Komentatorzy polityczni zauważają natomiast, że premier podtrzymuje wszystkie obietnice wyborcze prezydenta, ale spełnienie niektórych odkłada na później.

Philippe przedstawił plan „gospodarczego i finansowego podźwignięcia się kraju” oparty o zasady liberalizmu ekonomicznego. Zapowiedział „powrót Francji” na arenę światową i „do Europy”, która powinna być „mniej biurokratyczna i bardziej opiekuńcza”. Podkreślił, że jego rząd położy nacisk na sprawę pracowników delegowanych.

Przyznając, że „przemówienie było skrajnie konkretne” Bruno Jeudy z BFMtv zauważył, że premier przyjmuje na siebie rolę „wykonawcy programu, którego autorem jest prezydent Macron”.

Komentator Thierry Arnaud zwrócił uwagę na „kwadraturę koła”, w jaką „wplątał się” premier, stawiając sobie za zadanie powstrzymanie deficytu, przy jednoczesnym zwiększeniu inwestycji i obniżeniu podatków.

Reklama

Eric Coquerel ze skrajnie lewicowej partii Francja Nieujarzmiona uznał, że „obniżenie podatków to złudzenie”, a expose premiera zapowiada „zaciskanie pasa” i „paraliż życia gospodarczego”.

Według Daniela Fasquelle’a z partii Republikanie w wystąpieniu premiera „są rzeczy dobre”. Wyraził on jednak niepokój z powodu „ukrytych podwyżek podatków”, które, jak twierdzi, „dotkną emerytów i pracowników państwowych”.

Jego partyjny kolega, były minister Eric Woerth, zarzucił premierowi „odsuwanie koniecznych kroków”. Premier - jak powiedział - „prześlizgnął się po problemach”, a większość zapowiadanych reform „zwiększa wydatki”. Ten program „nie doprowadzi do podniesienia się kraju” – zawyrokował Woerth.

Marine Le Pen, przywódczyni skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, nawiązując do wielokrotnie powtarzanych przez premiera słów „zaufanie i optymizm", stwierdziła, że jego wystąpienie było „na niskim poziomie” i nie wywołuje w niej „ani optymizmu, ani zaufania”.

Zdaniem niedawnej kandydatki na prezydenta rząd „podporządkuje się całkowicie wymaganiom Brukseli”, co zapowiada „ciężkie czasy dla ludzi pracy”.

Le Pen zarzuciła też premierowi, że nie powiedział „ani słowa o bezpieczeństwie" oraz „nie wspomniał o walce z fundamentalizmem islamskim”.

Le Pen zapowiedziała, że w głosowaniu zamykającym debatę, nie da rządowi wotum zaufania rządowi. Podobnie mieli postąpić deputowani Francji Nieujarzmionej. Natomiast niektórzy krytykujący premiera przedstawiciele partii Republikanie, postanowili wstrzymać się od głosu.

Głosowanie nad wotum zaufania jest czystą formalnością, gdyż partia prezydencka La Republique en Marche ma absolutną większość w Zgromadzeniu Narodowym.(PAP)