Francja ma o tyle szczęście, że przez rynki finansowe jest oceniana lepiej niż inne kraje tzw. Club Med, czego dowodem jest ubiegłotygodniowa emisja 10-letnich obligacji z niższą rentownością niż w kwietniu: 0,81% wobec 0,97%.

Mimo obaw części analityków ryzyko wzrostu kosztów pożyczkowania jest znacznie przesadzone w krótkiej i średniej perspektywie. W 2007 roku relacja zadłużenia do PKB wyniosła około 2,5% wobec 1,7% w 2016 r., co jest niższym poziomem niż w większości europejskich państw, z wyjątkiem Niemiec. Ze względu na średni 7-letni termin zapadalności francuskiego długu, skokowy wzrost stóp procentowych o 1% miałby jedynie 0,14% wpływ na roczny obrót zadłużenia. W krótszej perspektywie, w latach 2017 i 2018, zadłużenie może kontynuować spadek w kierunku 1,5% PKB, co daje Emmanuelowi Macronowi ponad 18 miesięcy spokoju na polu wydatków publicznych.

Kluczowym wyzwaniem dla nowego prezydenta będzie pobudzenie wzrostu gospodarczego nad Sekwaną. W pierwszym kwartale 2017 r. wzrost PKB wyniósł tylko 0,3% kwartał do kwartału, o połowę mniej niż w pierwszym kwartale 2016 r., na co znaczący wpływ miał rozczarowujący wynik handlu zagranicznego i konsumpcji małych gospodarstw domowych. Wygląda na to, że rządowa prognoza dotycząca średniorocznego wzrostu PKB na poziomie 1,5% w 2017 r. może być zawyżona. Dlatego jednym z pierwszych działań gospodarczych nowego rządu mogłaby być rewizja tej prognozy, zgodnie z niższymi prognozami organizacji międzynarodowych. Byłaby to decyzja odzwierciedlająca rzeczywistość gospodarczą, ale także negatywny sygnał ze strony nowej administracji sugerujący, że trudno będzie uzyskać wzrost w wysokości 2%, kiedy jest on bardziej zbliżony do 1%.

Podobnie do Françoisa Hollande’a, Emmanuel Macron będzie musiał zwiększyć konkurencyjność francuskich spółek, redukując koszty pracy oraz – przede wszystkim – wzmocnić wydajność gospodarki. Z historycznego punktu widzenia istnieją dwa czynniki kluczowe dla odbicia gospodarczego – demografia i wydajność. We Francji wydajność kapitału jest na średnich poziomach dla rozwiniętych gospodarek. Rzeczywistym problemem jest wydajność pracy, która spada od 20 lat. Ten negatywny trend można wytłumaczyć poniższymi czynnikami:

Reklama

1. Nierównowaga w umiejętnościach pracowników, jak wskazał raport PISA OECD. Francja nie potrzebuje większej liczby ekonomistów, zarządzających i profesorów, ale inżynierów, doktorów, naukowców oraz specjalistów w sektorze wytwórczym. Ponad jedna trzecia firm w sektorze wytwórczym narzeka na brak rąk do pracy. Jest to o tyle kuriozalne, że stopa bezrobocia znajduje się blisko 10%;

2. Brak innowacji modyfikujących procesy produkcyjne i nawyki konsumentów. Aby rozwiązać ten problem, należałoby zainwestować w badania i rozwój. Obecny budżet francuskiej Państwowej Agencji ds. Badań to 640 milionów euro wobec 2,7 miliarda euro, którymi dysponuje jej niemiecki odpowiednik. To dowód, że Francja musi dokonać istotnych zmian.

Polityka Szkoleń, które chce wprowadzić nowy prezydent, jest krokiem w odpowiednim kierunku. Nie ma w tym przypadku większych problemów z finansowaniem. Jednak kluczowe jest, aby działania te zostały skierowane w stronę odpowiedniej części społeczeństwa i wyszły naprzeciw faktycznym oczekiwaniom francuskiego rynku pracy. Dodatkowo należy w tym procesie ściśle działać z regionalną administracją, ponieważ tylko dzięki współpracy na lokalnym szczeblu można skuteczniej naprawiać faktyczne problemy francuskiej ekonomii.

Aby osiągnąć sukces nowy prezydent musi zrobić wszystko, aby przekonać do swoich pomysłów jak największą część francuskiego społeczeństwa, które pójdzie do urn w wyborach parlamentarnych 11 i 18 czerwca. Istnieje prawdopodobieństwo, że En Marche! zagwarantuje sobie tylko względną większość w Zgromadzeniu Narodowym. Jednak jak pokazały lata 1988-1991, brak większości absolutnej nie musi oznaczać związanych rąk prezydenta. W tamtym okresie socjalistyczny premier Michel Rocard znalazł się w podobnej sytuacji, a mimo to udało mu się przeforsować kilka kluczowych reform, takich jak CSG i RMI (składki na ubezpieczenie społeczne i świadczenia socjalne), dzięki tworzonym ad hoc sojuszom i korzystaniu z Artykułu 49-3. Historia może się powtórzyć. Napłynęło wiele sygnałów pokazujących, że zarówno przedstawiciele lewicy jak i prawicy są skłonni współpracować z Emmanuelem Macronem. Wielka koalicja w niemieckim stylu jest w dłuższej perspektywie utopią, ale prawdopodobna jest współpraca francuskich reformatorów przy indywidualnych projektach... przynajmniej do 2019 roku, gdy dojdzie do wyborów do Parlamentu Europejskiego.

Europa dwóch prędkości?

Polityka zagraniczna Macrona skupia się przede wszystkim na przebudowie UE, zwłaszcza strefy euro. Po zaprzysiężeniu rozpocznie on podróż po europejskich stolicach, mającą na celu zachęcenie do wspólnego budżetu w strefie euro. Nie wiadomo jeszcze, czy uda mu się zdobyć kluczowe poparcie Niemiec, zwłaszcza przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi. Propozycja ta jest jednak z pewnością oryginalnym sposobem rozwiązania wielu problemów gospodarczych i finansowych w strefie euro, takich jak ucieczka kapitału z Włoch i Hiszpanii do Niemiec. Polski rząd może nie przyjąć tej inicjatywy z otwartymi rękami, biorąc pod uwagę, że sprzeciwia się dalszej politycznej i gospodarczej integracji UE, a taki posuniecie wzmocniłby Europę dwóch prędkości.

Pomimo tego, jest to jedyny sposób, aby Unia Europejska i strefa euro efektywniej funkcjonowały, co w rezultacie byłoby też pozytywne dla polskiej gospodarki. Z mojego punktu widzenia Polska i wszyscy inni członkowie UE powinni poprzeć propozycję Macrona.

Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku

>>> Polecamy: Brexit mógł być impulsem do poszerzenia strefy euro, ale tak się nie stanie