„Można zakładać, że Brexit, turbulencje finansowe i spadki na giełdach, jakie on wywołuje, będą działały na korzyść partii rządzącej w Hiszpanii. Tak się zazwyczaj dzieje, gdy wybucha kryzys, gdy sytuacja jest niestabilna. To oczywiście tylko hipotezy, bo nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z czymś podobnym do Brexitu” – powiedział Simon, politolog z uniwersytetu Karola III w Madrycie.

Według niego nie jest pewne, jaki efekt brytyjskie referendum wywoła w Katalonii. Secesjoniści z tego regionu na północnym wschodzie kraju jesienią 2015 roku uchwalili w katalońskim parlamencie rezolucję w sprawie formalnego rozpoczęcia procesu tworzenia niezależnego państwa. Rezolucja miała zainicjować 18-miesięczny proces przygotowujący region do odłączenia się od reszty kraju.

„Brexit w mniejszym stopniu będzie działał na korzyść Katalończyków. Trzeba będzie poczekać aż zakończy się cały proces negocjacji (w sprawie wychodzenia Wielkiej Brytanii z UE – PAP), a to potrwa bardzo długo. Dopiero kiedy Szkocja ogłosi, że chce zostać w UE, okaże się, jaki efekt Brexit wywoła w Katalonii” – dodał politolog.

Jak zauważył Simon, problem niepodległości Katalonii rzadko pojawiał się podczas kampanii wyborczej w Hiszpanii. „Jedyne o czym się mówiło, ale i tak niewiele, to sprawa referendum - czy jest to czerwona linia czy nie” – dodał Simon.

Reklama

Poza tym sytuacja w Katalonii ostatnio się skomplikowała.

„Szefowi katalońskiego rządu Carlesowi Puigdemontowi nie udało się przepchnąć budżetu, gdyż nie poparli go zwolennicy niepodległości z partii Kandydatura Jedności Ludowej (CUP). Puigdemont zapowiedział więc, że zgodzi się na głosowanie w sprawie wotum nieufności we wrześniu. Zobaczymy, czy je przetrwa. Jeśli nie, to konieczne będą kolejne wybory w Katalonii” – wyjaśnia Simon.

W czwartek 51,9 proc. Brytyjczyków opowiedziało się za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, a za pozostaniem w UE zagłosowało 48,1 proc. wyborców - wynika z opublikowanych w piątek rano przez komisję wyborczą ostatecznych wyników.

W niedzielę Hiszpanię czekają przedterminowe wybory parlamentarne. Zostały one rozpisane, gdyż po poprzednim głosowaniu z grudnia, w którym żadna partia nie zdobyła większości absolutnej, cztery główne formacje nie były w stanie porozumieć się w sprawie rządu.

Sondaże, przeprowadzone jeszcze przed brytyjskim referendum, dawały zwycięstwo PP p.o. premiera Mariano Rajoya, która także tym razem najpewniej nie zdobędzie większości absolutnej w 350-osobowym Kongresie Deputowanych. Na drugim miejscu plasowała się lewicowa koalicja sprzeciwiająca się polityce oszczędności, w której skład weszła utworzona w 2014 roku partia Podemos i Zjednoczona Lewica (IU); koalicja ma nazwę Unidos Podemos (Zjednoczeni Możemy). Koalicja w sondażach zepchnęła na trzecią pozycję Hiszpańską Socjalistyczną Partię Robotniczą (PSOE). Na czwartym miejscu plasowała się liberalna, centroprawicowa Ciudadanos, która, podobnie jak Podemos, weszła do hiszpańskiego parlamentu po wyborach z 20 grudnia 2015 roku.

Z Madrytu Julia Potocka (PAP)