W zeszły wtorek rząd przyjął projekt założeń do umowy partnerstwa – dokumentu określającego sposób wydatkowania unijnych środków po 2014 r. Kiedy będzie on gotowy i jakie nowości wprowadza?
Planujemy przygotowanie dokumentu w połowie roku, a na jego koniec mieć już gotowe projekty programów operacyjnych na nową perspektywę UE. W założeniach nie mówimy o pieniądzach, bo wciąż nie wiemy, ile Polska ich otrzyma. Do tej pory głównie budowaliśmy infrastrukturę i nadrabialiśmy zapóźnienia cywilizacyjne. Przesuniemy akcenty na innowacyjność i przedsiębiorczość, w stronę projektów, które trwale zaistnieją na rynku i przyniosą długofalowe dochody. Np. na uczelniach głównym problemem była infrastruktura, wyposażenie laboratoriów. Teraz większość z nich ma sprzęt na światowym poziomie. W kolejnym okresie większość pieniędzy będzie tylko na takie badania, które potem przedsiębiorcy mogą skomercjalizować i stworzyć nowe miejsca pracy. W transporcie większy nacisk zostanie położony na kolej. Nie będzie już konkursów na drogi lokalne.
W latach 2014–2020 więcej pieniędzy będzie zarządzanych na szczeblu regionalnym.
Dziś samorządy zarządzają 25 proc. z puli przyznanej na lata 2007–2013, która wynosi 68 mld euro. Chcemy zwiększyć ten poziom do 39 proc. Jeśli pominąć Fundusz Spójności, który musi być zarządzany centralnie, mamy poziom 60 proc. Czyli ponad połowa pieniędzy, która może być zdecentralizowana, będzie zarządzana w regionach. Prawie całe wsparcie dla małych i średnich przedsiębiorstw stanie się domeną urzędów marszałkowskich. Regiony po tylu latach są gotowe wziąć na siebie większą odpowiedzialność za prowadzoną politykę rozwoju. To także większa możliwość wymuszenia na beneficjentach osiągnięcia pewnych wskaźników i utrzymania harmonogramów. Dzięki temu zmniejszy się ryzyko utraty unijnych dotacji.
Reklama
Skoro regiony mają mieć więcej pieniędzy, to jak rząd zamierza je kontrolować, by w Polsce nie zaroiło się od kolejnych aquaparków i innych nietrafionych inwestycji?
Ostatecznie to rząd jest odpowiedzialny przed Komisją Europejską za wydane pieniądze. Pewne ramy wyznaczymy w umowie partnerstwa, czyli kontrakcie, w którym umówimy się z KE co do celów, na jakie zostaną przeznaczone środki. Chcemy ograniczyć liczbę nietrafionych projektów, samorządy też są tego świadome. Najcięższa praca czeka nas przy weryfikowaniu poziomu innowacyjności. Chcemy bardziej rygorystycznie ją oceniać. Wspólnie z regionami opracujemy projekty programów operacyjnych i przedstawimy je KE. Znajdą się w nich wszelkie detale dotyczące tego, jakiego rodzaju projekty będą realizowały z góry założone cele, a które po prostu nie otrzymają dofinansowania.
Zwiększy się dotkliwość kontroli – nie tylko beneficjentów, ale też krajów członkowskich. Komisja chce co roku sprawdzać nam rachunki, czego do tej pory nie było. Jeżeli będzie podejrzewać nieprawidłowości, może nam w łatwy sposób nałożyć korekty i zmniejszyć alokację na program.
Od 2014 r. VAT nie będzie zapewne już kosztem kwalifikowanym przy inwestycjach samorządowych. Nie wiadomo też, czy maksymalny poziom dofinansowania projektów będzie równy obecnemu. To oznacza, że samorządy będą musiały wyłożyć więcej własnych pieniędzy. Czy rząd ma jakiś plan awaryjny na taką ewentualność? Będzie pani namawiać ministra finansów np. do zwolnienia gmin z podatku VAT przy unijnych inwestycjach?
Do tego ministra finansów namawiać nie będę. Chcemy, by nadal obowiązywał przepis, że zobowiązania związane z realizacją projektów dofinansowanych z UE nie są wliczane do ograniczeń związanych z zadłużeniem. Na ostatni szczyt budżetowy premier jechał z trzema równoważnymi postulatami: wielkość alokacji, kwalifikowalność VAT i poziom dofinansowania. Przed kolejnym szczytem, do którego dojdzie w lutym, w dalszym ciągu będą to dla nas najważniejsze rzeczy. Mamy różne sygnały z Europy na ten temat i nie wygląda to tak źle, jak mogłoby się wydawać. W tym kontekście najważniejsza może okazać się sfera proceduralno-biurokratyczna, która może utrudniać dostęp do środków unijnych.
Czy obawia się pani, że nawet jeśli Polska dostanie więcej pieniędzy z UE na lata 2014–2020, to nie będzie w stanie ich skonsumować?
Teraz musimy wyłącznie myśleć o pełnym skonsumowaniu obecnej alokacji. Mamy do rozliczenia największy budżet w historii UE. Choć mamy już prawie 90 proc. kontraktacji, wszyscy zaczynają uważnie przyglądać się swoim wydatkom. W tej chwili mamy ok. 2 mld zł oszczędności na projektach wodno-kanalizacyjnych, dlatego niebawem będziemy ogłaszać konkursy na tego typu przedsięwzięcia. Przewidujemy miliardowe oszczędności w Innowacyjnej Gospodarce. Stąd potrzebne są kolejne projekty, a nawet ich nadkontraktacja, by szybko zagospodarować pojawiające się wolne środki.
Skoro pojawią się miliardowe oszczędności, co zrobi MRR, by je spożytkować? Będą nowe konkursy w projektach środowiskowych i Innowacyjnej Gospodarce?
W zależności od tego, gdzie pojawią się wolne środki, możemy je kierować np. na projekty kluczowe, które są obecnie na listach rezerwowych. Będą ogłaszane kolejne konkursy, zwłaszcza w tych obszarach, w których określone wskaźniki rzeczowe nie zostały jeszcze osiągnięte. Chętnych do skorzystania ze wsparcia nie powinno zabraknąć.