Wywiad z Jerzym Cieślikiem wywołał spore emocje. Wystarczy prześledzić komentarze pod jego internetową wersją. Nie ukrywam, że nie jest to dla mnie zaskoczeniem.

Celne uderzenie w czułe miejsce zawsze wywołuje ostrą reakcję. A prof. Cieślik trafił nie w jeden, lecz w kilka mitów funkcjonujących wokół polskiej przedsiębiorczości. Pokazał, że wcale nie jest tak, jakoby wraz ze wzrostem liczby przedsiębiorców automatycznie rosła zamożność całego społeczeństwa lub choćby nawet prężność gospodarki, liczona wielkością dochodu narodowego.

Przekonywał też, że naprawdę przyjazne przedsiębiorczości państwo nie powinno spełniać każdej zachcianki środowisk biznesowych. Albo, że wspieranie przedsiębiorczości niekoniecznie musi polegać na inwestowaniu w innowacyjność. Najważniejsze jednak było to, że powiedział to nie jakiś profesorek-wariatuńcio, antyliberalny oszołom albo inny trockista, tylko jeden z najlepszych w Polsce badaczy zjawiska przedsiębiorczości, mający za sobą na dodatek długą i bardzo udaną karierę menadżerską (to on wprowadzał do Polski doradczego giganta Ernst & Young).

Interwencja Jerzego Cieślika jest ciekawa i reprezentatywna dla pewnego typu krytyki polskiej debaty ekonomicznej, bo pochodząca nie spoza, lecz z samego serca polskiego biznesu. Cieślik zwraca bowiem uwagę, że w Polsce tzw. głos biznesu został zawłaszczony przez hałaśliwe organizacje lobbystyczne, które przypominają rozkapryszonego nastolatka. Ciągle naburmuszeni i skarżący się, że starzy (państwo) czyhają na ich wolność.

Reklama

Organizacje te do perfekcji opanowały umiejętność szermowania skrajnie wolnorynkowymi i miłymi dla ucha hasłami. Na każdym kroku skarżą się na wysokie podatki i nieprzyjazne państwo. Jednocześnie bez większego zażenowania wiszą na garnuszku u starych. W ich idealnym świecie państwo służy do pompowania w biznes publicznych pieniędzy (wspieranie innowacyjności!). Ale swoimi zyskami ze społecznością, z której wyrośli, już nie mają ochoty się podzielić. Bo przecież wiadomo. To wyłącznie ICH zasługa.

Wystąpienie Cieślika to kolejny sygnał, że nie cały świat biznesu myśli podobnie. Kto wie, może nawet mamy tu do czynienia ze znanym z innych dziedzin życia społecznego zjawiskiem milczącej większości, która od czasu do czasu się ożywia i daje po nosie krzykliwej mniejszości, by nie uzurpowała sobie prawa do przemawiania w imieniu wszystkich.

>>> Czytaj też: Polska nie potrzebuje już przedsiębiorców? Jest ich zbyt wielu

ikona lupy />
Rafał Woś, publicysta Dziennika Gazety Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna