Ogłaszając rządowy program, May bezpośrednio powiązała go z podjętą w referendum z 2016 roku decyzją o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Jak tłumaczyła, "społeczności w całym kraju zagłosowały za brexitem, wyrażając chęć doprowadzenia do zmian - i to muszą być zmiany na lepsze". "Te miasta mają chwalebne dziedzictwo, olbrzymi potencjał i przy odpowiedniej pomocy jasną przyszłość przed sobą" - zapewniła.

Najwięcej środków z programu trafi do północno-zachodnich regionów Anglii (281 mln funtów), którego mieszkańcy w większości zagłosowali za wyjściem z UE (53,6 proc.), ale w parlamencie są reprezentowani głównie przez opozycyjną Partię Pracy (aż 54 z 75 deputowanych).

Część środków zostanie skierowana do środkowej Anglii: West Midlands (212 mln funtów) i East Midlands (110 mln funtów), których mieszkańcy także zdecydowanie opowiedzieli się za brexitem (po 59 proc. głosów).

Reklama

Dodatkowe 600 mln funtów będzie dostępne w formie grantów dla wnioskodawców z całego kraju.

Brytyjskie media zwróciły uwagę, że ogłoszenie tej inicjatywy na tydzień przed serią kluczowych głosowań nad projektem umowy wyjścia z UE może być sposobem na przekonanie opozycyjnych posłów reprezentujących te okręgi do poparcia rządowej propozycji przy uzyskaniu w zamian bezpośredniego wsparcia z budżetu dla swoich społeczności.

W ostatnich dniach szacowano, że nawet do 30 posłów Partii Pracy może rozważać zagłosowanie wraz z rządzącą Partią Konserwatywną, odczuwając zobowiązanie z powodu opinii swoich wyborców.

Minister finansów w opozycyjnym gabinecie cieni Partii Pracy John McDonnell ocenił jednak pomysł nowego funduszu jako "desperacką ofertę łapówki" wobec wahających się posłów, która "pachnie desperacją ze strony rządu".

Z kolei reprezentujący jedno z miast, które miałoby skorzystać na nowym programie, poseł laburzystów Gareth Snell wskazał, że budżet przeznaczony na cały region West Midlands jest niższy niż cięcia budżetowe w radzie miejskiej Stoke, do których doszło w wyniku programu oszczędnościowego wdrażanego przez rząd Partii Konserwatywnej.

Jeszcze ostrzej zareagował inny z posłów Partii Pracy Chris Bryant, który ocenił propozycję jako "korupcyjną, protekcjonalną i żałosną", wskazując m.in., że nie zapisano żadnych gwarantowanych środków dla Walii i innych części Zjednoczonego Królestwa.

Minister ds. mieszkalnictwa, społeczności i samorządu lokalnego James Brokenshire bronił jednak w poniedziałek rządowego pomysłu, oceniając w wywiadzie dla BBC, że może on mieć "transformacyjne" znaczenie dla tych regionów, i zapewniając, że nie jest on związany z parlamentarnym głosowaniem w sprawie brexitu.

"Te środki są niezależne od wyniku (głosowania), ale oczywiście chcemy, aby doszło do porozumienia (z UE), bo uważamy, że to leży w najlepszym interesie naszego kraju" - przekonywał, mówiąc, że "całkowicie odrzuca" przedstawianie tego planu jako próby pozyskania głosów posłów opozycji przed kluczowymi głosowaniami w sprawie brexitu.

Według rządowego planu parlamentarzyści zagłosują ponownie nad tekstem porozumienia z UE najpóźniej we wtorek 12 marca. Gdyby nie poparli porozumienia, dzień później głosowaliby nad tym, czy Wielka Brytania powinna zdecydować się na wyjście ze Wspólnoty bez umowy. W razie ponownej porażki takiego wniosku, kolejnego dnia, tzn. w czwartek 14 marca, otrzymaliby szansę na poinstruowanie rządu, aby przedłużyć proces opisany w artykule 50. traktatu UE i w efekcie opóźnić brexit.

Jeśli parlament nie poprze proponowanego przez rząd porozumienia lub opóźnienia brexitu, Wielka Brytania automatycznie opuści Wspólnotę bez umowy o północy z 29 na 30 marca.

Z Londynu Jakub Krupa

>>> Polecamy: Grecja nie jest już rajem podatkowym. Ma jednak problem z brakiem rąk do pracy