Najnowszym dowodem jest opublikowana pod koniec lutego praca grupy włoskich ekonomistów z uniwersytetów w Bergamo i Bolonii pod kierunkiem Paolo Buonanno. Badaczy zaintrygowały same początki najstarszej mafii, czyli sycylijskiej cosa nostry. A w szczególności pytanie: dlaczego powstała ona akurat w połowie XIX w. i to właśnie na tej, a nie innej śródziemnomorskiej wyspie? Buonanno i jego koledzy nie stąpali bynajmniej po nieznanym gruncie. Wręcz przeciwnie. W ostatnich latach fenomen mafii był objaśniany przez wielu wybitnych akademików. Za najbardziej udane uchodzą do dziś prace socjologa z Oxfordu Diego Gambetty. Pokazał on, że mafia zrodziła się z administracyjnej próżni, która zapanowała na południowych krańcach Europy w połowie XIX stulecia. Tlące się przez wieki konflikty klasowe już zdołały podminować wpływy wielkich posiadaczy ziemskich, w rozdrobnionych Włoszech nie zdążyła się jednak jeszcze wykształcić solidna władza państwowa, która mogłaby zaprowadzić nowy postfeudalny porządek publiczny. I to właśnie mafia – korzystając z doświadczeń licznych południowowłoskich insurekcji i ruchu wolnomularskiego – zdołała wypełnić tę rynkową lukę, budując ład dla tych, którzy gotowi byli się u niej opłacić.
Buonanno i spółka w zasadzie nie podważają tez Gambetty. W fascynujący sposób je jednak uzupełniają. Twierdzą bowiem, że cosa nostra wyrosła nie tyle ze słabości ówczesnych Włoch, co raczej z... małego cudu gospodarczego, który nawiedził Sycylię właśnie w połowie XIX w. Cud ten miał dwie przyczyny: cytrusy i siarkę. Oba towary były absolutnymi hitami eksportowymi tamtych czasów. W wyniku rewolucji komunikacyjnej sprzedaż cytrusów rosła wówczas w tempie wręcz fenomenalnym. O ile jeszcze w 1834 r. z Sycylii wyruszyło w świat 400 tys. skrzynek cytryn, o tyle cztery dekady później było to już 2,5 mln skrzynek rocznie. Dość powiedzieć, że w 1876 r. zysk z hektara sadów cytrynowych był 60 razy wyższy od przeciętnego dochodu uzyskiwanego z podobnego obszaru na całej wyspie. Jeszcze lepiej można było się dorobić na siarce, którą rozpędzające się machiny przemysłowe Wielkiej Brytanii i Francji chłonęły w nieograniczonych ilościach. Eksport rósł między rokiem 1840 i 1860 w tempie 9 proc. rocznie, czyniąc z Sycylii największego producenta surowca na świecie.
Reklama
Jak się jednak zwykle dzieje, tam, gdzie robione są dobre interesy, pojawiają się też kłopoty. Zarówno cytrusy, jak i siarka coraz częściej padały ofiarami bandytów zarówno na etapie wydobycia/zbioru, jak i transportu. A ponieważ (i tu rację ma Gambetta) nie istniała wystarczająca ochrona praw własności ze strony władz lokalnych (centralnych nie było wcale), zrodził się popyt na usługi ochroniarskie ze strony mafii. Cosa nostra dbała zresztą o to, by popyt się nie wyczerpał. Z biegiem czasu coraz trudniej było w praktyce rozróżnić, kto jest bandytą, a kto ochroniarzem.
Tyle Buonanno. To jednak nie koniec historii. Wszyscy wiemy przecież, że XIX-wieczna Sycylia eksportowała nie tylko cytrusy i siarkę. Na fali wielkich migracji zarobkowych do USA wyeksportowana została sama... mafia, stając się fenomenem życia publicznego. Znów ku uciesze ekonomistów. Ostatnio amerykańska policja zebrała nieoczekiwane pochwały ze strony najważniejszego anglosaskiego dziennika ekonomicznego „Financial Times”. Za co? Za godną podziwu znajomość... teorii gier i nową strategię uderzania w mafię na zasadzie jednoczesnych dużych zatrzymań podejrzanych osobników. „Prawdopodobieństwo, że pojedynczy aresztowany mafioso, aby ratować samego siebie, zacznie sypać kumpla, nie jest zbyt wysokie. Matematycznie wynosi około 20 proc., ale w praktyce jest jeszcze niższe. Co innego jednak, gdy jednocześnie do aresztu trafi kilkuset gangsterów. Nazwijmy to mafijnym prawem dużych liczb. Strategia godna ekonomicznego Nobla” – pisał niedawno „FT”.



ikona lupy />
Rafał Woś, dziennikarz DGP materiały prasowe / DGP