Nasi turyści dobrze znają Tunezję, Maroko czy Algierię, a pracownicy z minionej epoki Libię, gdzie byliśmy poważnym inwestorem. Teraz zastąpili nas tam Francuzi, Niemcy, Hiszpanie, Włosi, Japończycy, a nawet Amerykanie i Rosjanie.

Dlaczego tam?

Kraje te mają nie tylko bogate złoża ropy i gazu, połączone licznymi rurociągami z południem Europy, ale całkiem dobrze wykwalifikowaną kadrę. Lepszą niż Polska infrastrukturę drogową. Przy tym robotnicy są tańsi, a związki zawodowe nie brużdżą. Nie mówiąc już o przychylności władz dla inwestorów, nawet w mało demokratycznej Libii czy Algierii.

Solidny rynek

Reklama

Rynek liczący łącznie 84 mln klientów kusi inwestorów. W ciągu minionych 5 lat zainwestowali tu ponad 30 mld dolarów - od fabryk samochodów, poprzez fabryki podzespołów lotniczych, a na 5-gwiazdkowych hotelach i międzynarodowych centrach usługowych kończąc.

Dlatego Maghreb zbytnio nie poddaje się kryzysowi, który toczy gospodarkę światową. Tempo wzrostu w 2009 r. powinno wahać się od 3,7 proc. w Tunezji do ponad 5 proc. w Libii. Kraje Europy mogą tylko o tym pomarzyć.

Nie gorsi od Bułgarów

Firma konsultacyjna Euler Hermes, która analizuje ryzyko inwestycyjne, stawia obecnie pod względem bezpieczeństwa Tunezję i Maroko na równym poziomie z Węgrami, Rumunią czy Bułgarią. - Jeśli więc Maghreb dotknie nawet kryzys, to ma wystarczającą siłę aby przetrwać trudny okres bez większych strat - twierdzi jej analityk Andrew Atkinson.

Inwestycje Francuzów

Maghreb to naturalne zaplecze Europy. Tanger oddalony jest zaledwie o 15 km od Gibraltaru. Tutejsze rządy są w miarę stabilne i przyjazne biznesowi. Kraje są też tanie w produkcji. Średnia płaca w fabrykach waha się od 195 do 325 dolarów miesięcznie, gdy np. w Rumunii w zakładach Renault wytwarzających Dacię Logan sięga już 671 dolarów, a w Polsce przekracza 1000 dolarów.

To najlepiej tłumaczy, dlaczego Francuzi tu chętnie inwestują. Fabryka aut w Tangerze ma zatrudniać 6 tys. osób, a z dostawcami podzespołów pracę znajdzie dodatkowo 35 tys. ludzi. Kryzys opóźnił otwarcie o rok, ale prezes Carlsom Ghosn jest dobrej myśli. Ma powstawać kolejna wersja Logana dla Arabów. – Jesteśmy optymistami co do tych rynków- podkreśla.

Wciska się także przemysł lotniczy. W 2010 r. fabrykę podzespołów otwiera w Tunezji Airbus. Inwestycja warta 76 mln dolarów zapewni pracę 1500 osobom. Dostawcy z branży już w krajach Maghrebu zatrudniają 10 tys. ludzi i dostarczają np. panele kompozytowe na kadłuby, przewody wysokociśnieniowe itd. Francuska grupa Safran ma 6 fabryk, które zatrudniają 1400 pracowników.

Casablanka Bogarta kusi

Koło Casablanki kobiety w nieskazitelnie białych fartuchach nawijają na rolki kable dla odrzutowców Boeinga i Airbusa. Spółka joint venture z Amerykanami i marokańskimi liniami lotniczymi Royal Air Maroc daje im pracę za 315 dolarów miesięcznie, ale tydzień roboczy trwa 44 godziny. – Jesteśmy konkurencyjni nie tylko co do wysokości płac, ale bardziej elastyczni i odpowiedzialni - zapewnia Hamid El-Andaloussi, szef marokańskich operacji Safran.

W innym miejscu Casablanki, która liczy 4 mln mieszkańców i słynie z filmu pod tym samym tytlem z Humphrey,em Bogartem w roli głównej, jest ulokowany kompleks budynków biurowych. Tutaj będzie mieściło się zaplecze obrachunkowe Della i francuskiego banku BNP Paribas. Język francuski dawnej koloni Paryża bardzo się przydał.

Są też jednak problemy

Kilkanaście kilometrów na południe od Casablanki rozciąga się Sahara. Krajobraz zmienia się dramatycznie. Jest szaro i biednie. Ale pustynia zajmuje trzy czwarte powierzchni Maghrebu. Region ten jest o wiele gorzej rozwinięty niż nasz region Europy. W Maroku, najbiedniejszym kraj Maghrebu, dochód na głowę mieszkańca sięga 4 tys. dolarów, gdy np. w Bułgarii, najuboższym kraju Unii już 13200 dolarów. Czytać i pisać potrafi tylko 52 proc. mieszkańców, gdy w Bułgarii aż 98 proc.

W Maroku 42-letni król i rządzący od laty Tunezją Zine El Abidine Ben Ali sprywatyzowali firmy państwowe, poluzowali przepisy związkowe, ale reformy są dalekie od ukończenia. - Panuje tu jeszcze korupcja, nepotyzm i zazdrość sąsiedzka (skąd my to znamy?) - mówi właściciel słynnej kawiarni Rick Cafe, która gościła na ekranie „Casablanki”.
I chociaż Libia, dawniej popierająca terroryzm, oraz Algieria, która go zwalcza, uczyniły sporo na rzecz gospodarki, to jeszcze wiele jest tu do zrobienia. Niemniej giganty naftowe ExxonMobile, Royal Dutch Shell, Total, BP czy rosyjski Gazprom mogą tu swobodnie inwestować. Wokół poszukiwań złóż ropy kręci się też PKN Orlen.

Maghreb wydaje się być dobrze zakotwiczony do odparcia sztormu kryzysu. W przeciwieństwie do Europy wschodniej jest skromnie zadłużony. I choć analitycy podają, że inwestycje zagraniczne w tych krajach skurczyły się w 2008 r. o 5 proc., to daleko im do spadku o 21 proc. na Bliskim Wschodzie, w bogatym Dubaju czy Katarze.

- Jesteśmy świadkami pewnych opóźnień w realizacji szeregu projektów lub zmniejszenia ich skali, ale to jest bardzo logiczna lokalizacja dla firm, które chcą zróżnicować obszary działania - podkreśl James Morrow, szef banku Citigroup na Maroko, Tunezję i Libię.

Alternatywa dla Rosji

Pozostałe dwa kraje, Algieria i Libia, choć przez dłuższy czas były ignorowane przez zagranicznych inwestorów, teraz, w dobie kryzysu, stały się ważnym dostawcą gazu dla Europy, która szuka na gwałt alternatywnych źródeł paliw, aby uniezależnić się od Rosji.

- Kraje Maghrebu mają różne systemy polityczne, ale pod względem ekonomicznym zmierzają w tym samym kierunku - podkreśla Andre Azoulay, b. bankier francuski, a obecnie doradca ekonomiczny króla Mohammeda VI.

Hiszpański koncern naftowy Repsol, który jeszcze niedawno chciał przejąć rosyjski gigant Lukoil, ale po protestach akcjonariuszy odstąpił od tego planu, odkrył właśnie kolejne złoża gazu w algierskim basenie Reggane. Zapewniają ponad 1 mln m sześc. paliwa dziennie. Akcje firmy z miejsca skoczyły o kilka procent na giełdzie w Madrycie i kosztują 12 euro za sztukę.

Algieria jest największym dostawcą gazu do Hiszpanii. Wędruje na Płw. Iberyjski podmorskim rurociągiem albo w postaci skroplonej statkami. Innymi beneficjantami, oprócz Hiszpanów (33 proc. udziałów), są: algierska firma Sonatrach i europejskie koncerny energetyczne: niemiecki RWE i włoski Edison.