W przeprowadzonej w piątek rozmowie Raad podkreślił, że szyicki Hezbollah był jedyną siłą polityczną w Libanie, która nie poparła 24 maja nominacji Saada Haririego na premiera, gdyż dzielą ich głębokie polityczne różnice. Dodał jednak, że jest to bez znaczenia, jeśli chodzi o obecność Hezbollahu w rządzie.

"Jeśli chcemy zapewnić Libanowi bezpieczeństwo, musimy osiągnąć porozumienie z Haririm i on to też rozumie" - podkreślił Raad. Dodał, że Hezbollahowi nie przeszkadza, że premier Libanu ma podwójne, czyli również saudyjskie, obywatelstwo. "Ważne jest, czy jest lojalny wobec Libanu" - oświadczył przedstawiciel Hezbollahu, odmawiając jednak jednoznacznej oceny lojalności Haririego.

Raad powiedział również, że jeśli utrzymany zostanie szeroki, trzydziestoosobowy skład rządu, to Hezbollah powinien otrzymać w nim trzy teki. "Szyitom należy się sześć ministerstw, z czego połowa nam. Ale są jeszcze nasi sojusznicy, maronici, sunnici, Druzowie. Oni też muszą być reprezentowani w rządzie" - dodał.

Polityk nie powiedział wprost, ile ministerstw powinni dostać sojusznicy Hezbollahu, ale sugerował, że powinno być to proporcjonalne do reprezentacji parlamentarnej. Blok Hezbollahu, Amalu i sojuszników dysponuje łącznie 40 mandatami w 128-osobowym parlamencie, co oznaczałoby kolejne 3-4 miejsca w rządzie dla sojuszników tych dwóch partii.

Reklama

Lider frakcji parlamentarnej Hezbollahu poinformował też, że interesują ich te ministerstwa, które "służą społeczeństwu" i jako przykład podał resort zdrowia. Wymijająco odpowiedział natomiast na pytanie, czy zgadza się z opinią międzynarodowych mediów, które ogłosiły jego partię zwycięzcą ostatnich wyborów parlamentarnych. "To było przede wszystkim wielkie zwycięstwo Libańczyków. Pierwszy raz została zastosowana ordynacja proporcjonalna, która pozwoliła na szerszą reprezentację różnych segmentów naszego społeczeństwa" - ocenił Raad, dodając, że liczba deputowanych Hezbollahu nie uległa zmianie. "Za to do parlamentu dostało się więcej naszych nieszyickich sojuszników, tj. chrześcijan, sunnitów, Druzów, którzy popierają nasz program" - podkreślił.

Deputowany Hezbollahu przyznał przy tym, że biorąc pod uwagę procent oddanych głosów na poszczególne ugrupowania to reprezentacja Hezbollahu powinna być większa. Sam Hezbollah, nie licząc sojuszników, uzyskał bowiem największe poparcie tj. prawie 16 proc. głosów, ale tylko 13 mandatów, podczas gdy chrześcijańskie Siły Libańskie, mimo że miały dwukrotnie mniejsze poparcie tj. niespełna 8 proc., to uzyskały 15 mandatów. Sam Raad uzyskał natomiast najlepszy wynik indywidualny w Libanie, zdobywając prawie 44 tys. głosów, ponad dwa razy więcej niż premier Hariri.

„Zmiana ordynacji wyborczej musi być przedmiotem porozumienia między wszystkimi ugrupowaniami i Hezbollah nie planuje żadnych działań w tym kierunku” - podkreślił jednak Raad.

Przedstawiciel Hezbollahu ocenił też, że stosunki Hezbollahu z libańskimi chrześcijanami są idealne. "Trudno sobie wyobrazić lepsze relacje między nami od tych, które są obecnie i to jest opinia tutejszych chrześcijan" - ocenił. Dodał, że największa partia chrześcijańska, czyli związany z prezydentem Michelem Aounem Wolny Ruch Patriotyczny, jest najważniejszym sojusznikiem Hezbollahu. Przypomniał również, że jego partia współorganizowała pielgrzymkę papieża Benedykta XVI do Libanu w 2012 roku.

Raad odniósł się również do krytyki pod adresem posła klubu parlamentarnego Kukiz'15 Pawła Skuteckiego, który w marcu 2018 roku spotkał się z nim w Bejrucie. "Wiem, że w Polsce oskarżano go, że rozmawiał z terrorystami. To, że spotkał się z nami też Benedykt XVI, świadczy o tym, ile warte są te zarzuty" - podkreślił.

Deputowany Hezbollahu wyjaśnił też, że z polskim posłem rozmawiał o relacjach między różnymi grupami wyznaniowymi w Libanie oraz o zagrożeniu terrorystycznym ze strony grup takfiri. Tym mianem szyici określają radykalnych sunnitów, uznających za apostatów wszystkich muzułmanów niepodzielających ich radykalizmu, a także szyitów, alawitów i inne muzułmańskie grupy niesunnickie.

Odrzucił też sugestie, że muzułmanie nie mogą tolerować, by rządził nimi niemuzułmanin. "W naszej doktrynie uznajemy, że nikt nie może nami rządzić siłą, bez względu na to, czy to jest muzułmanin, chrześcijanin czy ateista" - podkreślił. Dodał też, że system obowiązujący w Libanie jest owocem społecznego kontraktu, który jest popierany zarówno przez chrześcijan, jak i muzułmanów. "Bez względu na rzeczywiste proporcje między poszczególnymi grupami wyznaniowymi w Libanie Hezbollah nie planuje żadnych zmian w tym zakresie" - podkreślił.

Raad dodał też, że bliskie relacje jego partii z Iranem nie oznaczają chęci przenoszenia irańskiego wzorca ustrojowego do Libanu. "Dla nas najwyższy przywódca Iranu Ali Chamenei jest źródłem inspiracji, tak jak dla chrześcijan papież. Ale papież rządzi w Watykanie, a nie w innych krajach chrześcijańskich. I tak samo jest z władzą Chameneia" - wyjaśnił.

Lider Hezbollahu w libańskim parlamencie podkreślił też, że syryjscy uchodźcy są ogromnym obciążeniem dla Libanu i kraj ten nie może dużej tego tolerować. "To niszczy naszą gospodarkę, stosunki społeczne i zagraża bezpieczeństwu" - podkreślił.

"Rząd libański musi rozpocząć dialog z rządem syryjskim w celu stopniowego przesiedlania uchodźców do bezpiecznych stref w Syrii. Może to być pod nadzorem międzynarodowym albo bez niego" - oświadczył. Raad zdecydowanie odrzucił jednak możliwość zmuszania Syryjczyków do powrotu do Syrii. "To absolutnie wykluczone, zakładamy wyłącznie dobrowolne powroty" - podkreślił.

Odniósł się też do propozycji premiera Mateusza Morawieckiego, który w czasie swojego pobytu w Libanie w lutym 2018 roku ogłosił plan zbudowania osiedla dla 10 tys. uchodźców przy granicy z Syrią. "Nie chcę oceniać tego pomysłu w kategoriach zły czy dobry, ale uważam, że jest po prostu niepraktyczny. Tereny przygraniczne nie są bezpieczne i nikt nie może zagwarantować, że uchodźcy nie zostaną tam zaatakowani przez terrorystów takfiri" - ocenił.

Deputowany Hezbollahu z ambiwalencją odniósł się natomiast do roli organizacji humanitarnych w Libanie. "Nie zawsze wiemy, jaka jest ich agenda, zwłaszcza w kwestii powrotów uchodźców do Syrii" - powiedział, podkreślając, że działalność tych organizacji nie zmienia też faktu, że Liban musi dostać finansowe wsparcie ze strony społeczności międzynarodowej w związku z obecnością na jego terytorium tak dużej liczby uchodźców.

W rozmowie z PAP Raad wyraził też opinię, że stosunki libańsko-amerykańskie nie są dobre, choć Liban jako takie je prezentuje. "Faktem jest natomiast to, że póki USA popiera wrogie, agresywne działania Izraela w stosunku do Libanu, to te stosunki nie mogą być dobre i nie widzimy szans, żeby to mogło się zmienić w przewidywalnej przyszłości" - podkreślił.

Odnosząc się do nowych sankcji nałożonych na Hezbollah przez USA i kilka sunnickich państw arabskich, Raad ocenił, że są one rezultatem amerykańskiego poparcia dla Izraela. "To również dowód na to, jak obrzydliwy jest stosunek USA do demokracji w świecie" - powiedział, oskarżając USA o prowadzenie "miękkiej wojny" przeciwko Hezbollahowi oraz wspieranie terroryzmu.

"Abstrahując od relacji amerykańsko-izraelskich, warto zadać pytanie, co Arabia Saudyjska, którą USA wspierają, ma wspólnego z demokracją? Każdy zdrowy na umyśle i racjonalnie myślący człowiek wie, że panuje tam najbardziej barbarzyński system" - oświadczył Raad, oskarżając również USA o udzielanie wsparcia powietrznego terrorystom takfiri w Syrii. "Póki USA będzie wspierać terrorystów w Syrii, nie ma szans na zmniejszenie napięć w relacjach libańsko-amerykańskich" - powiedział, dodając: "Jesteśmy terrorystami w oczach USA, bo krytykujemy ich za taką politykę zagraniczną".

Deputowany Hezbollahu, które to ugrupowanie w syryjskiej wojnie domowej wsparło reżim prezydenta Baszara el-Asada, także militarnie, zdecydowanie odrzucił sugestię, że w Syrii powinny zostać wprowadzone zmiany ustrojowe. "USA nie mają prerogatyw, by zmieniać jakikolwiek reżim i oceniać, czy powinien być bardziej demokratyczny. Takie działania są jedynie źródłem wojny i zniszczenia" - podkreślił Raad.

Przedstawiciel Hezbollahu obarczył również USA odpowiedzialnością za ostatnie naruszenia libańskiej przestrzeni powietrznej przez izraelskie samoloty F-35. "To wina USA, bo to one dały Izraelowi te samoloty. I rząd libański powinien potępić za to Amerykanów" - podkreślił.

Raad nie wykluczył natomiast rozbrojenia Hezbollahu. "To przedmiot debat prowadzonych z innymi ugrupowaniami. Szukamy optymalnego rozwiązania, ale priorytetem jest dla nas zapewnienie skutecznej obrony Libanu przed izraelską agresją" - podkreślił.

"Mamy nadzieję, że nie będzie nowej konfrontacji zbrojnej z Izraelem i wierzymy, że Izraelczycy nie są zdolni do tego, by rozpocząć teraz nową wojnę" - ocenił Raad, wykluczając przy tym, by to Hezbollah zaczął taką konfrontację. "Celem Hezbollahu jest obrona Libanu i nigdy nie byliśmy siłą agresywną, tylko obronną" - oświadczył.

Przedstawiciel Hezbollahu powiedział również, że jego partia zainteresowana jest rozwojem stosunków polsko-libańskich. "Chcemy, by głos libańskiego rządu oraz narodu był słyszany w Polsce i również odwrotnie - polski głos był słyszany w Libanie" - podkreślił. Dodał, że widzi ogromny potencjał dla rozwoju stosunków między dwoma krajami. "Należy to osiągnąć, intensyfikując wzajemne wizyty polityków, biznesmenów, rozwijając wymianę kulturalną, współpracę między organizacjami społecznymi i aktywizując turystykę. Do tego konieczne jest wsparcie rządowe i my z naszej strony zamierzamy to wspierać" - podkreślił.

Z Bejrutu Witold Repetowicz (PAP)