Spadła na panią fala hejtu.
    
    
        Staram się tego nie czytać, choć coś tam do mnie dociera.
    
    
        Przywykła pani?
    
    
        Całe życie o sobie słyszałam takie rzeczy, ale jednak nie, nie przywykłam.
    
    
        Jedna z hejterek, która nic o pani nie wie, dopytuje: „Kim właściwie jest ta cała Romaszewska, że tak się mądrzy?”
    
    
        Człowiekiem, który od ponad 40 lat obserwuje sprawy ludzi, którzy nie mogą sobie poradzić w sądach. Całe życie mi tak zeszło, najpierw u boku Zbyszka, teraz samej.
    
    
        Oszukuje pani ludzi od samego początku.
    
    
        Tak?
    
    
        No tak, nawet data urodzenia się nie zgadza.
    
    
        Odmłodził mnie tata...
    
    
        ...Stanisław Płoski, profesor historii, w czasie wojny żołnierz i powstaniec warszawski.
    
    
        To on wpisał mi datę urodzin 17 sierpnia 1940 r., a urodziłam się 17 sierpnia 1939 r. Nie wiem, czemu mi to tata zrobił, może dlatego, że byłam krnąbrnym dzieckiem i nie chciałam chodzić do szkoły?
    
    
        A mąż?
    
    
        Zbyszka odmłodzono o dwa tygodnie, bo urodził się przed Bożym Narodzeniem 1939 r., a ma wpisaną datę 2 stycznia 1940 r. Żeby był młodszy rocznikowo.
    
    
        Państwo się poznali w 1956 r.
    
    
        Spotkaliśmy się na zebraniach młodzieży rewolucyjnej. To było tuż po rozwiązaniu ZMP, myśmy ostatecznie nigdzie nie wstąpili, ale wtedy biegaliśmy po mieście z gorącymi głowami.
    
    
        Jaki był 17-letni Zbyszek Romaszewski?
    
    
        Czytał bardzo dużo książek, za mądrych dla mnie.
    
    
        Przystojny?
    
    
        (cisza) Pewnie należy powiedzieć, że tak, ale jakoś... (śmiech) Był strasznie chudy.
    
    
        Czymś musiał jednak pani zaimponować.
    
    
        Wytrwałością w staraniach o mnie. Bo to nie była miłość od pierwszego wejrzenia.
    
    
        No tak, on w końcu chudy, krzywy i za dużo czytał.
    
    
        To ostatnie akurat było fajne, bo się ciekawie rozmawiało. Chodziliśmy wtedy do liceum i jakoś jeszcze przed moją maturą w 1959 r. zostaliśmy parą, ale to nie polegało na tym, że spaliśmy ze sobą.
    
    
        Ale ja o to w ogóle nie pytam.
    
    
        A ja mówię, bo dziś to chyba co innego znaczy. Chodziliśmy na randki, całowaliśmy się i tyle.
    
    
        Kiedy ślub?
    
    
        W 1960 r., byliśmy bardzo młodzi. Moja mamusia powiedziała, że to słusznie, bo się nie będę puszczała... (śmiech)
    
    
        Różne rzeczy słyszałem w wywiadach, ale takie rzeczy od Damy Orderu Orła Białego? Czyli mama, córka socjalistycznego przedwojennego ministra i senatora, była strażniczką moralności?
    
    
        (śmiech) Tatuś był za to z lekka zaniepokojony, ale uległ mamie. Najbardziej jednak zdziwiła mnie moja niesamowicie sympatyczna, dwugłowa teściowa. Dwugłowa, bo Zbyszka wychowywały matka i ciotka, jego ojciec zginął w obozie. No i obie panie też nie miały nic przeciwko.
    
    
        >>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ"
    
    
