Zaostrzający się konflikt Turcji z USA pod coraz większym znakiem zapytania stawia jej wiarygodność jako członka NATO, choć wbrew pesymistycznym komentarzom jej formalne wystąpienie z Sojuszu na razie nie jest prawdopodobne.

Od chwili przyjęcia do NATO w 1952 r. Turcja była jednym z najważniejszych członków Paktu, zwłaszcza w okresie zimnej wojny. Jej strategiczne położenie na granicy Europy z Azją sprawia, że stanowi naturalną barierę między Starym Kontynentem a Bliskim Wschodem, a od południa zaporę dla Zachodu przed Rosją, z którą przez stulecia rywalizowała o wpływy i terytoria. Do dziś Turcja ma drugą co do wielkości armię wśród państw NATO (po USA).

W okresie zimnej wojny w Turcji stacjonowały amerykańskie rakiety nuklearne, wycofane w następstwie kryzysu kubańskiego. W 1990 r. potwierdzeniem sojuszniczej lojalności Ankary było zamknięcie przez tureckiego prezydenta Turguta Ozala rurociągów transportujących ropę naftową z Iraku po napaści na Kuwejt przez Saddama Husajna. Po ataku terrorystycznym na USA 11 września 2001 r. Turcja była jednym z pierwszych krajów, które wysłały swe wojska do Afganistanu jako część koalicji pod amerykańskim przywództwem.

Wojska te nie wzięły jednak udziału w walkach, a w dwa lata później Turcja odmówiła udziału w inwazji w Iraku i nie pozwoliła amerykańskim samolotom wykorzystywać swojej bazy lotniczej w Incirlik do ataków na Irak. Zdecydowany zwrot w polityce zagranicznej Ankary nastąpił wraz dojściem do władzy w 2003 r. islamistycznej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) pod przywództwem Recepa Tayyipa Erdogana. Za jego rządów Turcja zacieśniła więzi z państwami Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej, w tym z Iranem, i przyłączyła się do ich kampanii zimnej wojny z Izraelem.

W ostatnich latach Erdogan wspierał ugrupowania ekstremistów islamskich w Syrii, przymykając oczy na ich przenikanie do Europy, i nawiązał bliskie stosunki z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Ukoronowaniem flirtu z Moskwą był zakup rosyjskich rakiet ziemia-powietrze S-400. W odpowiedzi na tę transakcję Kongres USA zablokował dostarczenie do Turcji zakontraktowanych wcześniej supernowoczesnych samolotów amerykańskich F-35. Waszyngton obawia się, że ewentualna współpraca tych samolotów z S-400, rosyjskim systemem obrony powietrznej, umożliwi wywiadowi Rosji poznanie technologicznych i wojskowych tajemnic NATO.

Reklama

Wszystko to sprawia, że zwłaszcza dla USA Turcja staje się sojusznikiem coraz bardziej wątpliwym. „Jesteśmy świadkami stopniowego zgonu relacji, która jest sojuszem już tylko z nazwy” - napisał prezes amerykańskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) Richard Haass.

Haass i inni eksperci zwracają uwagę, że sojusz ten opierał się dwóch filarach - na założeniu, że Turcja jest częścią Zachodu, co sugeruje, że przestrzega zasad liberalnej demokracji, oraz na wspólnym zagrożeniu ze strony Rosji. Oba te filary skruszały. Turcja, która nigdy nie była idealną demokracją, ale od lat 80. ewoluowała w jej kierunku, za rządów Erdogana, a szczególnie po nieudanym puczu wojskowym w 2016 r. przekształciła się w dyktaturę jednej partii. Rosja również nie jest dziś postrzegana jako takie samo zagrożenie jak ZSRR ani przez Ankarę, ani Waszyngton.

„Antysowiecki klej, który spajał oba nasze kraje w czasie zimnej wojny, już nie istnieje. Obecnie mamy małżeństwo bez miłości, w którym obie strony mieszkają pod jednym dachem, chociaż brak już między nimi prawdziwego związku” - napisał Haass.

Konflikt zaostrzył się ostatnio wskutek konfrontacyjnej polityki Erdogana i prezydenta USA Donalda Trumpa. Erdogan domaga się ekstradycji zamieszkałego w USA muzułmańskiego duchownego Fethullaha Gulena, oskarżanego o zorganizowanie udaremnionego puczu, i odmawia zwolnienia więzionego w Turcji pod naciąganymi zarzutami amerykańskiego pastora Andrew Brunsona. W odpowiedzi Trump wprowadził sankcje handlowe wobec Turcji, co spotkało się z analogiczną ripostą Ankary. Wojna handlowa pogarsza trudną sytuację Turcji, pogrążonej już w kryzysie finansowym.

„Starcie Erdogana z Trumpem to wierzchołek góry lodowej. Problem z Turcją jest poważniejszy. Trudno mieć w NATO kraj, który pod tak wieloma względami odstaje od norm wspólnoty zachodniej. Poza tym w związku z kryzysem gospodarczym Turcja dryfuje ostatnio i staje się coraz bardziej nieobliczalna i jako potencjalna +piąta kolumna+ w NATO może być rozgrywana przez Rosję” - powiedział PAP Adam Balcer, analityk ds. Bałkanów i Turcji z Ośrodka Studiów Wschodnich i Uniwersytetu Warszawskiego.

Czy możliwe jest jednak wyjście Turcji z Sojuszu Północnoatlantyckiego? Ewentualność taką za wyobrażalną uważają niektórzy eksperci, np. były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, emerytowany generał Stanisław Koziej. Zgadza się z nim Balcer.

„Scenariusza wyjścia Turcji z NATO nie można zupełnie wykluczyć. Może ona zostać wyrzucona z Sojuszu lub zawieszona w prawach członkowskich. Mogłoby się tak stać, gdyby Turcy zażądali, by Amerykanie wycofali się z bazy w Incirlik albo ją zablokowali” - mówi ekspert.

Jak wszakże przypomina Haass, obecnie brak w NATO procedur przymusowego usunięcia z niego kraju członkowskiego, pozostaje więc pytanie, czy Turcja wycofa się z sojuszu sama.

„To jest zdecydowanie nieprawdopodobne, tak daleko sprawy jeszcze nie zaszły” - mówi PAP wicedyrektor German Marshall Fund of the United States (GMF) Ian Lesser. Jego zdaniem Turcja może się co najwyżej wycofać ze zintegrowanych militarnych struktur NATO, jak kiedyś Francja, ale zbyt wysoko ceni sobie samo członkostwo.

„Turcy wciąż potrzebują NATO jako gwarancji bezpieczeństwa wobec zewnętrznych zagrożeń - a lista ich potencjalnych przeciwników jest długa, wymieńmy tu choćby Syrię i Iran - a na dłuższą metę wobec Rosji” - mówi ekspert GMF.

Aby wpłynąć na politykę Turcji, by nie szkodziła interesom Zachodu, państwa NATO mają potężne narzędzia nacisku w postaci współpracy militarnej. Większość wyposażenia tureckiej armii pochodzi z USA i Niemiec, które mogą ograniczać dostawy części zamiennych do tego sprzętu i zakupy nowej broni, wciąż nowocześniejszej od rosyjskiej albo chińskiej.

Tomasz Zalewski (PAP)

>>> Polecamy: Poroszenko w "FT": Ukraińskie reformy są zagrożone. Z powodu Rosji