1,3 mln Polaków dostawało w 2012 r. nie więcej niż 1500 zł brutto. To aż dwa razy więcej, niż do tej pory szacowali eksperci. Dotychczas pewne było jedynie to, że minimalną pensję otrzymuje ok. 358,1 tys. pracowników firm zatrudniających ponad 9 osób.

Z analizy danych wynika, że w mikroprzedsiębiorstwach płacą minimalną musiało się zadowolić aż... trzy czwarte zatrudnionych na podstawie umowy o pracę (941,9 tys.).

– Dane o mikroprzedsiębiorstwach są zatrważające – komentuje dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku. Jego zdaniem rzeczywiste dochody pracowników mogą być wyższe. To zaś z kolei oznacza, że pracodawcy rozliczają się ze swoimi pracownikami pod stołem. – Wszystko po to, aby uniknąć zbyt wysokich pozapłacowych kosztów pracy – komentuje Wojciechowski.

Jak wynika z naszych kalkulacji, 2013 r. nie był pod tym względem lepszy niż dane GUS z 2012 r. Pracodawcy trzymali płace na uwięzi. Liczba Polaków minimalnych utrzymywała się zatem na podobnym poziomie.

Reklama

>>> Polecamy: Kontrakty zerowe i miniprace: zobacz, jak wyglądają umowy śmieciowe w Europie

Minimum socjalne

Dane GUS o Polakach na płacy minimalnej dotyczą 2012 r. 1,3 mln osób otrzymywało wówczas za pracę co miesiąc na rękę zaledwie nieco ponad 1111 zł (1500 zł brutto). – To wynagrodzenie wystarczało jedynie na utrzymanie jednej osoby na poziomie minimum socjalnego – zauważa prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (IPiSS). Ale tylko takiej, która miała ponad roczny staż pracy. Bo ci, którzy mieli krótszy, mogli otrzymywać 80 proc. płacy minimalnej – 902 zł do ręki. Minimum socjalne dla pracowniczego, jednoosobowego gospodarstwa domowego wynosiło wówczas 1027 zł. Tym bardziej minimalne wynagrodzenie nie wystarczało na utrzymanie przeciętnej rodziny. Dla rodziny czteroosobowej minimum socjalne wyliczone przez IPiSS przekraczało 3379 zł. Z definicji minimum pozwala na zaspokojenie potrzeb na niskim poziomie. Umożliwia na przykład pokrycie kosztów związanych z mieszkaniem, wyżywieniem, posiadaniem i wychowaniem dzieci, utrzymywaniem kontaktów rodzinnych i towarzyskich oraz ze skromnym uczestnictwem w kulturze.

Analitycy przekonują, że rzeczywiste dochody pracowników mogą być wyższe. – Pracownik dostaje minimalne wynagrodzenie i od tego odprowadzana jest składka ubezpieczeniowa. Ale dostaje także dodatkowe możliwości zarobkowania na przykład na podstawie umowy o dzieło lub otrzymuje pewne kwoty pod stołem – twierdzi prof. Ryszard Bugaj z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN. To jego zdaniem świadczy o patologii występującej na rynku pracy.

Marek Lewandowski, rzecznik prasowy „Solidarności”, mówi, że na układ etat z minimalną pensją plus reszta wynagrodzenia w innej formie mówi się „miks”. Te, zdaniem Lewandowskiego, znacznie rzadziej zdarzają się w dużych zakładach, gdzie ryzyko anonimowego donosu do Państwowej Inspekcji Pracy, a w efekcie kontroli, jest większe. Jednocześnie Aleksander Kozicki, zastępca przewodniczącego gdyńskiej „S”, mówi, że zjawisko występuje w sektorze stoczniowym, gdzie rzadko zdarza się spotkać zatrudnionego na etat. – To przywilej pracowników, na których najbardziej zależy pracodawcy, kierowników i mistrzów. Z kolei reszta hula na żywioł i indywidualnie umawia się z pracodawcą m.in. na etaty cząstkowe. Przy czym zdarza się, że reszta wynagrodzenia wypłacana jest na czarno – mówi Kozicki.

O tym, że zatrudnienie na etat przy minimalnym wynagrodzeniu z resztą wynagrodzenia wypłacaną w innej formie, jest najbardziej powszechne w firmach zatrudniających po kilka osób, dobrze wie K., pracownik niewielkiego wydawnictwa z Mazowsza. K. nie zgadza się rozmawiać pod nazwiskiem. Poza pensją minimalną, która spływa na jego konto, resztę wynagrodzenia otrzymuje w kopercie od przełożonego. Przy czym o zawartości koperty każdorazowo decyduje szef, a ta ostatnimi czasy spadła, gdyż – jak mówi kierownictwo – kryzys poważnie odbił się na dochodach firmy. Nie jest jedynym zatrudnionym w wydawnictwie, który znajduje się w takiej sytuacji.

Podobna sytuacja wystąpiła przed kilku laty w firmie zatrudniającej M., informatyka z zachodniopomorskiego, gdzie szukano oszczędności. W tym celu wszystkim zatrudnionym w dziale, w którym pracował M., zaproponowano zatrudnienie na etat z minimalnym wynagrodzeniem, a resztę mieli otrzymywać za podwykonawstwo jako zewnętrzne firmy. – Poczułem się, jakby ktoś chciał mnie oszukać. Nie dość, że oznaczało to koniec z nadgodzinami, to jeszcze pracodawca pozbywał się odpowiedzialności za pracę wykonaną przez nas jako osobne firmy – mówi M. Efektem była zmiana pracy.

Osobnym problemem jest, co podkreślają analitycy, że w związku z wysokim bezrobociem pracodawcy płacą często tylko tyle, ile muszą, a wiec nie więcej niż obowiązująca płaca minimalna. Bo chętni do pracy ustawiają się na ogół w długiej kolejce.

>>> Czytaj o pomysłach rządu na walkę z umowami śmieciowymi