Prezes ocenił, że zjawisko to dotknie cały sektor bankowy. Nie oznacza to jednak - jak mówił - ani kryzysu w bankowości, ani pogorszenia standardów bezpieczeństwa polskich banków.

Według Bartkiewicza, spodziewany wolniejszy przyrost zysków w bankowości będzie naturalną konsekwencją zmniejszenia aktywności gospodarczej na rynku, a co za tym idzie - mniejszej dynamiki wzrostu depozytów i kredytów. W tej sytuacji banki zarobią mniej, choć np. marże na kredytach wzrosną.

Zasadniczego wpływu na wyniki nie będą natomiast miały - zdaniem prezesa - stosowane przez banki dodatkowe mechanizmy wzmacniające bezpieczeństwo, polegające na zwiększaniu tak zwanych buforów, czyli utrzymywaniu najważniejszych wskaźników znacznie powyżej wymaganych przez przepisy.

"Jest naturalne, że w sytuacji zwiększonej wahliwości instrumentów musimy stworzyć większy od minimalnego bufor, zarówno w zakresie współczynnika wypłacalności, płynności, jak i innych parametrów" - powiedział prezes.

Reklama

Chodzi o to, że w sytuacji wahań i nieprzewidywalnej sytuacji na rynku, banki muszą być przygotowane np. na zmiany stóp procentowych, kursów walut czy odpływ depozytów w zakresie znacznie większym, niż w normalnej, stabilnej sytuacji. Stąd bardziej konserwatywna polityka i większy bufor bezpieczeństwa.

Bartkiewicz nie chciał przesądzać, jak te działania wpłyną na politykę dywidendy banku. Przypomniał, że w mijającym roku zarząd proponował niewypłacanie dywidendy właśnie po to, by mieć wyższy współczynnik wypłacalności. Ostatecznie dywidendę wypłacono, bo chcieli tego mniejszościowi akcjonariusze, uznając, że wystarczającym "buforem" jest możliwość zaciągnięcia przez bank tzw. pożyczki podporządkowanej.

Prezes podkreślił, że w tym roku sytuacja rozwinęła się jednak w lepszym od spodziewanego kierunku, a współczynnik wypłacalności wynosi 11,91 proc., wobec wymaganego przepisami minimum 8 proc. W ocenie Bartkiewicza, polskie banki charakteryzują się jednymi z najlepszych wskaźników wypłacalności i są w pełni bezpieczne.

Zdaniem Bartkiewicza, w Polsce nie mamy do czynienia z kryzysem czy recesją, ale osłabieniem tempa wzrostu gospodarczego. Przyjmuje się, że recesja to co najmniej dwa kolejne kwartały ujemnego wzrostu gospodarczego (spadku PKB), co Polsce nie grozi.

"Jest bardzo wątpliwe, by w ciągu najbliższych dwóch lat w Polsce wystąpiła recesja. Najbardziej pesymistyczne prognozy mówią o 0,5 proc. wzrostu gospodarczego, większość prognoz mówi natomiast o 2,2-3,4 proc. wzrostu PKB" - powiedział Bartkiewicz, wskazując, że nawet wzrost rzędu 2 proc. czyni Polskę "wyspą spokoju" w UE.

Według prezesa ING Banku Śląskiego, polska gospodarka powinna wyhamowywać stopniowo, jednak osłabienie tempa wzrostu może potrwać nieco dłużej, tj. 6-7 kwartałów. Pozytywnym bodźcem dla gospodarki mogą być duże inwestycje infrastrukturalne oraz napływ do Polski unijnych środków.

Za jedno z najistotniejszych dla polskiej gospodarki zagrożeń Bartkiewicz uznał niepewny kurs walutowy. Jego zdaniem, nie ma przesłanek, dla których złoty miałby nadal tracić na wartości, trudno jednak przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie jego kurs. Opowiedział się za działaniami w kierunku szybkiego wprowadzenia w Polsce waluty euro.

Bartkiewicz nie chciał wypowiadać się na temat tegorocznych wyników banku. Przypomniał, że wyniki po trzech kwartałach są lepsze od ubiegłorocznych. W końcu września 2008 r. skonsolidowany zysk ING Banku Śląskiego wyniósł 574,4 mln zł, tj. o 7,7 proc. więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku.

Na koniec września 2008 r. ING Bank Śląski miał ponad 2,5 mln klientów detalicznych. W ciągu ostatnich 12 miesięcy liczba klientów zwiększyła się o 316 tys. Bank ma 432 placówki w całej Polsce.