Na początek - plan ratunkowy

Blisko 11 bilionów dolarów długu publicznego, deficyt budżetowy grubo przekraczający 600 miliardów USD, zerowy wzrost gospodarczy i najwyższe od 15 lat bezrobocie – to wyzwania, z którymi Obama będzie musiał się zmierzyć już w pierwszych dniach urzędowania.

Część odpowiedzi Obamy na te problemy już poznaliśmy. Kilka dni temu ujawnione zostały szczegóły przygotowanego przez Partię Demokratyczną w porozumieniu z 44. prezydentem USA pakietu pomocowego dla amerykańskiej gospodarki.

Wartość planu ratunkowego ma wynieść 825 miliardów dolarów. Z tej kwoty 550 miliardów zostanie przeznaczone na państwowe inwestycje, a 275 miliardów ma trafić z powrotem do rąk podatników w formie ulg podatkowych.

Reklama

Skala planowanych wydatków, do których należy przecież doliczyć jeszcze chociażby uchwalony w końcówce rządów Busha wart 700 miliardów dolarów plan ratunkowy dla banków, każe zapytać: czy Amerykę stać na pompowanie tak gigantycznych kwot w gospodarkę?

Na to pytanie nie ma tak naprawdę dobrej odpowiedzi. Jedno jest jednak pewne – gorzką pigułkę wielkich wydatków publicznych na stymulację gospodarki łatwiej byłoby przełknąć, gdyby finanse publiczne Stanów Zjednoczonych nie znajdowały się w tak opłakanym stanie. A znajdują się w nim z powodu błędów polityki ekonomicznej George’a W. Busha.

Błędy i wypaczenia „kowboja z Teksasu”

Od budżetowej nadwyżki do gigantycznego deficytu, od stabilnej gospodarki do największego kryzysu finansowego w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych. Tak można najkrócej podsumować z gospodarczego punktu widzenia dwie kadencje Busha spędzone w Białym Domu.

Gigantyczny deficyt budżetowy

Dziś w Ameryce nikt już nie pamięta, że gdy 43. prezydent USA przejmował w 2001 roku ster rządów od Billa Clintona, federalny budżet dysponował nadwyżką w wysokości ponad 86 miliardów dolarów. W trakcie dwóch kadencji Busha Stany Zjednoczone co roku zaciągały serki miliardów USD w celu zbilansowania przychodów i wydatków.

Tak nieodpowiedzialna polityka budżetowa najbardziej opłakany efekt przyniosła w przypadku długu publicznego, który w ciągu 8 ostatnich lat zwiększył się niemal dwukrotnie. Według danych Departamentu Skarbu, Stany Zjednoczone zadłużyły się w ciągu dwóch kadencji Busha na kwotę o 500 miliardów dolarów większą niż w tym czasie wyniósł wzrost amerykańskiego PKB.

Potężny dług publiczny

Skalę zapaści finansów publicznych w Ameryce pod rządami Busha najlepiej pokazuje fakt, że gdyby Amerykanie zniechęceni do słabego – w wyniku prowadzonej przez prezydenta polityki – dolara postanowili dołączyć do strefy euro nie mieliby na to żadnych szans (o ile oczywiście ściśle trzymano by się obowiązujących reguł).

Według fiskalnych kryteriów konwergencji każdy kraj kandydujący do przyjęcia wspólnej europejskiej waluty powinien utrzymywać deficyt budżetowy w granicach 3 procent PKB, a dług publiczny w granicach 60 procent PKB. Pierwszy warunek Stany Zjednoczone spełniały tylko w roku 2001 i 2007, a drugi przestały spełniać w trakcie pierwszej kadencji Busha.

Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie

Nie wolno jednak zapominać, że stan finansów publicznych nie może być jedynym miernikiem skuteczności polityki gospodarczej. Nieco racji ma również sam ustępujący z urzędu prezydent, który broniąc swoich działań stwierdził, że trafił na niezwykle trudny okres w dziejach Ameryki.

Gdy Bush w 2001 roku wprowadzał się do Białego Domu na świecie widać było pierwsze oznaki recesji, a gospodarka – choć stabilna i ze zrównoważonymi finansami publicznymi – rosła w tempie zaledwie 1,1 procent. Na dodatek, już w pół roku po zaprzysiężeniu Busha na prezydenta gospodarka musiała zejść na drugi plan w wyniku ataków terrorystycznych z 11 września.

Mimo tak złych warunków zewnętrznych, 43. prezydentowi USA udało się uchronić Amerykę przed spowolnieniem gospodarczym, które dotknęło inne zachodnie kraje. Stało się to możliwe przede wszystkim dzięki wprowadzeniu śmiałych, jednych z największych w historii cięć podatkowych wartych 1,35 biliona dolarów.

Choć efekt obniżek podatków był – jak widać po wcześniej prezentowanych statystykach – opłakany dla stanu finansów publicznych USA, to niewątpliwie zapewnił amerykańskiej gospodarce „kopa” dzięki któremu radziła sobie ona lepiej niż jej najwięksi konkurenci.

Kraj Wzrost PKB Wzrost produkcji Bezrobocie
USA 2,6% 7,1% 4,9%
Strefa euro 1,3% 1,8% 8,3%
Japonia 1,6% 3,0% 4,4%
Kanada 2,5% 5,3% 6,5%

źródło: raport Komitetu Ekonomicznego Kongresu USA

Również druga kadencja Busha była aż do rozpoczęcia kryzysu finansowego z punktu widzenia danych makroekonomicznych całkiem udana. W okresie między styczniem 2005 roku a kwietniem 2008 średnia stopa bezrobocia wyniosła 4,8 procent, a średni wzrost PKB między pierwszym kwartałem 2005 roku a drugim kwartałem 2008 wyniósł 2,4 procent.

Kryzys finansowy – czy Bush zawinił?

Cieniem na udanej przez większość czasu drugiej kadencji musi się jednak położyć obecny kryzys finansowy i gospodarczy. To właśnie przez jego pryzmat będzie prawdopodobnie postrzegana polityka ekonomiczna Busha – choć trudno tak naprawdę stwierdzić, w jakim stopniu była ona odpowiedzialna za sytuację w ostatnich miesiącach.

Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że wskaźniki gospodarcze Stanów Zjednoczonych, z jakimi przejmie ster rządów od Busha Barack Obama są bardzo złe – abstrahując nawet od wspominanej na początku złej sytuacji finansów publicznych.

Między kwietniem a grudniem 2008 roku bezrobocie wzrosło o 2,2 procent do poziomu nienotowanego od 15 lat. Wzrost gospodarczy w trzecim kwartale wyniósł -0,5 procent PKB, a kolejne wyniki będą prawdopodobnie jeszcze gorsze. Wskazują na to bardzo słabe wyniki indeksu PMI mierzącego koniunkturę w gospodarce.

Stiglitz o Bushu: porażka

Wszystkie powyższe problemy mogą jednak zblednąć, jeśli uzna się za prawdziwą opinię laureata Nagrody Nobla z ekonomii Josepha Stiglitza, którą wyraził on blisko rok temu w czasopiśmie Vanity Fair.

W artykule „The Economic Consequences of Mr. Bush”, który stanowił podsumowanie ekonomicznej polityki 43. prezydenta USA, Stiglitz stwierdził, że najpoważniejsze – bo długoterminowe – skutki będą miały zaniedbania Busha w dziedzinie edukacji, nauki i energetyki.

„Nie zostało wyedukowanych dostatecznie dużo inżynierów i naukowców, czyli ludzi z umiejętnościami, których będziemy potrzebować, aby konkurować z Chinami i Indiami. Nie zostało zainwestowane dostatecznie dużo pieniędzy w badania podstawowe, które uczyniły nas potęgą w końcówce XX wieku. I chociaż prezydent zrozumiał – albo przynajmniej tak mówi – że musimy zacząć się uniezależniać od ropy naftowej i węgla, pod jego okiem staliśmy się dużo bardziej zależni od obydwu surowców.”.

Kto wierzy w Obamę?

O tym, jak skuteczny będzie Obama w rozwiązywaniu wszystkich zarysowanych wyżej problemów ekonomicznych przekonamy się w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Optymistycznym znakiem dla pierwszego czarnoskórego prezydenta USA może być nadzieja jaką pokładają w nim... giełdowi inwestorzy.

Od 20. listopada zeszłego roku, kiedy pewne stało się, że to właśnie Obama obejmie urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, główny indeks amerykańskiej giełdy Standard & Poor’s 500 zyskał na wartości ponad 12 procent.

ikona lupy />
Wzrost długu publicznego podczas kedencji prezydenta Busha / Bloomberg
ikona lupy />
Kwartalny wzrost PKB w USA / Bloomberg
ikona lupy />
Deficyt budżetowy USA za kadencji Busha / Bloomberg
ikona lupy />
Inflacja w USA / Bloomberg
ikona lupy />
Stopa bezrobocia w USA / Bloomberg
ikona lupy />
Wartośc dolara do euro / Bloomberg
ikona lupy />
Dług publiczny w USA za kadencji Busha / Bloomberg