Z badania Deloitte wynika, że ponad 60 proc. firm w Polsce w ciągu 3-5 lat planuje wydatki na B+R. Planują, czy deklarują?

Planują, bo zrozumiały, że B+R to nie tylko działania kończące się patentem, a każda inwestycja zmierzająca do usprawnienia procesu, produktu, usługi, wykorzystania dostępnej wiedzy w nowatorski sposób etc. Natomiast nie jestem pewna, czy te działania będzie widać w statystykach.

To, co jest największym mankamentem wspierania innowacyjności, to nieprzyjazny system. Działamy impulsowo – dostajemy pieniądze z UE i tworzymy programy, by je zaabsorbować zgodnie z sugestią KE na B+R. Z tego powodu teraz zamierzamy wspierać np. przedsiębiorców dotacjami na ochronę własności intelektualnej, czyli składanie wniosków patentowych. Natomiast nie myślimy, jak patenty zatrzymać w Polsce. Przedsiębiorcy patentując rozwiązania, nie dostaną premii podatkowej za dochody osiągane z udzielenia dostępu do wiedzy. Dlatego, jeśli ochronią swoje rozwiązania patentem europejskim, to zarejestrują je w Holandii i tam będą je sprzedawali i rozliczali zyski, bo tam dostaną taką premię. W efekcie przedsiębiorca weźmie dotacje w Polsce, ale Polska nic z tego nie będzie miała.

Coś jednak musi mieć, skoro rząd zadeklarował Komisji Europejskiej, że w 2020 r. nakłady na badania i rozwój sięgną 1,7 proc. PKB. Pobożne życzenia? Teraz wydajemy 0,9 proc. PKB, i jesteśmy pod tym względem w ogonie Europy.

Reklama

Rząd chce tak dystrybuować środki z budżetu UE na lata 2014-2020, by pobudzać nimi nakłady na innowacje, prace badawczo-rozwojowe. Takie działanie jest zbieżne z oczekiwaniami KE. Teraz firmy w dużo mniejszym stopniu będą mogły otrzymywać dotacje na inwestycje wykorzystujące technologie już istniejące na świecie czy modernizację zaplecza infrastrukturalnego. Mają być zachęcane do tego, by realizować projekty, których rezultatem będzie wytworzenie nowej wiedzy. Te projekty mają powstawać we współpracy ze środowiskiem naukowym. Dotacje zostaną przeznaczone na sfinansowanie kosztów zatrudnienia naukowca, amortyzację istniejącej infrastruktury do realizacji projektu badawczego. To ma pozwolić na zwiększenie nakładów na B+R do 1,7 proc. PKB. Co nie zmienia faktu, że bez dodatkowych zachęt ich wyniki mogą nie być patentowane w Polsce.

Jednak największym wyzwaniem będzie przekonanie przedsiębiorców, aby sfinansowali połowę lub więcej inwestycji w B+R. Obecnie zdecydowaną większość nakładów ponosi sektor publiczny.

>>> Czytaj też: Crowdfunding: polskie firmy coraz odważniej walczą o finansowanie na Kickstarterze

Estończycy wydają na B+R - 2,8 proc. PKB, Czesi – 1,88 proc., Węgrzy - 1,3 proc. Dlaczego są lepsi od nas?

Na pewno łatwiej jest stworzyć ekosystem innowacji w mniejszej gospodarce niż w większej. Ale nie do końca nas to usprawiedliwia. W Polsce zaczęto myśleć o polityce innowacyjności, gdy pojawiły się fundusze strukturalne. W efekcie pobudką do realizacji projektów innowacyjnych była możliwość skutecznego wydania pieniędzy, które zostały nam przyznane, a nie stworzenie systemu, który byłby efektywny nawet bez dotacji. A takie systemy wprowadziły rządy Estonii, Czech czy Węgier, a ostatnio także Słowacji. Tam funkcjonuje system wsparcia podatkowego, poza systemem wsparcia grantami. Daje to przedsiębiorcom komfort długoterminowego planowania prac badawczo rozwojowych, czego nie dają fundusze strukturalne, gdyż dzieli się je w wyniku konkursów. Firma nie może się rozwijać przy założeniu, że jak wygra konkurs, to zrealizuje inwestycję, a jak nie wygra, to nie zrealizuje.

Jak państwa w naszym regionie zachęcają firmy do B+R?

Zachętami podatkowymi, odnoszącymi się do już poniesionych kosztów. Zwolnienie podatkowe pojawia się wówczas, gdy firma prowadzi działalność dochodową. System pozwala na obniżenie wygenerowanego dochodu o wydatki na B+R i jeszcze od pozostałego podatku należnego pozwala odjąć określoną kwotę wydaną na prace badawczo-rozwojowe. Firmy jedynie muszą być przygotowane na uzasadnienie związku wydatków z realizacją projektów badawczych i je katalogować w taki sposób, by organ kontrolny nie miał wątpliwości, że pieniądze wydane zostały właściwie. W niektórych jurysdykcjach w sumie mogą odliczyć nawet 300 proc. kosztów poniesionych na B+R, co jednocześnie nie pozbawia ich możliwości korzystania z dotacji z UE na te działania.

W polskim systemie mamy za to ulgę na nabycie nowych technologii.

Na nabycie, a nie wytworzenie. Mamy ulgę, która nie stymuluje polskiej innowacyjności, a obcą, import. Różni nas także sposób przyznawania ulgi. Zakup technologii amortyzowany jest jak wartość niematerialna i prawna. Przedsiębiorca może obniżyć podstawę opodatkowania o 50 proc. tego kosztu. Efektywna korzyść to 9,5 proc. poniesionych wydatków. Gołym okiem widać, że ten system nie działa, a mieszane działają.

>>> Polecamy: Trendy przyszłości. Konsumencie, tak będzie wyglądał twój świat

A może nie jesteśmy mniej innowacyjni niż inni, tylko u nas nie widać tych inwestycji, bo są amortyzowane jak zwykłe koszty uzyskania przychodu?

Faktycznie, w Polsce przedsiębiorcy korzystniej jest rozliczyć podatkowo wydatek na B+R, jeśli nie będzie się go wiązało z realizacją projektu badawczo-rozwojowego. Niedawno jeden z szefów dużej firmy telekomunikacyjnej przyznał, że wydaje dziesiątki milionów euro na rozwijanie nowych technologii informatycznych. Nie widzimy tego jednak w sprawozdaniach finansowych firmy, bo podchodzi ona do sprawy odrębnego katalogowania tych kosztów pragmatycznie. Efektywniej dla niej jest rozliczać te wydatki jako ogólne koszty związane z prowadzeniem działalności gospodarczej, co pozwala na bieżącą amortyzację podatkową. Wykazywanie iż są one związane z realizację projektu badawczego, rodzą ryzyko oczekiwania na amortyzację do momentu zakończenia projektu badawczego i wątpliwość, czy w sytuacji niepowodzenia badań, mogą być uznane jako koszt, bo interpretacje urzędów są różne.

Szybciej i korzystniej jest po prostu wykazać taki koszt jako ogólny. Takie informacje trafiają później także do Urzędu Statystycznego. Może właśnie to jest jedna z przyczyn, dla której nakłady na B+R sektora prywatnego są na tak niskim poziomie w Polsce.

Brak ulgi na B+R wynika zapewne z tego, że resort finansów obawia się spadku wpływów do budżetu.

Resort nie zwrócił uwagi na to, że przyzwolenie na odliczenie od podatku określonej kwoty, przyciągnęłoby do Polski dodatkowe korzyści w postaci podatku dochodowego od zagranicznych firm. Teraz nie jest on rozliczany w naszym kraju dlatego, że korporacje międzynarodowe dochód osiągnięty z B+R rozliczają poza naszymi granicami. W Holandii, Szwajcarii, Francji, Wielkiej Brytanii jest bardziej efektywny system zachęt. Dlatego wolą pokazać dochód gdzie indziej, by go sobie tam odliczyć.

Dlatego bez dodatkowych zachęt założenia Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, że osiągniemy wydatki na B+R na poziomie 1,7 proc. PKB, mogą pozostać w sferze pobożnych życzeń?

Dzięki zaangażowaniu Ministerstwa Gospodarki, Infrastruktury i Rozwoju oraz Nauki i Szkolnictwa Wyższego (ich cele są zbieżne), jeszcze za czasów wicepremiera Rostowskiego w resorcie finansów udało się wypracować kompromis. W Programie Rozwoju Przedsiębiorczości zapisano, iż system podatkowego wsparcia działalności B+R w przedsiębiorstwach ulegnie zmianie poprzez wprowadzenie wsparcia dla działań wewnętrznych zamiast importu innowacji. Ma to się zdarzyć wówczas, gdy Polska wyjdzie z procedury nadmiernego deficytu budżetowego. Prognoza resortu mówi, że stanie się to w ciągu 2 lat. Ale eksperci UE twierdzą, że to bardzo ambitny cel i raczej zakładają, że w procedurze będziemy jeszcze kilka lat. Oby to nie oznaczało, że Ministerstwo Finansów obiecało resortowi gospodarki, infrastruktury oraz nauki, przysłowiowe gruszki na wierzbie. Co ciekawe, choć wiele państw UE też jest w procedurze nadmiernego deficytu, włączając w to naszych sąsiadów z regionu, to ulgi na B+R tam funkcjonują.

Może te kraje wprowadziły ulgi, zanim weszły w procedurę nadmiernego deficytu?

Myślę, że w Polsce nie było dotąd czasu i woli, by zastanowić się nad docelowym modelem. Takim, który z jednej strony dawałby Ministerstwu Finansów kontrolę nad dochodami budżetu, a równocześnie wspierał B+R - premiowanie importu zamienił na premiowanie stworzonych w Polsce innowacyjnych rozwiązań.

Wystarczyłaby jedna mała rzecz – zmiana katalogu kosztów kwalifikowanych do ulgi. W gestii ministra finansów jest decyzja o wysokości premii i to, czy będzie ona uwzględniała koszty poniesione w poprzednim roku, czy uwzględniała koszty w momencie wejścia w życie innowacji. Nie trzeba także od razu dawać ulgi w wysokości 200 proc. poniesionych kosztów.

Może to być na początek kilkanaście procent. Włosi np. wprowadzili wartościowe ograniczenia wysokości kwoty, jaką wszystkie jednostki w kraju mogą w danym roku odliczyć na B+R. Kończy się limit, kończy się możliwość odpisów. Kto pierwszy, ten lepszy. To też mobilizuje przedsiębiorców do przyspieszania inwestycji w innowacje.

Mówimy o koniecznych zachętach, a czy przynajmniej wiemy, w jakich dziedzinach mamy większy potencjał i jakie branże powinniśmy przede wszystkim wspierać?

Kolejny problem. Polska do tej pory nie miała pomysłu na to, co chce wspierać. Wsparcie było rozproszone sektorowo i żadnego nie premiowało. Nie mamy branży, które staramy się wykreować. A nasi sąsiedzi z regionu mają takie wyróżniki. Czesi są silni w motoryzacji i na tym zbudowali swoją kompetencję. Węgrzy i Chorwaci specjalizują się w sektorze farmaceutycznym i to tam powstają centra badawcze pracujące nad nowymi innowacyjnymi lekami.

Teraz pokładam pewną nadzieję w inteligentnych specjalizacjach. Mogą nas nauczyć kierowania strumienia pieniędzy do sektorów w które wierzymy, że mogą być kołem zamachowym polskiej gospodarki. Ale tylko pod warunkiem, że inteligentne specjalizacje wybraliśmy inteligentnie.