Jeszcze silniej, bo o 4,25% zniżkował S&P500, który także zamknął się poniżej istotnego poziomu 700 punktów. Za silną wyprzedażą na parkietach Stanów Zjednoczonych stało wczoraj wiele czynników. Jednym z ważniejszych były z pewnością obawy o dalsze losy General Motors, które nasiliły się po wyrażeniu przez audytorów spółki „poważnych wątpliwości odnośnie możliwości kontynuowania przez nią działalności”.

Kilkukrotnie wspominaliśmy już, jakie skutki dla światowej gospodarki miałoby ewentualne bankructwo GM, warto jednak przypomnieć, że według dość liberalnych szacunków co dziesiąte miejsce pracy w USA jest w większym bądź mniejszym stopniu powiązane z branżą motoryzacyjną. Obawy inwestorów wzmogły także informacje płynące z agencji ratingowej Moody's, mówiące o możliwym obniżeniu ratingów przynajmniej trzem amerykańskim bankom.

Dziś na rynek napłyną oficjalne dane z amerykańskiego rynku pracy. Poznamy między innymi zmianę zatrudnienia w sektorach pozarolniczym w lutym. Prognozy zakładają, że w minionym miesiącu w amerykańskiej gospodarce ubyło 648 tys. miejsc pracy.

Gdzieniegdzie da się jednak słyszeć pogłoski o liczbie bliższej jednemu milionowi. Do tej pory, jeżeli odczyt tzw. „payrolls” znacznie różnił się od oczekiwań, wywierało to silny wpływ na rynek, niewykluczone więc, że podobnie będzie i tym razem. Jeżeli jednak pesymistyczna liczba jednego miliona okaże się prawdziwa, Wall Street z pewnością może spodziewać się kolejnego ponurego dnia.

Reklama

Mieszane nastroje obserwujemy za to w Europie. Większość indeksów oscyluje od rana w okolicach poziomów wczorajszego zamknięcia, na plusach znajduje się natomiast WIG20, który około godziny 10:00 wzrastał o 0,46%. Trudno obecnie stwierdzić, jaki ostateczny kierunek obiorą giełdy Starego Kontynentu, z pewnością będzie on jednak silnie uzależniony od pierwszych godziny sesji w USA.