Wart 825 mld dolarów plan odbudowy gospodarczej kraju, zaproponowany przez ekipę Obamy, jest już w Kongresie. Obejmuje nie tylko wsparcie dla sektora finansowego i motoryzacyjnego ale również inwestycje w energię odnawialną, poprawę stanu sieci przesyłowych, obniżenie podatków dla wszystkich obywateli, komputeryzację usług medycznych i przebudowę szkół.

Jak podkreślają komentatorzy, podczas wyborów nastąpiła zmiana dotychczasowego systemu myślenia o sprawach państwa i gospodarce kraju, porównywalna tylko do Nowego Ładu prezydenta Franklina D. Roosevelta z czasów Wielkiego Kryzysu. Wówczas, jak i obecnie istniała wyraźna zgoda obu partii na wspólne działania. Dlatego zarówno Izba Reprezentantów, jak i Senat poparły plan Obamy, ścinając go tylko w nielicznych punktach odnośnie energetyki czy zapewnienia każdej firmie obniżki podatków o 3 tys. dolarów za nowo zatrudnionego pracownika.

Lek jest drogi – kosztuje 825 mld dolarów

Plan odbudowy jest kosztowny. Kwota 825 mld dolarów to roczny budżet federalny USA z wyjątkiem tzw. sztywnych wydatków na ubezpieczenia społeczne (Social Security) i opiekę zdrowotną (Medicare i Medicaid).

Reklama

Dla porównania, gdy prezydent Bill Clinton obejmował urząd w 1993 r., zaproponował wsparcie gospodarki kwotą 16 mld dolarów. Ale nawet wówczas Kongres zdominowany przez obawiających się deficytu budżetowego demokratów, odrzucił propozycję.

Trzeba go zaaplikować jak najszybciej

Tym razem jest inaczej. Bo choć Barack Obama obiecuje szybką poprawę, to zarówno on sam jak i jego ekipa doskonale wiedzą, że prezydent najwięcej może dokonać w pierwszym roku urzędowania, gdy cieszy się największym poparciem wyborców. A popiera go obecnie aż 4/5 Amerykanów.

Recepta już 13 lutego

Demokraci mają nadzieję, że pakiet stymulacyjny wyląduje na biurku prezydenta Obamy do 13 lutego. – Przede wszystkim prezydent musi pokazać, że zamierza odgrywać decydującą rolę w odwracaniu sytuacji ekonomicznej kraju – mówi szef sztabu Białego Domu Rahm Emmanuel, który już lobbuje za takim rozwiązaniem w Kongresie.

Największa pigułka ma pomóc Amerykanom obciążonych długami hipotecznymi

Współpracując z Kongresem nad wydatkowaniem kolejnej raty 350 mld dolarów z uchwalonego wcześniej programu ratunkowego (tzw. Plan Paulsena), Obama chce zwiększyć presję na instytucje finansowe o wiele bardziej niż administracja Busha. Chodzi o to, aby skutecznie pomagały właścicielom domów zmagających się ze spłatami kredytów hipotecznych. Chce też ułatwić dostęp do kredytów klientom indywidualnym, jak i przedsiębiorcom, bez których nie ma wzrostu gospodarczego w USA.

- Na pewno przekaże bankierom mocne przesłanie. Prezydent chce, aby płynność kredytowa znów powróciła na rynek. Nie zamierzamy siedzieć na górze pieniędzy podatnika i nic nie robić – zapewnia jego najbliższy doradca David Axelrod.

Następne pigułki na zaniedbane dziedziny i środowiska

Oprócz stymulacji będących w kryzysie obszarów gospodarki – banków, sektora motoryzacyjnego, plan przewiduje wsparcie dla „każdego z celów szeroko rozumianej polityki nowego prezydenta”, podkreśla. A ta kładzie nacisk na: niezależność energetyczną Ameryki, redukcję kosztów leczenia, poprawę systemu edukacji, jak i wsparcie finansowe dla najmniej zarabiających oraz klasy średniej.

Jako przykład podaje obietnicę wyborcze Obamy szerszego wykorzystania przez lekarzy i szpitale informatyki. Przeznaczy na ten cel ponad 20 mld dolarów w ramach liczącego 50 mld dolarów pakietu udostępnienia wszystkim Amerykanom szerokopasmowego Internetu. – Stanęliśmy w połowie drogi w realizacji zadań, o których dyskutujemy od 10-15 lat. Tak dłużej być nie może - podkreśla Emmanuel.

Będą też ciecia – podatków oraz stymulacja pacjenta – czyli wzrost płac

Wiadomo też, że w ramach programu Obamy, przewidującego wydanie 550 mld dolarów w ciągu dwóch lat - oprócz 275 mld dolarów na obniżkę podatków - sporo pójdzie na dowartościowanie pracy nauczycieli, strażaków, pracowników publicznej służby zdrowia i innych służb lokalnych. Wszystko odbywać się będzie w ramach wsparcia budżetów stanowych, których kasy w większości święcą dziś pustką. Nawet w bogatej Kalifornii deficyt sięga 45 mld dolarów.

Czy starczy na wszystko?

Mówi o tym Scott Lilly, kiedyś doradca w Kongresie USA, a teraz aktywny członek liberalnej organizacji badawczej Center for American Progress. On, jak i wielu konserwatywnych ekonomistów twierdzi, że jaki by więc program nie był, to i tak nie starczy, by wyprowadzić Amerykę z kryzysu i spowodować aby gospodarka znów zaskoczyła. – Jednym z największych problemów jest, że nasza gospodarka jest słabsza, niż ów pakiet przeznaczony na jej rozkręcenie - mówi otwarcie Lilly.

Komu kuracja Obamy może pomóc

Wielkim wygranym może stać się edukacja - od przedszkola po uniwersytety. Kongres chce przeznaczyć na nie aż 141,6 mld dolarów. Zwolennicy tej inwestycji wskazują na tworzenie nowych miejsc pracy i to w dłuższym okresie, by dobrze wykształceni młodzi Amerykanie mogli stać się “efektywnymi podatnikami”.

- Wyłożone środki zaowocują tworzeniem czegoś na kształt “domów edukacji" - mówi Bob Wise, b. gubernator Zachodniej Wirginii, który prezesuje teraz Sojuszowi na Rzecz Dobrej Edukacji. - Stymulujący gospodarkę pakiet dowodzi, że gdy przesuniemy środki z przemysłu na gospodarkę opartą na wiedzy i informatyce, to edukacja okaże się bardzo cenną walutą - podkreśla.

Bob Wise powołuje się na najnowsze badania, które dowodzą, że gdy obniży się czesne o połowę czyli o 5 mld dolarów, to wpływy z podatków wzrosną potem o 46 mld dolarów, a także zmniejszą się nakłady na zasiłki dla bezrobotnych i pomoc społeczną.

Z najnowszych badań także wynika, że każdy dolar zainwestowany w szerokopasmowy Internet dostępny w najbardziej odległych rejonach Ameryki odpłaci się wzrostem 10 dolarów w gospodarce dzięki poprawie produktywności.
Z kolei Dan Weiss z Center for American Progress, przewiduje, że plan odbudowy “przyspieszy efektywne wykorzystanie energii, jak i rozwój technologii z użyciem energii odnawialnej”. To są kwestie, do których bardzo wielu Amerykanów przywiązuje duże znaczenie, a o wiele większe niż my w Europie.

Wystarczy popatrzeć na proponowane remonty dróg i budowę nowych. Program wart 30 mld dolarów preferuje remonty, zamiast budowy nowych. Dlaczego? Bo środki w ten sposób zainwestowane szybciej podziałają stymulująco na gospodarkę. Swoje też zrobiły opory zwolenników ochrony środowiska, jak i zarządców nieruchomości. Ich zdaniem nowe autostrady tylko skomplikują i tak już ogromne kłopoty urbanizacyjne wielkich aglomeracji i nie wpłyną na spadek konsumpcji paliwa, o co nowy rząd zabiega.