Ożywienie gospodarcze w Irlandii rozpoczyna się w takich miejscach, jak kamienica przy 23 William Street South w Dublinie. Ta dwuwiekowa budowla jest dziś wypełniona technologicznymi startupami. Jeszcze niedawno miejsce to było siedzibą bankierów i agentów nieruchomości. Rok temu w wyniku największej od 1948 roku recesji w Irlandii parter i cztery piętra startej kamiennicy zwolniły się.

„To bardzo wątpliwe, aby jeszcze kilka lat temu było nas stać na wynajęcie biur w takiej lokalizacji” – komentuje 37-letni Conor Stanley, jeden z trzech założycieli firmy Tribal.vc. „Spadek cen najmu lokali pozwolił wszystkim na pracę w takich miejscach” – dodaje. Tribal.vc wynajmuje nieruchomość na zasadzie leasingu i udostępnia przestrzeń 20- i 30-latkom, którzy chcą stworzyć kolejną aplikację na miarę WhatsAppa.

Dublin już dziś jest siedzibą takich amerykańskich firm, jak Google czy Intel, częściowo zwabionych do stolicy Irlandii niskim 12,5-proc. podatkiem do firm. Miasto to, pod względem zaplecza dla nowych firm z branży technologicznej, zostawiło w tyle takie metropolie, jak Londyn, Berlin czy Tel Awiw.

„Każdy kij ma dwa końce. Z jednej strony wielkie międzynarodowe firmy korzystnie oddziałują na środowisko w Dublinie, z drugiej strony może być coraz trudniej zatrudniać tu pracowników. Ludzie bowiem będą przyzwyczajali się do wyboru ofert pracy ze strony firm pokroju Google’a niż małych startupów. To dla nich bezpieczniejsze” – komentuje Barnaby Voss, 32-letni założyciel Blikbooka, internetowego narzędzia dla nauczycieli akademickich, dzięki któremu mogą zarządzać swoimi pracami.

Reklama

O Dublinie trzeba krzyczeć jeszcze głośniej

Około 105 tys. osób w Irlandii pracuje w obszarze nowych technologii, co stanowi 5 proc. wszystkich osób pracujących w tym kraju – wynika z danych stowarzyszenia przemysłu ICT Ireland. W 2009 roku w tej branży pracowało 75 tys. osób. Trzy czwarte pracowników z obszaru technologii jest zatrudnionych przez multinarodowe korporacje.

Dla porównania w Izraelu, który po głośnej książce Dana Senora i Saula Singera z 2009 roku, jest nazywany „narodem starupów”, odsetek pracujących w tej branży wynosi 10 proc.

Dublin jednak nie znalazł się w 2012 roku na słynnej liście Start-Up Genome Report, która grupowała 20 najlepszych środowisk dla startupów. Aby polepszyć pozycję stolicy Irlandii, władze Dublina, po przestudiowaniu pozycji Santiago i Londynu (które znalazły się na w/w liście) szukają osoby na stanowisko komisarza startupów.

„Potrzebujemy kogoś, kto będzie ambasadorem, krzyczącym o Dublinie jeszcze głośniej” – mówi Patrick King, menedżer ds. polityki i komunikacji w dublińskiej izbie handlu. „Jeśli przyjrzymy się np. Chile, oni potrafią prezentować swoje miasto w bardziej żywy sposób”

Zapach chmielu

Obok słynnych browarów Guinness, gdzie czuć zapach chmielu, znajduje się kampus zwany Digital Hub. Po tym, jak próby współpracy tego obiektu ze światowej klasy Massachusetts Institute of Technology (MIT) zakończyły się porażką, irlandzki rząd podjął decyzję o przekształceniu tego obiektu w miejsca pracy dla około 70 firm z branży technologicznej.

Wzdłuż rzeki Liffey, naprzeciwko doków, rozciąga się Wayra – akcelerator należący do hiszpańskiej Telefoniki. Obok akceleratora Wayra, który jest domem dla 10 startupów, znajduje się obszar zwany Googletown. Pomiędzy Wayra, a Googletown biegnie Ulica William Street South, będąca dublińskim ośrodkiem hipsterskich barów, kafejek i miejsc z modą.

Startup Tribal.vc wynajął pomieszczenia w kamienicy przy 23 William Street South w grudniu ubiegłego roku. Wcześniej miejsce to wynajmowała sieć kawiarni, która później zbankrutowała. ZałożycieleTribal.vc zachowali dywany po poprzednim najemcy, wybielili deski podłogowe, a wnętrza urządzili meblami z Ikei. Kamienne schody pozostały gołe, a na ścianach wiszą plakaty Batmana. W piwnicy znajduje się specjalne pomieszczenie do wykonywania prywatnych rozmów telefonicznych.

W każdy czwartek Tribal organizuje lunch dla wszystkich firm w kamienicy. Podczas jednego z łagodnych majowych dni, w porze lunchu zebrało się około 20 osób, które dyskutowały z Simonem Dempseyem o nowej stronie podróżniczej LikeWhere.com. Ubrany w jeansy i biały t-shirt brodaty 37-latek opowiadał uczestnikom spotkania m.in. o tym, że karmienie gołębi w San Fransisco jest nielegalne, ale w Berlinie jest hotel, który oferuje swoim klientom spanie w trumnach przerobionych na łóżka.

„Znaleźliśmy kilka świetnych miejsc wokół Dublina, ale nigdy nie pasowały nam warunki najmu” – mówi Simon Dempsey, który wrócił do Dublina aby rozpocząć startup LikeWhere po 10-letniej działalności w Leeds na północy Anglii. „Gospodarze chcą podpisywać z nami umowy najmu na długi czas, a to po prostu nie pasuje do charakteru startupów” – wyjaśnia.

Barnaby Voss, współzałożyciel Blikbooka twierdzi, że w Dublinie założenie srartupu jest o ok. 25 proc. tańsze niż w Londynie. Koszty najmu po ostatnim kryzysie na rynku nieruchomości spadły o 60 proc. „Ceny najmu w Londynie są szalone. W Dublinie za to możesz mieć miłe biuro w całkiem prestiżowej okolicy” – dodaje Voss.

>>> Król: Innowacje w szkolnictwie wyższym? Zero korzyści

Brak osób do pracy

Minusem stolicy Irlandii jest znalezienie osób do pracy. Google zatrudnia w Dublinie 2500 osób. Chwilę jazdy rowerem od siedziby Google’a w starym kinie znajduje się europejski oddział Twittera. Airbnb, startup zajmujący się szukaniem zakwaterowania, również szuka pracowników.

Z powodu wysokiego popytu na pracowników, płace w branży technologicznej wzrosły w ubiegłym roku o 6 proc., podczas gdy bezrobocie w skali kraju wynosi 11,8 proc.

Rozwiązaniem, które przedsiębiorcy stosują w tej sytuacji, jest zatrudnianie osób z poza Irlandii. Połowa pracowników Blikbooka pochodzi z zagranicy, nawet z tak dalekich krajów, jak Ukraina.

Około 20 proc. z 56 osób pracujących w budynku przy William Street South nie pochodzi z Irlandii. Kolejne dwa startupy chcą wprowadzić się do kamienicy, zatem odsetek ten może jeszcze wzrosnąć.

Tribal pobiera za każde biurko 250 euro za miesiąc. Oznacza to, że przy tak niskiej cenie wynajmu miejsca pracy, firma musiała odrzucić wiele zapytań.

„Nie chcemy zarabiać na budynku. Ponieśliśmy pewne koszty z góry. Możemy je odzyskać, albo nie. Ale taka sytuacja nam odpowiada, ponieważ tworzymy tę wspólnotę” – komentuje Conor Stanley.

>>> Wielki sukces prawdziwej zielonej wyspy: Irlandia wychodzi z programu pomocowego