Prezydent Francji Emmanuel Macron już w piątek rozmawiał z prezydentem Federacji Rosyjskiej Władimirem Putinem, po to, by - jak ogłosił Pałac Elizejski - „zapobiec nowej niebezpiecznej eskalacji napięć i wezwać wszystkie strony do powściągliwości”.

Macron przypomniał swemu rosyjskiemu odpowiednikowi, że Francja przywiązuje wielką wagę do suwerenności i bezpieczeństwa Iraku, jak i do stabilności w regionie. Wezwał też Iran do pełnego poszanowania zobowiązań jądrowych i do powstrzymania się od wszelkich prowokacji – stwierdza komunikat, w którym zapowiedziano, że prezydent Francji pozostaje w „ścisłym kontakcie z prezydentem Rosji”.

W sobotę francuski prezydent rozmawiał z prezydentem Iraku Barhamem Salihem i ostrzegł przed „dodatkowym zwiększaniem napięć”. Obaj prezydenci zapowiedzieli „wspólne działanie na rzecz stabilności Iraku i całego regionu” – ogłosił Pałac Elizejski.

Podobnie przebiegała rozmowa telefoniczna Macrona z następcą tronu Abu Zabi księciem Muhammadem ibn Zajedem an-Nahajanem, faktycznym przywódcą Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Natomiast szef francuskiego MSZ Jean-Yves Le Drian był w kontakcie z szefami dyplomacji Niemiec i Chin - Heiko Maasem i Wangiem Yi. W komunikacie francuskiego MSZ minister oświadczył, że „stanowiska Paryża, Berlina i Pekinu (wobec kryzysu Iran/USA) są zbieżne".

Według chińskiego ministra, cytowanego przez dziennik „Ouest-France”, jego francuski odpowiednik uznał wraz z nim, że „jednostronne użycie siły nie może przynieść rozwiązania problemów. Jego wyniki muszą być odwrotne od zamierzonych i prowadzą do błędnego koła konfrontacji, które następnie trudno jest zahamować”. Obaj ministrowie wezwali Iran, by powstrzymał się od dalszych pogwałceń porozumienia z roku 2015 – informuje komunikat francuskiego MSZ.

Większość francuskich mediów krytycznie odnosi się do posunięć i zapowiedzi prezydenta USA. Komentatorzy wątpią jednak, by Paryż miał coś do powiedzenia w obecnym kryzysie.

„Jeśli nie będzie spektakularnej inicjatywy prezydenta Macrona, podobnej do tej, jaką podjął (b. prezydent Francji Jacques) Chirac w 2003 r. (sprzeciwiając się wojnie w Iraku), Paryż w końcu doszlusuje do USA” – zapowiada komentator dziennika „L’Opinion” Jean-Dominique Merchet.

„Bezsilność. Trudno inaczej określić politykę francuską po zabiciu gen. Sulejmaniego przez Amerykanów. Bezsilność szeroko dzielona w Europie przez każde z państw i Unię” – pisze Merchet i dodaje, że „Paryż ma tu zerowe pole manewru”.

Jego zdaniem „obecny kryzys, podobnie jak to, co dzieje się w Libii i Syrii, wyznacza u progu lat 20. brutalne przyspieszenie historii z coraz bardziej powiększającą się marginalizacją Starego Kontynentu w sprawach świata”. „Europa spogląda na wydarzenia dziejące się wokół i nic nie może...” – ubolewa komentator „L’Opinion”.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)