„Solidarność” zaniepokojona rosnącą liczbą takich kontraktów grozi skierowaniem sprawy do Komisji Europejskiej.
Porozumienie na forum komisji jest możliwe, ale pod pewnymi warunkami. Pracodawcy godzą się na wprowadzenie maksymalnego okresu zatrudnienia na czas określony, o ile jednocześnie złagodzone zostaną przepisy o czasie pracy. Rozbieżności dotyczą długości wspomnianego okresu. Firmy chcą, by było to 36 miesięcy, a związki – 18 lub 24 miesiące.
Obecnie liczbę umów terminowych ogranicza zasada, że w stały kontrakt przekształca się trzecia kolejna umowa terminowa. Jest ona jednak całkowicie nieskuteczna. Potwierdzają to dane Eurostatu, z których wynika, że Polska jest unijnym liderem w zatrudnieniu terminowym, a na takiej podstawie pracuje już co czwarty Polak.
– Dwie pierwsze umowy mogą trwać nawet po kilka lat. Wystarczy, że między rozwiązaniem jednej a nawiązaniem drugiej wystąpi miesiąc przerwy i trzeba je liczyć od nowa – tłumaczy Sławomir Paruch, radca prawny z Kancelarii Raczkowski i Wspólnicy.
Reklama
Wynegocjowane w komisji rozwiązania muszą być zgodne z unijną dyrektywą o pracy na czas określony. Zobowiązuje ona kraje członkowskie do wprowadzenia przepisów, które zapobiegają nadużywaniu terminowych kontraktów.