W transmitowanym na cały kraj przemówieniu Maduro, występując w otoczeniu grupy kilkuset wojskowych, odpowiedział na apel Guaido o "powstanie przeciwko dyktatorowi", i wezwał wojsko i naród do zachowania lojalności wobec rządu i "zdecydowanej odpowiedzi".

Maduro zapowiedział "rozbrojenie uczestników puczu" i "ukaranie zdrajców", którzy ponoszą winę za te wydarzenia.

"Nie bójcie się, nadeszła godzina, by bronić prawa i pokoju (...) oraz spuścizny" zmarłego prezydenta Hugo Chaveza (1999-2013), inicjatora rewolucji boliwariańskiej - apelował Maduro.

Jak podkreśla agencja AP, wygłosił on swe czwartkowe przemówienie w położonej na wschodnim przedmieściu Caracas bazie lotniczej La Carlota, która była epicentrum krótkotrwałego powstania proklamowanego przez Guaido.

Reklama

Guaido, który w styczniu ogłosił się tymczasowym prezydentem, popierany przez mały oddział żołnierzy sił bezpieczeństwa wzywał we wtorek do obalenia Maduro, ale jak - przypomina AP - policja w wyniku kilkugodzinnych starć rozproszyła zgromadzony tłum.

"(Siły zbrojne) powinny wykazywać coraz większą socjalistyczną, antyimperialistyczną subordynację wobec dowództwa! (...) Nadeszła godzina walki. (...) Musimy udaremnić próby zamachu stanu podejmowane przez zdrajców, którzy sprzedają się za dolary Waszyngtonowi" - apelował Maduro.

Ponownie wskazał na rząd Stanów Zjednoczonych jako inspiratora wtorkowego wystąpienia Guaido, na które opozycja zareagowała dwudniowymi demonstracjami antyrządowymi. Miały one gwałtowny przebieg. Według oficjalnych danych w toku tych demonstracji dwie osoby zostały zabite, a około dwustu odniosło rany. W czwartek zmarło dwóch rannych nastolatków, co oznacza, że bilans ofiar śmiertelnych wzrósł do czterech osób.

Wenezuelski minister obrony Vladimir Padrino, który stał podczas wystąpienia Maduro u jego boku, mówił o "zdrajcach, którzy chcą przekupić oficerów", aby doprowadzić do wewnętrznych walk w szeregach armii wenezuelskiej. Oskarżył przeciwników rządu o próbę doprowadzenia do "bezpośrednich, bratobójczych walk" w wojsku.

Guaido został uznany jako tymczasowy prezydent przez rządy pół setki krajów, które uważają, że wybór Nicolasa Maduro na drugą kadencje jako prezydenta Wenezueli nastąpił z naruszeniem wszelkich reguł demokracji. Od ponad trzech miesięcy w Wenezueli trwa więc stan faktycznej dwuwładzy. Kryzys zaostrzył się jeszcze bardziej, gdy we wtorek Guaido oświadczył, że rozpoczęła się "końcowa faza" odsuwania od władzy "uzurpatora" Maduro. Po tym wezwaniu doszło do starć w Caracas między zwolennikami Guaido a siłami wiernymi Maduro, ale wygląda na to, że wbrew oczekiwaniom przywódcy opozycji wojsko nie przeszło masowo na jego stronę.

>>> Czytaj też: "FT": Maduro powinien odejść by w Wenezueli nie doszło do rozlewu krwi