Z winy sędziów nie działa w Polsce skutecznie prawo, które pozwalałoby odsuwać byłych agentów od stanowisk. Przez lata wytworzyły się patologiczne mechanizmy lustracji. W ich wyniku agenci najczęściej uzyskują potwierdzenia, że agentami nie byli - mówi dr Piotr Gontarczyk, historyk, b. zastępca dyrektora Biura Lustracyjnego w Instytucie Pamięci Narodowej.

Czy można oszacować liczbę byłych agentów pracujących dzisiaj w administracji w Polsce?

Nie ma takich badań. Przy szczątkowych materiałach oraz w związku z usunięciem informacji o wielu agentach nie ma możliwości dokonania szerokich, rzetelnych szacunków. Szczątkowe dane poświadczają, jednak, że po 1990 r. agentura istniała w administracji, jak i w innych dziedzinach życia publicznego. Agenturę lokowano jednak głównie w takich środowiskach, w których trudno było coś zrobić metodami administracyjnymi np. w adwokaturze czy w opozycji.

Związkowcy z NSZZ „Solidarność” związani z administracją twierdzą, że dziś może to dotyczyć jeszcze 40 tys. osób, choć wliczają w to również funkcjonariuszy MO.

Byłych funkcjonariuszy SB można usunąć, ale MO? Wątpię. Na razie jednak nie ma narzędzi, aby dokonać jakichkolwiek zmian lustracyjnych w urzędach. Wszystko to jest już mocno spóźnione, bo w wielu lokalnych środowiskach dawne powiązania, układy i zależności przeniosły się już na następne pokolenie.

Reklama

Czy po 27 latach od transformacji taka agentura z punktu widzenia państwa to jeszcze problem?

Tak. Każdy agent, którego teczka trafi w ręce przestępców lub obcego wywiadu stanowi zagrożenie. Szantażowany nie zawsze będzie kierował się interesem państwowym.

Treść całego wywiadu można znaleźć w jutrzejszym wydaniu DGP.

Rozmawiał Grzegorz Osiecki

>>> Polecamy: Tusk jest dobrym kandydatem. Tylko czy reprezentuje Polskę? [SONDAŻ]