Przedstawiając po raz pierwszy tak szczegółowo programu rządu, brytyjska premier podkreślała, że jej gabinet chce "służyć zwyczajnym, pracującym ludziom", których poglądy zbyt często były ignorowane lub wyśmiewane.

"Posłuchajcie tego, w jaki sposób politycy i komentatorzy mówią o ludziach. Oceniają, że patriotyzm jest +obrzydliwy+; wasze wątpliwości dotyczące imigracji - +zaściankowe+, poglądy na przestępstwa - +nieliberalne+; przywiązanie do bezpieczeństwa zatrudnienia - +niewygodne+" - kpiła.

Jak dodała, dla wielu przedstawicieli establishmentu "Wielka Brytania jest innym krajem, a te obawy nie są ich obawami". Opowiadając się za aktywną rolą państwa w gospodarce, zaznaczyła, że podczas gdy rząd "nie ma odpowiedzi na wszystkie pytania, może i powinien być siłą dobrych zmian, robiąc to, czego pojedyncze osoby, społeczności i rynki nie są w stanie zrobić".

"W czerwcu ludzie zagłosowali za zmianą - i ona nadejdzie" - zapewniała szefowa rządu. Jak przekonywała, "do tej zmiany doszło ze względu na cichą rewolucję trzy miesiące temu", czyli referendum ws. członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. "To rewolucja, w której miliony obywateli postawiły się i powiedziały, że nie chcą być dalej ignorowane. To punkt zwrotny tego wieku; jedna na pokolenie szansa na zmianę kierunku rozwoju naszego narodu" - mówiła.

Reklama

Prezentując swój program jako "empatyczny konserwatyzm", May podkreślała znaczenie relacji społecznych. Wielu komentatorów zwróciło uwagę, że jest to jednoznaczne zerwanie z linią Margaret Thatcher, do której często porównywano obecną szefową rządu.

"Cenimy ducha obywatelstwa, dzięki któremu szanujesz relacje i zobowiązania, które sprawiają, że nasze społeczeństwo sprawnie funkcjonuje. Zobowiązanie wobec mężczyzn i kobiet, którzy żyją wokół ciebie, którzy pracują dla ciebie, którzy kupują dobra i usługi, które sprzedajesz. Ten duch wymaga uznania kontraktu społecznego, który mówi jednoznacznie, że dbasz o wykształcenie i przygotowanie do pracy młodych ludzi stąd, zanim zdecydujesz się na tanią siłę roboczą z zagranicy" - oświadczyła, wypowiadając się przeciwko wysokim poziomom imigracji do Wielkiej Brytanii, w tym z Polski.

May oceniła, że "zbyt wiele osób na wpływowych pozycjach zachowuje się, jakby miało więcej wspólnego z przedstawicielami międzynarodowych elit niż z ludźmi na ich własnej ulicy, z którymi pracują i których mijają na ulicy". "Jeśli wierzysz, że jesteś obywatelem świata - jesteś obywatelem niczego i nie rozumiesz tego, co samo słowo +obywatelstwo+ oznacza" - oceniła.

Opisując procedurę wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, May powtórzyła swoje zobowiązanie do uruchomienia procedury przed końcem marca przyszłego roku, a także przygotowania tzw. wielkiej ustawy uchylającej na wiosnę. "Nasze prawa nie będą tworzone w Brukseli, ale w Westminsterze (siedziba brytyjskiego parlamentu - PAP); nasi sędziowie nie będą zasiadać w Luksemburgu, ale w sądach na terenie całego kraju. Zwierzchność unijnego prawa skończy się na zawsze" - zapewniała.

Jak podkreśliła, chciałaby wynegocjować umowę, która będzie "odzwierciedlała silne i dojrzałe relacje z naszymi europejskimi przyjaciółmi", choć powtórzyła, że nie zgodzi się na oddanie kontroli nad granicami, czym de facto wykluczyła zachowanie swobody przepływu osób w obecnym kształcie.

May, która w lipcu zastąpiła na stanowisku Davida Camerona, podkreśliła, że planuje także przygotowanie nowej polityki przemysłowej i rozwojowej, która "będzie miała za zadanie rozwiązać część ze strukturalnych wyzwań stojących przed Wielką Brytanią".

"Nie chodzi o wybieranie +czempionów+, wspieranie upadających przemysłów lub wskrzeszanie starych firm, ale o rozpoznanie branż, które mają strategiczne znaczenie dla naszej gospodarki, i wspieranie ich przez działania dotyczące handlu, opodatkowania, infrastruktury, umiejętności, szkolenia i rozwoju" - powiedziała.

Wystąpienie May zakończyło trwającą od niedzieli konferencję programową Partii Konserwatywnej.