całej UE wyniósł on w tym samym czasie 2,28 proc. PKB). Później było tylko gorzej i dziś analitycy szacują średni wzrost PKB na Półwyspie Apenińskim na 0,75 proc. PKB dla ostatnich dwudziestu lat.

Szczątkowe reformy

Jeśli w latach 90. Berlusconi jedynie debiutował w polityce i musiał koncentrować się na walce ze skonsolidowaną opozycją, to już w następnej dekadzie miał szansę całkowicie odmienić kraj. Sprzyjała mu względna koniunktura w Europie i kompletna rozsypka, w jakiej znaleźli się lewicowi adwersarze. I rzeczywiście, jeśli szukać jakichś gospodarczych zmian wprowadzanych przez jego ekipę, to właśnie w latach 2001 – 2006.
Jego rząd zdecydował wówczas o budowie sieci szybkich kolei, wielkich projektach infrastrukturalnych w Wenecji i remoncie autostrad wiodących na biedne, zacofane południe kraju. Decyzja była tym prostsza, że Włosi mogli skorzystać z funduszy oferowanych przez Europejski Fundusz Rozwoju. Dostali ponad 27 mld euro. Mimo zamordowania przez lewackie Czerwone Brygady współpracującego z gabinetem Berlusconiego znanego ekonomisty, profesora Marco Biagiego, w życie weszła też tzw. ustawa Biagiego, nieco uelastyczniająca prawo pracy, zwłaszcza zasady zatrudniania i zwalniania pracowników.
Niektóre z wprowadzonych wówczas zmian zostały potem odwrócone przez lewicę – dotyczyło to m.in. zniesionych przez Berlusconiego podatków od spadków czy reformy prawa emerytalnego (w ramach zmian podniesiono wówczas próg przejścia na emeryturę do 60 lat, gabinet Romano Prodiego przywrócił wiek 58 lat).
Problem w tym, że „Il Cavaliere” (Berlusconi otrzymał ten tytuł w 1977 r. za dokonania biznesowe) przy okazji przepchnął ustawy, które ułatwiały prowadzenie interesów jego imperium medialnemu oraz zaprzyjaźnionych biznesmenów. Ustawa Gasparriego tak przearanżowała rynek medialny, by szef rządu mógł jednocześnie utrzymać kontrolę nad swoimi kanałami telewizyjnymi. Inne wprowadzane przepisy znosiły lub łagodziły istniejące prawo. Premier doprowadził m.in. do dekryminalizacji składania fałszywych zeznań – zniesiono konsekwencje karne dla kłamców sądowych, co było wielką przysługą dla wielu jego współpracowników.

Mniej komunistów, więcej sekretarek

Wszystkie te zmiany – choć rujnowały wizerunek kraju i nie zachęcały inwestorów – były jednak premierowi potrzebne. Przeciw Berlusconiemu rozpoczęto w ciągu ostatnich lat 23 postępowania sądowe, przeważnie związane z zarzutami korupcyjnymi. Jak podsumował on sam w 2009 roku, w ciągu dwudziestu poprzednich lat wystąpił w sądzie ponad 2500 razy, w 106 procesach kosztujących w sumie państwo 200 mln euro.
Nic więc dziwnego, że sam szef rządu nie zawracał sobie głowy zagranicznymi inwestorami. Zapytany podczas wizyty na nowojorskiej giełdzie w 2003 r., jak jego kraj chce przyciągnąć inwestorów, zaskoczył pytających niefrasobliwością. – Włochy to dziś świetny kraj dla inwestorów. Dziś mamy znacznie mniej komunistów, a ci, którzy wciąż tu są, zaprzeczają, by byli komunistami. A inny jeszcze powód do inwestowania we Włoszech jest taki, że mamy piękne sekretarki – dodał. Z kolei w ujawnionych nagraniach rozmów z okresu tuż przed wybuchem kryzysu gospodarczego premier narzeka na to, że ustawiczne spotkania z Angelą Merkel, Nicolasem Sarkozym i ówczesnym premierem Wielkiej Brytanii Gordonem Brownem nie pozwalają mu prowadzić odpowiednio interesującego życia towarzyskiego.
Zwycięstwo wyborcze nowej partii Il Cavaliere – Ludu Wolności – w 2008 roku w niczym nie zmieniło sytuacji. Ba, premier demonstrował wręcz jeszcze większą obojętność na ekonomiczne zawirowania. Tymczasem w tamtym właśnie momencie – w chwili, gdy przez Zachód zaczęła przetaczać się najgorsza od II wojny światowej recesja – zmiany był konieczne. Do dziś włoska gospodarka straciła w jej wyniku 6,76 proc., za to systematycznie rósł dług publiczny (116 proc. PKB w 2010 r., w tym roku przekroczy 120 proc.).
Zamiast reform przez ostatnie kilka lat Włosi byli świadkami pasma skandali obyczajowych z szefem rządu w roli głównej. Nagrania z jego porad dotyczących uprawiania seksu udzielanych prostytutce Patrizii Addario krążą do dziś po internecie. Oskarżenia o stosunek z nieletnią – 17-letnią w tamtym czasie marokańską tancerką Karimą El Mahroug, nazywaną Ruby – są wyciągane w każdym niemal artykule prasowym na jego temat.
On sam nie widział w tym problemu. – Ostatniej nocy miałem tłum dziewczyn przed drzwiami sypialni – opowiadał przez telefon zaprzyjaźnionemu przedsiębiorcy Gianpaolo Tarantiniemu. – Było ich jedenaście. Dałem radę tylko ośmiu, bo już nie miałem siły na więcej – dorzucił. Równie subtelnie włoski premier traktował światowych polityków, otwarcie nabijając się z karnacji Baracka Obamy czy figury Angeli Merkel.
Bez ogródek podsumowali go za to amerykańscy dyplomaci. „Jest nieudolny, próżny i nieefektywny jako nowoczesny europejski przywódca” – napisała do zwierzchników w Departamencie Stanu Elizabeth Dibble, charge d’affaires ambasady USA w Rzymie.
Ale to nie korupcja czy wybryki zdecydowały o odejściu Berlusconiego. – Skandale obyczajowe i korupcyjne były głośne poza granicami kraju, budując złą atmosferę wokół Berlusconiego. Ale w samych Włoszech odegrały niewielką rolę, wrzawa wokół nich była krótkotrwała – mówi „DGP” wieloletni współpracownik włoskiego premiera i eurodeputowany jego partii, Jaś Gawroński. Zdecydowały fatalne wyniki gospodarcze.

Uzależniony od ministra

– Odpowiedzialność premiera za dzisiejszy bałagan gospodarczy jest niewielka – przekonuje jednak Gawroński. – Dołujące wskaźniki to przede wszystkim efekt światowego kryzysu – dodaje. Pytany o konkretne osiągnięcia gabinetu Berlusconiego podkreśla przede wszystkim przyjazny biznesowi klimat, jaki stworzył były premier. – Trudno wskazać konkretną reformę. Berlusconi dał przedsiębiorcom impuls do działania. Był w końcu jednym z nich. A przede wszystkim, gdyby nie wszedł do polityki w 1994 roku, wybory wygrałaby lewica. Wtedy byłby to zupełnie inny kraj – zastrzega.
Tej diagnozy nie potwierdzają wyniki gospodarcze Włoch ani sami przedsiębiorcy. Do rezygnacji Berlusconiego wzywały w ostatnich tygodniach nawet tuzy włoskiej gospodarki, jak szef Ferrari Luca di Montezemolo. – Berlusconi potrafił się doskonale sprzedać. Zbudował partię polityczną całkowicie od zera i szybko nauczył się nawigować po niebezpiecznym morzu polityki w Rzymie. To nie są małe osiągnięcia – opowiada obrazowo Mingardi. – Ale jako szef rządu dramatycznie zawiódł. Nie potrafił otoczyć się nową klasą rządzącą, a jedynie gromadą potakiwaczy i atrakcyjnych kobiet. Nie stworzył własnej grupy doradców gospodarczych, tylko zdał się wyłącznie na ministra skarbu Giulio Tremontiego. Dziś obaj się głęboko nienawidzą i Berlusconi musiał odejść w znacznej mierze przez Tremontiego – podkreśla. Jego zdaniem to właśnie minister skarbu zamroził program reform, ponieważ wierzył, że w ten sposób kupi spokój społeczny.
Efekty podtrzymywania zdobyczy socjalnych przez ministra są opłakane i to właśnie stan finansów publicznych przesądził o losie „Il Cavaliere” – do tego stopnia, że niektórzy nazywają wydarzenia ostatnich kilku tygodni „zamachem stanu przeprowadzonym przez rynki”. Symbolicznym ukoronowaniem ekonomicznego chaosu we Włoszech był poziom oprocentowania tamtejszych obligacji, który dzień po ogłoszeniu planu dymisji Berlusconiego na początku listopada sięgnął 7 proc. na papiery 10-letnie. Przy takim oprocentowaniu Grecja, Irlandia i Portugalia rozpoczęły rozmowy o bailoucie. Dla porównania, obecne oprocentowanie niemieckich 10-letnich obligacji oscyluje wokół 1,73 proc.
Długi kraju sięgnęły astronomicznej kwoty 1,9 bln euro, czyli przekroczyły poziom 120 proc. PKB. Tylko w 2012 r. kraj będzie musiał wyasygnować na ich spłatę 360 mld euro – więcej niż wynosi całkowite zadłużenie Grecji, szacowane na 340 mld. Tymczasem ubiegłotygodniowa wyprzedaż obligacji przyniosła władzom w Rzymie skromne 5 mld euro.
Ponad dziesięć razy tyle ma przynieść przeforsowany w parlamencie pakiet oszczędnościowy. Obejmuje on m.in. podwyżkę VAT z 20 do 21 proc., nowy podatek dla firm z sektora energetycznego, zamrożenie płac w sektorze publicznym do 2014 r., stopniowe podnoszenie progu przejścia na emeryturę dla kobiet (z 60. roku życia w 2014 r. do 65. roku życia w 2026 r.) oraz wzmocnienie arsenału sposobów ścigania podatkowych zbiegów. Zgodnie z zamysłem ekspertów przygotowujących cały pakiet ma on przynieść w sumie 59,8 mld euro oszczędności.

Nowa nadzieja Italii

Tak jak pakiet oszczędnościowy, tak i odejście szefa rządu nie oznacza nowej jakości we włoskiej polityce. Słabości Berlusconiego to słabości wszystkich innych polityków w kraju. – Lewicowa opozycja również nie wygląda wiarygodnie i nic nie zapowiada, by miała jakiś własny poważny program reform – twierdzi Mingardi. – Cała klasa rządząca we Włoszech powinna sobie zrobić przerwę i przemyśleć swoje populistyczne podejście do polityki – dodaje szef Instituto Bruno Leoni.
Nowy szef włoskiego rządu Mario Monti to szanowany ekonomista, rektor uniwersytecki, z wieloletnim doświadczeniem w polityce unijnej, m.in. na stanowisku komisarza ds. rynku wewnętrznego i usług. Urzędując w Brukseli, zadał wiele bolesnych ciosów firmom, którym marzyły się monopole – m.in. zablokował fuzję General Electric z Honeywell oraz doprowadził do nałożenia na Microsoft kary wielkości 497 mln euro za praktyki monopolistyczne.
„Super Mario”, jak nazywają go rodacy, dziś skupia na sobie wszystkie nadzieje. Uchodzi za polityka i eksperta, który jest ponad bazarowym poziomem dyskusji w swoim kraju. – To z pewnością polityk liberalny i wysokiej jakości – mówi o nim Jaś Gawroński. – Najgorsze dla niego, że dziś, kiedy panuje chaos i wszyscy się ze sobą kłócą, Monti będzie musiał się zniżyć do lokalnego poziomu uprawiania polityki – dodaje. Z kolei Mingardi jest przekonany, że gdy tylko uda się na chwilę zażegnać bieżące kłopoty, zjednoczeni dziś wokół Montiego politycy znowu skoczą sobie do oczu. – Powinien sformułować prosty, ambitny program bazujący na zaleceniach byłego i obecnego szefa EBC – Jean-Claude’a Tricheta i Mario Draghiego. Obejmowałyby one długoterminowe środki, które nie miałyby natychmiastowego wpływu na poziom zadłużenia, ale pomogłyby odbudować wiarygodność naszego kraju. Potrzebujemy liberalizacji, programu prywatyzacji, złagodzenia regulacji dotyczących zatrudnienia – wylicza.
Jest jednak zbyt wcześnie, by postawiać krzyżyk na politycznej karierze „Il Cavaliere” – twierdzą włoscy politolodzy. Gabinet Mario Montiego będzie sprawował władzę do zaplanowanych na początek przyszłego roku wyborów. A Berlusconi, wciąż posiadający mandat parlamentarzysty, z pewnością bedzie jednym z najostrzejrzych recenzentów nowego szefa rządu. Pozostał również szefem partii Lud Wolności.
Dziś ma ona niewielkie szanse na zwycięstwo w 2012 roku, ale jeśli nowemu gabinetowi nie powiedzie się zapowiadana „odnowa Italii”, już w następnych wyborach Silvio Berlusconi może ponownie przejąć władzę. Tak jak i poprzednio – do promocji siebie i swojego ugrupowania może wykorzystać należące do niego najpotężniejsze w kraju imperium medialne.
Niewykluczone, że dla przeprowadzenia przez Montigego zmian kluczowe bedzie utrzymanie przychylności „Boskiego Silvio”. Zwłaszcza że on sam na razie nie myśli o przejściu na emeryturę. – Chcę powiedzieć wszystkim tym, którzy domagali się mojego odejścia, że podwoję wysiłki na rzecz odnowienia Włoch. Nie oczekuję wdzięczności, ale się nie poddam – powiedział tuż po złożeniu dymisji.
Zapewniam, że teraz podwoję wysiłki na rzecz odnowienia Włoch. Nie oczekuję wdzięczności, ale się nie poddam
ikona lupy />
Włochy, fot. Marcio Jose Bastos Silva / ShutterStock