Przez następne dwa lata trzeba optymalizować proces decyzyjny; według naszych analiz nie ma wyraźnego przyzwolenia na kolejne głębokie reformy, a część wyborców PiS wysyła sygnał, żeby ustabilizować politycznie Polskę, czyli "skracać fronty" - mówi w wywiadzie dla PAP pełnomocnik premiera ds. CAS prof. Waldemar Paruch.

W jakim celu powstaje Centrum Analiz Strategicznych (CAS)? Czym ma się zajmować?

Zadania stojące przed CAS są dość szerokie i o różnym profilu. Można by je pogrupować w dwa działy: dział pierwszy, to jest uczestnictwo w procesie stanowienia norm prawnych i jest to tak pomyślane, że CAS w tym procesie będzie uczestniczyło na dwóch etapach: kiedy pojawia się projekt, idea, pomysł w danym resorcie i on jest zgłaszany do zespołu programowania prac rządu - tu CAS będzie wydawało opinie, czy ten projekt jest zgodny ze strategią rządu w kontekście też oceny sytuacji bieżącej, na ile faktycznie tym problemem resort powinien się zajmować. Będzie to opinia dość istotna, bo ona będzie ukierunkowywać dalsze działania resortu nad danym projektem.

Drugi to moment interwencji w procesie stanowienia prawa, kiedy do KPRM trafia gotowy projekt ustawy. Po uzgodnieniach międzyresortowych następuje druga ocena CAS - ocena całościowego projektu, zanim trafi on na Komitet Stały RM, a potem w konsekwencji na RM.

Drugi dział, dość zasadniczy, najważniejszy, dotyczy działań o charakterze strategicznym, czyli ocenianie i wpływanie na decyzje polityczne, które nie zawsze się przekształcają w normy prawne, bo większość decyzji politycznych nie wiąże się ze stanowieniem ustaw, natomiast ukierunkowuje działalność polityczną. CAS będzie organem wspierającym merytorycznie pana premiera, w kontekście aktywności medialnej i aktywności politycznej oraz będzie pracować w charakterze studialnym, czyli będzie sugerować kierunki, w których powinien działać rząd.

Reklama

CAS w odróżnieniu od naszych poprzedników - w III RP istniało Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, później pod rządami koalicji PO-PSL istniał zespół doradców - nie będzie produkowało dokumentów publikowanych z dwóch powodów zasadniczych: takie dokumenty będą powstawały w resortach, a po drugie nośność dokumentów produkowanych m.in. przez Rządowe Centrum Studiów Strategicznych była niewielka i dzisiaj nikt nie pamięta tych dokumentów, a ich wpływ na realną politykę był znikomy.

Czyli CAS będzie działać ponad strukturą resortową czy będzie rodzajem takiego bezpośredniego ośrodka łączności między resortami a KPRM?

CAS nie będzie żadnym superresortem, tu chodzi o uzgodnienie spójności, koordynowanie tego wszystkiego i wtórną, kolejną ocenę merytoryczną, bo wychodzimy z założeniem, że jak się patrzy na te same projekty z dwóch różnych punktów widzenia, to mamy efekt najlepszy z możliwych.

Do tej pory aktywność w wielu przypadkach była zdominowana mechanizmem takim, że projekty i idee spływały z resortów, a niekoniecznie tylko tak musi być. W niektórych przypadkach premier powinien mieć moc inspirowania resortów, podejmowania tematów, które w ocenie premiera są wyjątkowo istotne.

Czy nie ma zatem takiej obawy, nie tyle konfliktu, ale pewnego nakładania się kompetencji, jeżeli chodzi o resorty a CAS pod względem wspomnianego inspirowania projektów oraz ruchów strategicznych rządu?

CAS nie będzie zbierało danych pierwotnych, one będą pobierane z resortów, bo tam są departamenty analityczne. Będzie musiało się to odbywać we współpracy między CAS, departamentami, które go tworzą a departamentami istniejącymi w resortach. Nie chodzi o dublowanie zbierania dokumentacji. Chodzi o to, żeby te dane konsumować także w sensie wykorzystania wiedzy politologicznej. Do dzisiaj mieliśmy z tym pewne problemy systemowe w Polsce - nie było synergii między instytucjami zbierającymi różne informacje, które je przetwarzały zgodnie ze swoim profilem.

Poza tym można te same dane przetwarzać w kontekście odpowiedzi na inne pytania, organizacji innych celów. CAS powstaje po to, żeby zoptymalizować proces decyzyjny. Nie jest żadnym bytem konkurencyjnym wobec resortów. Owszem, nie zawsze to może być proste do zorganizowania.

Jaki zatem był powód powołania CAS?

Politycznie są tutaj dwa imperatywy. Po pierwsze wraz ze zmianą rządu, zmianą na stanowisku premiera z Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego skończył się, jak to nazywam, "romantyczny okres dokonywania dobrej zmiany", zdominowany przez obietnice wyborcze, które PiS złożyło w 2015 r. w obu kampaniach wyborczych. Te zapowiedzi się dokonały. One się musiały dokonać bardzo szybko, co nie oznacza, że nie popełniano błędów, bo szybkość wymuszała też działania, które miały wpisane możliwość popełniania błędów - widać to było przy reformie Trybunału Konstytucyjnego; trzeba było dokonywać zmian prawnych.

Zmiany musiały być dokonane szybko, bo PiS złożyło takie obietnice, miały one bardzo wysokie poparcie społeczne. To jest wyjątkowe rozumowanie w polityce Jarosława Kaczyńskiego, który nie traktuje programów partyjnych jako deklaratywnych. Teraz natomiast, wraz ze zmianą rządu, jest imperatyw kolejnych wyborów parlamentarnych - one będą bardzo istotne. Jeżeli zmiany mają być kontynuowane czy dotyczyć innych sfer, to PiS musi wygrać wybory, a żeby je wygrać, istotne są następne dwa lata rządzenia i warto tu położyć nacisk na optymalizację procesu decyzyjnego. To wynika z analizy elektoratu Zjednoczonej Prawicy, który jest bardzo złożony, bo jest wielomilionowy.

To nie jest już tylko żelazny elektorat PiS, który był wierny partii, zwłaszcza po katastrofie smoleńskiej, ale ten elektorat został poszerzony w wyniku polityki realizowanej po 2015 r. o jakieś 15-20 proc. nowych wyborców. Liderzy partii muszą wziąć to pod uwagę. Nie ma wyraźnego przyzwolenia społecznego, co wynika z naszych analiz, na kolejne głębokie reformy. Znaczna część wyborców PiS wysyła sygnał, żeby niewątpliwie ustabilizować politycznie Polskę. Jest to wyraźnie widoczne, co oznacza, używając języka militarnego, "skracanie frontów", konieczność przemyślenia, jakie decyzje powinny być podejmowane - ich nie może być zbyt wiele, m.in. w zakresie stanowienia prawa.

Jaka będzie więc struktura CAS, ile osób może obejmować i kiedy Centrum zacznie działać, jako już w pełni uformowane?

Nie ma daty, po przekroczeniu której będzie można powiedzieć - tak, CAS jest już ukonstytuowane. Ono już istnieje, moje stanowisko zostało powołane zarządzeniem premiera 26 kwietnia bieżącego roku i już wszelkie regulaminy zostały przyjęte. CAS będzie się składało na tym etapie z czterech departamentów: analiz, oceny skutków realizacji, analiz obronnych oraz studiów strategicznych. Pomysł, jak ma wyglądać CAS, był już dopracowany w lecie 2017 r. Jesteśmy obecnie na etapie rozpisywania otwartych konkursów rekrutacyjnych w odniesieniu do departamentów, które wymieniłem. Konkursy będą rozpisywane i realizowane w lipcu - potrzebni są nowi pracownicy, którzy wniosą dynamikę w prace Kancelarii Premiera.

Wspomniał pan o "skracaniu frontów". Jeden na arenie międzynarodowej jest wciąż otwarty i podbudowany w ostatnich dniach. Chodzi rzecz jasna o spór z KE. Jak rząd zamierza ten front skrócić?

Tu nie chodzi o żadną praworządność. Tzw. spór o praworządność jest jedynie środkiem politycznym, a chodzi o pozycję regionu Europy Środkowej i Polski w kilku kontekstach. Pierwszym z nich jest dyskusja na temat budżetu - na ile Polska będzie ważnym aktorem w tej dyskusji, broniąc interesów tzw. nowych członków UE. To także kwestia pozycji Polski w negocjacjach ws. reformy UE.

Sprawa praworządności pokazuje, że instytucje europejskie wymagają przedyskutowania ich roli, choć niekoniecznie zmiany traktatów, bo działania KE przekraczają zakres traktatu lizbońskiego. Działania KE mają dwa czynniki wspierające: rozbieżne z Polską interesy niektórych państw członkowskich w pewnych dziedzinach, a także opozycję totalną, która od samego początku objęcia władzy przez PiS pełniła rolę inspirującą w stosunku do działań UE wobec Polski.

Jeżeli przełomem miałoby być porozumienie między KE a Polską, to z tych powodów generalnych ono szybko nie nastąpi, bo tu chodzi o cały proces osłabiania czy blokowania dążenia Polski do wzmocnienia swojej podmiotowości w UE, tu nie chodzi o żadną praworządność czy zmiany w warunkach funkcjonowania SN, bo w jednym i drugim przypadku, te działania mają umocowanie konstytucyjne. Mamy w Polsce spór o interpretację konstytucji, jest on jasny, ale kwestię konstytucyjności aktów prawnych rozstrzyga TK.

KE cały czas podnosi temat obniżonego wieku emerytalnego. Rząd argumentuje, że wiek emerytalny został obniżony wszystkim obywatelom, a więc także sędziom. I prezes SN nie złożyła wniosku o możliwość dalszego orzekania, z drugiej strony przechodzi na urlop, a więc formalnie uznaje się za I prezes SN. Sytuacja staje się trochę nieczytelna - jak w takiej sytuacji zachowa się rząd i jak to wpłynie na spór z KE?

Nie do końca rząd tu jest stroną w tej sprawie, ponieważ prawo w tych kwestiach jest wyraźne. To nie rząd wykonuje czy interpretuje to prawo. Tej ustawy do TK nie zaskarżono, a było na to bardzo dużo czasu. Z jednej strony społeczeństwo domaga się wyraźnie zmian w wymiarze sprawiedliwości, natomiast różne zawiłości proceduralne, większości opinii publicznej w Polsce nie interesują, w tym, ile razy spotyka się KRS, czy jaki jest wiek emerytalny sędziów SN. Społeczeństwo interesuje to, że sędziowie są bardzo upolitycznieni. Nagle stali się stroną w sporze politycznym, nie wszyscy oczywiście, ale część środowiska sędziowskiego zaangażowała się jednoznacznie w spór polityczny, co jest wyraźnym złamaniem zasady apolityczności wymiaru sprawiedliwości.

Jeśli przeanalizować wystąpienia najważniejszych polityków obozu rządzącego, w tym premiera Mateusza Morawieckiego i liderów PiS, nie będzie żadnego cofnięcia się w kwestii reformy wymiaru sprawiedliwości. Pole kompromisu wyznaczyły ustępstwa, jakich dokonała strona polska w dialogu z KE. Natomiast KE nie wykonała żadnego realnego ruchu w tej kwestii, zajmuje stałe pozycje, wbrew traktatowi z Lizbony, który określa, że kwestia organizacji wymiaru sprawiedliwości, to suwerenna decyzja państw członkowskich. Nie ma w traktatach europejskich zdefiniowania owej praworządności. Są różne definicje politologiczne praworządności, ale żadna z nich kompletnie nie pasuje do aktywności, którą KE uruchomiła.

KE bardzo wiele uprawnień, wbrew traktatowi, sobie uzurpowała i to musi być zatrzymane - im bardziej będzie to się działo, tym bardziej będzie rósł w państwach członkowskich eurosceptycyzm, a on jest wyjątkowo niebezpieczny. Tym bardziej, że w tle tego zjawiska widzimy Rosję. Jeśli chcemy uratować UE jako ważnego aktora w stosunkach międzynarodowych, potrzeba znacznie więcej realizmu politycznego. Wybory w poszczególnych państwach pokazują, że im większy jest nacisk na realizację pomysłów federacyjnych, tym bardziej społeczeństwa głosują na partie, którą mówią +mniej UE+ lub nawołują do wystąpienia ze wspólnoty.

Jak rząd będzie chciał rozwiązać spór z KE w obecnym składzie? Czy raczej będzie to oczekiwanie na wybory do europarlamentu, zmianę składu KE? Czy, jednym słowem, można się obecnie spodziewać kolejnych ruchów ze strony rządu w najbliższym czasie w kwestii praworządności?

Dyskusje będą toczone, bo zasadą jest prowadzenie dialogu międzynarodowego. Rozstrzygnięcia w kwestii migracji pokazują, jak konsekwencja w dialogu, uporczywa obrona polskiej racji stanu, doprowadziła do zasadniczego sukcesu. W kwestii praworządności nie mam żadnych wątpliwości, że racje są po stronie Polski, dlatego dialog konsekwentnie będzie prowadzony, a że druga strona nie słucha wyjaśnień, będąc profilowana przez polityków polskich ze stronnictw liberalnych, to jest problem. Nie oczekiwałbym jakiegoś fundamentalnego kompromisu, bo druga strona uważa, że owo "grillowanie" Polski jest korzystne dla interesów najważniejszych graczy w UE, którzy są w kolizji z interesami Polski. Tutaj w najważniejszej roli występują Niemcy.

W kwestii praworządności - jak wspomniał pan - Polska będzie nadal m.in. prowadziła dialog z KE, natomiast jakie będą pozostałe priorytety rządu, Kancelarii Premiera w polityce zagranicznej oraz wewnętrznej, w najbliższym czasie, także pod kątem propozycji legislacyjnych?

Patrząc z perspektywy kwartału, w pierwszej kolejności będzie to skonsumowanie sukcesu, jakim jest deklaracja polsko-izraelska powiązana z nowelizacją ustawy o IPN. To olbrzymi sukces ze strony Polski. Po raz pierwszy Izrael zobowiązał się do wspierania Polski w kontekście obrony naszego państwa przed antypolonizmem - to deklaracja bardzo dobrze zredagowana i niewątpliwy sukces osobisty Mateusza Morawieckiego.

Kwestia następna to ustawa o szkolnictwie wyższym, ponieważ ona będzie realizowana w trochę niefortunnym okresie dla uczelni, bo są wakacje, ale tak ułożył się harmonogram prac rządowych i parlamentarnych. Pozostaje także kwestia monitorowania wykonywania rozstrzygnięć i obietnic dot. niepełnosprawnych. Mamy ponadto w tle istotny problem związany z opieką zdrowotną. Tu zmiany nie mogą być jednorazowe - jest to niewykonalne, bo to nadrabianie odziedziczonych zaległości.

Jest problem pielęgniarek, gdzie oczekiwania płacowe są za wysokie, niemożliwe do zrealizowania, natomiast minister zdrowia ma tutaj konkretne pomysły. Następna kwestia to oczywiście wybory samorządowe. Istnieje konieczność wzmocnienia zakresu inwestycji i oddziaływania na województwa wschodnie Polski. To ten obszar, gdzie PiS prawdopodobnie przejmie odpowiedzialność w sejmikach wojewódzkich, a zgodnie z tym, co mówi premier należy zmienić model rozwojowy w kilku segmentach.

Nowy problem, który się pojawił to susza i tutaj są oczekiwania środowisk rolniczych, żeby ich wesprzeć. Zbyt dobrze nie zadziałały w Polsce ubezpieczenia rolnicze, zbyt mały odsetek rolników z nich skorzystał. Nadal mamy problem ASF i tu też jest oczekiwanie społeczne w zakresie interwencji. Dużym zadaniem jest też przedefiniowanie roli państwa w gospodarce - neoliberalizm, którego symbolem był Leszek Balcerowicz się po prostu skończył. Teraz społeczeństwo wyraźnie oczekuje aktywności państwa w sferze gospodarczej, poprawnych form etatyzmu i interwencjonizmu państwowego bez naruszenia reguł gospodarki rynkowej.

Rozmawiał Mateusz Roszak

>>> Czytaj też: "Die Welt": Antyliberalne zmiany w Polsce na razie nie do zatrzymania