Na kilku portalach z ofertami pracy pojawiło się ostatnio intrygujące ogłoszenie: „Masz takie atuty jak: fascynacja do literatury tradycyjnej i nowoczesnej, doświadczenie w pracy jako bibliotekarz/bibliotekarka, nowoczesne podejście do technologii, ale z nutą nostalgii za minionymi czasami, umiejętność analizy rynku wydawniczego, umiejętność redagowania i pisania streszczeń książek, bez problemu poruszasz się w internecie, a audiobooki i e-booki są dla ciebie uzupełnieniem książki, jesteś rozkochany/rozkochana w technologiach mobilnych?”. Okazało się, że to oferta poznańskiego wydawnictwo Ateria, które poszukuje „promotora czytelnictwa”. Po co?
– Sytuacja na rynku książki jest nieciekawa. Ostatnie dane Biblioteki Narodowej mówią, że w 2012 r. niemal 61 proc. Polaków nie przeczytało ani jednej książki. A to odpowiedzi oficjalne. Można podejrzewać, że sporo osób wstydziło się przyznać do tego, że nie czyta – tłumaczy Krystian Jackowski, szefujący departamentowi produktów cyfrowych w Aterii. I dodaje, że stąd właśnie wziął się pomysł na zatrudnienie osoby, która będzie organizowała działania wspierające czytelnictwo, a tym samym także sprzedaż produktów wydawnictwa.
Twarde dane o rynku książki rzeczywiście nie napawają optymizmem. W 2012 r. przychody wydawców w stosunku do ubiegłego roku spadły o 1,5 proc. i wyniosły 2,67 mld zł. Wprawdzie z najnowszej ewidencji Biblioteki Narodowej za 2012 r. (właśnie opublikował ją magazyn „Biblioteka Analiz”) wynika, że wzrosła liczba wydanych tytułów – w 2012 r. ukazało się ich prawie 34,2 tys., czyli o ponad 8 proc. więcej niż rok wcześniej – ale wciąż spada ich nakład. W 2011 r. łączna wielkość nakładów według Biblioteki Narodowej wyniosła 93,747 mln egz., podczas gdy w roku ubiegłym było to już tylko 79,514 mln egz. To oznacza, że w 2012 r. średni nakład jednej książki wynosił zaledwie 2,3 tys. egz. Dla porównania – w 1991 r. był ponad pięciokrotnie wyższy.
Reklama
– W naszej ocenie są to dane trochę zaniżone, bo nie wszyscy wydawcy książek raportują o nakładach swoich publikacji. Z analiz wynika, że te nakłady są większe, ale niestety potwierdza się spora tendencja spadkowa pod względem ogółu sprzedaży i średnich nakładów – mówi Piotr Dobrowolski, redaktor naczelny „Biblioteki Analiz”. Dodaje, że świadectwem pogłębiającego się kryzysu w branży jest właśnie rosnąca liczba tytułów – w ten sposób wydawcy starają się pozyskać klientów.
Spadające czytelnictwo odbija się, rzecz jasna, na kondycji wydawnictw. Także tych dużych i znanych. W ostatnich miesiącach upadły Słowo/Obraz Terytoria, Państwowy Instytut Wydawniczy i Ossolineum, a Weltbild, właściciel Świata Książki, zdecydował się zamknąć polską filię. Małych oficyn, które znikają z rynku, jest tak dużo, że już nikt ich nawet nie liczy.
– Na szczęście nie jest tak, że to problem nie do opanowania. W Świecie Książki właśnie trwają rozmowy o powrocie wydawnictwa na rynek, a i wydawcy zaczęli coraz poważniej podchodzić do funkcji edukacyjnej. Organizują więcej akcji proczytelniczych, kiermaszów i targów, czyli po prostu wychodzą do ludzi. I w ten sposób mogą poprawić swoje wyniki – twierdzi Dobrowolski.