Pytanie „kto zostanie premierem” fruwa w powietrzu odmieniane na różne sposoby. Karuzela z nazwiskami wiruje w coraz bardziej oszałamiającym tempie, aż się ludziskom od samego obserwowania w głowie kręci. I o to chodzi! Tak ma być. I tak będzie – jeśli wierzyć intuicji kilku ekspertów tudzież słowom samej rzecznik rządu (kto powiedział, że rzecznik zawsze musi kłamać) – aż do końca miesiąca, kiedy poznamy nazwisko nowego szefa Rady Ministrów. Tuskowego pomazańca. I prawdę mówiąc myślę, że mało istotne jest, kto przez rok będzie udawał, że rządzi krajem. Czy będzie to pani Marszałek Sejmu Ewa Kopacz (– Na sto procent, Bronisław Komorowski już się na nią zgodził, teraz tylko pokazuje publicznie, jaki jest ważny – zapewniała mnie dziś jedna z osób znających się na rzeczy, nawet się z nią założyłam, że jednak nie, o gołąbki), czy np. Jan Krzysztof Bielecki albo Janusz Lewandowski. Rok nie wyrok, da się przeżyć. Dużo istotniejsze jest to, co się dzieje teraz. To podgrzewanie atmosfery, które samo będzie podbijać słupki Platformie Obywatelskiej, ta nie musi nawet kiwnąć palcem. Podobnie było wówczas, kiedy PO „zastanawiała się”, kogo wystawić w wyborach prezydenckich. Komorowski czy Sikorski? Radek czy Bronek? To było bardzo sprytne, media same , nieproszone, zrobiły kampanię.

Tyle że teraz sprawa jest bardziej skomplikowana. Raz, że nieco niemoralne wydaje się robienie kampanii politycznej w kraju na tym, że zostało się wybranym na europejskie stanowisko. Na dumie Polaków z tego, że jeden z nich został doceniony gdzieś tam w wielkim świecie. Nawet dla tych, którzy wcześniej widzieli Donka o wilczych oczach, dziś jest Donald Wspaniały. Tylko dlaczego ma to dawać fory jakiejś partii? OK., już żałuję, że to napisałam, tak strasznie naiwnie to brzmi. Zajmijmy się więc następną, bardziej merytoryczną kwestią. Nie bez kozery następcę premiera Tuska nazwałam pomazańcem, gdyż to obecny szef rządu ma zdecydować, kto go zastąpi. A tak być nie powinno w demokratycznym państwie. To takie raczej azjatyckie zwyczaje. Mam skojarzenia z Putinem, który mianuje Miedwiediewa a to raz premierem, a to kolejny prezydentem, jak mu tam pasuje. Premier powinien pochodzić z wyborów. I proszę nie mówić, że takie mechanizmy działają na całym świecie. Są, ale nie działają właśnie. A jeśli tak, to na szkodę demokracji i samych partii. Tony Blair też mianował swojego następcę, Gordona Browna, ale dobrze wiemy, jak to się skończyło: w następnych wyborach partia pracy została rozgromiona. A czy ktoś pamięta, jakim premierem był Marek Belka, kiedy w 2004 roku został przyniesiony w teczce na miejsce zniszczonego aferą Rywina Leszka Millera? No, jakimś tam był.

A Pan, Panie Premierze Donaldzie Tusk, powinien zrozumieć, że nie jest już premierem, tylko szefem Rady Europejskiej. Nie Polakiem, a Europejczykiem. To już nie pańska piaskownica, nie pańskie zabawki i zasady gry. Uczciwie byłoby wycofać się z polskiej polityki, zająć tym, do czego się pan zobowiązał. Dać wygrać polskiej demokracji i rozpisać przedterminowe wybory. Czy to by było zbyt wiele?