W całym „frankowym” portfelu coraz więcej jest kredytów niespłacanych regularnie – w styczniu było ich już 2,7 proc. w porównaniu do niewiele ponad 2 proc. rok wcześniej. Pula złych kredytów udzielonych w tej walucie nominalnie też zwiększa się dość szybko, jest ich dziś o jedną czwartą więcej niż przed rokiem. Dla porównania – w przypadku kredytów mieszkaniowych w innych walutach, „złych” jest tylko 1 proc.
Przedstawiciele firm windykacyjnych spodziewają się, że to właśnie kredyty we frankach banki będą sprzedawać w pierwszej kolejności. Częściowo wynika to z efektu skali: portfele, które stopniowo będą wypuszczane na rynek, to kredyty udzielane w latach 2006-2008. A wtedy na rynku kredytów hipotecznych królował frank. Drugi powód to duże wzrosty zadłużenia wynikające z umocnienia franka – przez co w wielu przypadkach wartość kredytowanej nieruchomości jest niższa niż kredyt przeliczony na złote. Dla windykatorów to szansa. Niższa wartość zabezpieczenia przy wysokim długu może oznaczać niską cenę sprzedawanej wierzytelności.
Anna Gawęska, prezes wrocławskiego Ultimo, spodziewa się, że frankowe kredyty w najbliższych latach odegrają dużą rolę na rynku. Zwraca uwagę na typ kredytobiorców, którzy sięgali po nie. – To ludzie młodzi, których możliwości znalezienia zatrudnienia lub przekwalifikowania się są dość wysokie – ocenia. Dla firmy windykacyjnej to dobry klient, bo są duże szanse, że będzie w stanie regulować dług.

>>> Czytaj też: Polacy przestają spłacać kredyty mieszkaniowe. Czy to początek zawału?

Reklama
Ale banki też o tym wiedzą, a kredytobiorcy będą w stanie na wiele się zgodzić, by się z nim porozumieć. – Świadomość utraty nieruchomości w drodze egzekucji przy wartości istotnie niższej niż w momencie udzielania kredytu i skomplikowana procedura upadłości konsumenckiej stanowią dużą motywację dla frankowych kredytobiorców do utrzymania ciągłości w spłacie zobowiązań oraz niedopuszczenia do wypowiedzenia umów kredytowych przez banki – mówi Anna Gawęska.
Większej podaży kredytów frankowych spodziewa się też Krzysztof Mędrala, wiceprezes łódzkiego Casus Finanse. – Walutowe kredyty zaczynają ciążyć na bilansach banków. Ale nie sądzę, żeby to właśnie waluta, w której udzielono kredytu, była kryterium atrakcyjności z punktu widzenia firmy windykacyjnej – mówi. Jego zdaniem głównym dostawcą kredytów na sprzedaż będą banki, które w czasie mieszkaniowego boomu agresywnie działały na rynku hipotecznym.
Bankowcy nieoficjalnie przyznają, że na rynku szykuje się co najmniej kilka transakcji wierzytelnościami hipotecznymi. Punktem odniesienia dla kształtowania się cen będzie zapewne sprzedaż wartego 710 mln zł pakietu złych kredytów Getin Noble Banku, które za 260 mln zł kupił fundusz inwestycyjny Kruka. Strony transakcji twierdzą, że sprzedany portfel to pełen przekrój kredytów hipotecznych. Ale rynek plotkuje, że lwia część to złe kredyty walutowe.

Liczba i struktura kredytów udzielanych w ubiegłym roku – zobacz raport.