Trzeciego czerwca podczas wizyty w Polsce prezydent USA obiecał przeznaczyć miliard dolarów na wzmocnienie bezpieczeństwa sojuszników w Europie Środkowej. Analizujemy, jakie są losy obietnicy amerykańskiej głowy państwa.

Projekt został szumnie nazwany Europejską Inicjatywą Zaufania, czyli ERI (European Reassurance Initiative). W jego ramach Biały Dom zdecydował się przeznaczyć dokładnie 925 mln dol. na szeroko rozumiane wsparcie dla Polski, krajów bałtyckich i Rumunii. Na razie pieniądze te istnieją tylko na papierze, ale z każdym kolejnym dniem jest bardziej pewne, że trafią one do Europy.

Środki na ERI pochodzą z grupy wydatków budżetowych zwanych OCO, czyli „zagranicznymi operacjami kryzysowymi” (z ang. Overseas Contingecy Operations). Finansowanie operacji wojskowych w Afganistanie i Iraku pochodziło właśnie z tych wydzielonych z budżetu Departamentu Obrony pieniędzy.

Prezydent przedstawił swój projekt wydatków na OCO Kongresowi już po ogłoszeniu ERI w czerwcu. Na Kapitolu został on zaakceptowany przez odpowiednie komisje ds. wydatków bez większych zmian pod koniec lipca. Teraz efekty prac owych komisji muszą zatwierdzić obydwie izby Kongresu. Na początku września przegłosowała je Izba Reprezentantów. Teraz czekają na głosowanie w Senacie, gdzie mają rekomendację komisji ds. obrony.

Na ERI składa się pięć podstawowych elementów: zwiększenie obecności militarnej Stanów Zjednoczonych w Europie; inwestycje w infrastrukturę celem podwyższenia gotowości bojowej wojsk regionu; zwiększenie ilości sprzętu obecnego rotacyjnie w regionie; wspólne szkolenia wojskowych z USA i krajów regionu; oraz zwiększenie możliwości bojowych krajów regionu i państw stowarzyszonych.

Reklama

Na dziś nie są znane szczegóły odnośnie tego, na co konkretnie zostaną przeznaczone środki w ramach tych poszczególnych rozdziałów. Na pewno jednak cały miliard nie trafi do Polski. A nawet jego większa część. W tym miesiącu przedstawiciele amerykańskiego lotnictwa w Europie wyrazili nadzieję, że środki z ERI pozwolą utrzymać obecność 21 myśliwców F-15 stacjonującej w bazie RAF w Lakenheath w Szkocji. Siły powietrzne USA bowiem w swoim projekcie budżetu z marca zaproponowały likwidację jednostki takich myśliwców stacjonujących za granicą. Było pewne, że ofiarą cięć padną właśnie maszyny z Wielkiej Brytanii. Obecnie trwa silny lobbing za pozostawieniem F-15 w tych bazach.

Sprawę dofinansowania państw frontowych takich jak Polska komplikuje również sytuacja na Bliskim Wschodzie. Już teraz jest pewne, że ze środków OCO będą finansowane bieżące działania prowadzone przez amerykańskie wojsko na świecie, przede wszystkim lotnicza ofensywa przeciw Państwu Islamskiemu na Bliskim Wschodzie. Przy tym nie wydaje się jednak możliwe, aby na ERI zabrakło pieniędzy w wyniku pojawienia się bardziej pilnych wydatków.

Sam mityczny miliard Obamy z Warszawy wydaje się być kwotą symboliczną. Dla porównania, miliard dolarów to pieniądze, jakie Waszyngton przeznaczył w ub. r. na pomoc dla Jordanii. Oprócz środków na pomoc humanitarną dla syryjskich uchodźców Amman otrzymał w ramach tej sumy także okrągłe 300 mln dol. pomocy wojskowej. Takiej inicjatywy w ramach ERI nie ma.

Miliard dla Europy to także ułamek łącznej sumy przeznaczanej na OCO, która w roku budżetowym 2015 ma wynosić prawie 60 mld dol. A to i tak najmniejsza suma, jaką Amerykanie przeznaczyli na „operacje kryzysowe” od lat. Wysokość obietnicy Obamy ginie także w ramach ogólnego budżetu obronnego USA, opiewającego na 570 mld dol.

Blado suma ta wypada także w porównaniu do środków, jakie Amerykanie przeznaczają chociażby na bardzo ograniczoną w swoim zakresie operację lotniczą na terenie Iraku.
Rzecznika Pentagonu kmdr. Elissa Smith pod koniec sierpnia szacowała w telewizji NBC ten koszt na poziomie 7,5 mln dol. dziennie. To oznacza, że rok sporadycznych nalotów kosztowałby amerykańskiego podatnika 2,7 mld dol., prawie trzy razy więcej niż ERI.

Z punktu widzenia europejskiego problem polega na tym, że konflikt rosyjsko-ukraiński wybuchł w momencie, kiedy Waszyngton aplikuje sobie oszczędności budżetowe. Wprowadzona trzy lata temu ustawa pod nazwą The Budget Control Act of 2011, ma na celu ograniczenie długu publicznego USA o jeden bilion dolarów do 2021 roku. Chociaż zagraniczne operacje kryzysowe nie są objęte powyższym ograniczeniem, to administracja Obamy sama nałożyła na siebie ograniczenie pod postacią wpisanego w budżet na rok 2013 założenia, że środki na OCO nie przekroczą do 2021 r. 450 mld dol. łącznie, z tym zastrzeżeniem, że w razie potrzeby mogą zostać zwiększone. W ciągu ostatnich dwóch lat z tej sumy zostało wykorzystanych 172,5 mld dol. Można więc powiedzieć, że do ERI można było jeszcze spokojnie dołożyć.

>>> Czytaj też: Putina da się zatrzymać. "Atak na terytorium NATO będzie oznaczać wojnę"