Epidemia koronawirusa gwałtownie uderzyła w globalną gospodarkę. Agencje ratingowe nie obniżają jednak swoich ocen dla spółek i krajów. Dlaczego?

Marcin Petrykowski, dyrektor Regionalny na Europę, Bliski Wschód oraz Afrykę w S&P Global Ratings: Nie możemy mówić o tym, że nie ma reakcji agencji ratingowych na sytuację, z którą obecnie się zmagamy. Jako S&P Global Ratings od kilku tygodni regularnie publikujemy dużą ilość raportów analitycznych i prognoz dotyczących tego jak pandemia wpłynie na gospodarkę światową oraz poszczególne branże m.in. przedstawiamy możliwy wpływ koronawirusa na sytuację strefy euro, rynek surowców czy dla przykładu branżę turystyczną. Na tym etapie nasi analitycy skupiają się na wyjaśnianiu tego jak postrzegamy to, co obecnie dzieje się w gospodarkach światowych. W szerokiej skali nie przekłada się to jeszcze na bezpośrednie działania ratingowe, jednak w regionie EMEA (Europa, Środkowy Wschód i Afryka) zespół podjął do tej pory już piętnaście decyzji wobec spółek reprezentujących różne sektory gospodarki, przede wszystkim transport i przemysł motoryzacyjny, gdzie pandemia koronawirusa została wskazana jako jedna z przyczyn podjęcia określonej decyzji kredytowej.

Jednak nie są to tak drastyczne decyzje jak miały miejsce przy kryzysie w latach 2008-2009?

W zdecydowanej większości przypadków polegały one na obniżeniu perspektywy ratingu, a w dwóch na obniżeniu samej oceny wiarygodności kredytowej. Należy jednak podkreślić, że w przypadku wspomnianych przedsiębiorstw wpływ koronawirusa był przez naszych analityków wymieniony jako jeden z powodów podjęcia danej decyzji, choć niekoniecznie był wskazany jako czynnik dominujący. W przypadku państw regionu EMEA, krajem którego perspektywa ratingu została w ostatnich dniach obniżona z pozytywnej na stabilną, była Malta, a jedną z głównych przyczyn podjęcia takiej decyzji był właśnie wpływ COVID-19 na sytuację gospodarczą kraju. Pas transmisyjny bezpośredniego wpływu pandemii na sytuację finansową spółek oraz państw na tę chwilę nie spowodował jeszcze mierzalnych ryzyk. Stąd oceniając różne podmioty, nasi analitycy w pierwszej kolejności będą dalej postępować w zgodzie z wcześniej przyjętymi kalendarzami aktualizacji ocen. Oczywiście, jeśli wystąpi potrzeba dokonania zmiany ratingu, zespół analityczny momentalnie podejmie odpowiednie kroki. Sytuacja jest bardzo dynamiczna, jednak fundamenty wiarygodności kredytowej emitentów nie zostały jeszcze zachwiane. Działamy w oparciu o dostępne informacje oraz fakty i ostatnią rzeczą jaką chcemy uzyskać jest zwiększenie niepewności rynkowej. Dzisiaj to właśnie niepewność jest głównym czynnikiem wywołującym gwałtowną zmienność rynków finansowych.

Reklama

>>> Czytaj też: Zawieszenie płatności podatków, składek na ZUS i PPK. Oto rekomendacje NBP

Jeśli jednak popatrzymy na to co się dzieje na giełdach i innych rynkach, to inwestorzy nie czekają już na decyzje agencji ratingowych i pozbywają się różnych aktywów.

Pamiętajmy, że rating nie jest narzędziem, które zostało stworzone dla inwestorów aktywnych na rynku akcji. W opisanym przypadku wydaje się, że głównym kryterium paniki na rynku są przewidywania co do szerokiego pogorszenia się wyników finansowych spółek. Obecnie obserwowane paniczne wyprzedaże, napędzane są głównie obawami o duże globalne obniżenie popytu, czyli siły nabywczej gospodarstw domowych, jednego z silników, który od kilku kwartałów dynamicznie napędzał światowe gospodarki. Zjawisko to widać także w Polsce. W konsekwencji pojawi się ograniczenie produkcji i usług, co już bezpośrednio przełoży się na wyniki finansowe. Inwestorzy z rynku akcji antycypują światową recesję popytową i pozbywają się akcji. Tutaj widzimy pewien paradoks, bowiem wyprzedaż nie dotyka tylko firm – co byłoby jeszcze zrozumiałe – których biznes uzależniony jest tylko od popytu konsumpcyjnego. Inwestorzy sprzedają wszystko, ponieważ obawiają się, że koronawirus doprowadzi do ogólnego zatrzymania aktywności gospodarczej. Uważam jednak, że jest to zjawisko krótkoterminowe. Warto przyjrzeć się sytuacji w Chinach, gdzie odbudowanie rynku następuje w kształcie litery V, czyli po gwałtownym spadku, relatywnie szybko pojawia się odbicie. W przypadku Europy prawdopodobnie będzie to scenariusz w kształcie litery U, czyli dłużej pozostaniem na dole, zanim sytuacja się poprawi. Odbicie powinno jednak nastąpić, a głównym jego kryterium będzie moc sprawcza krajów w radzeniu sobie ze skutkami pandemii.

A co z rynkiem obligacji?

Tutaj widzimy zdecydowanie niższą płynność, szczególnie w zakresie rynku pierwotnego – apetyt inwestorów na nowe emisje obligacji jest mocno ograniczony. Lepiej sytuacja wygląda na rynku wtórnym, gdzie aktywność jest wciąż widoczna. Obserwujemy ciekawe zjawisko bowiem na wielu z zachodnich rynków większym powodzeniem cieszą się papiery mniejszych emitentów, które kupują lokalni, bardziej wyspecjalizowani inwestorzy. Duzi, międzynarodowi gracze wyhamowali aktywność i chwilowo zniknęli z rynku. Dużym znakiem zapytania pozostaje kwestia tego co stanie się z tzw. obligacjami „high yield”, czyli emitowanymi przez spółki nie posiadające ratingu inwestycyjnego. Pytanie czy przy pogarszającej się sytuacji gospodarczej będą w stanie obronić założenia swoich modeli biznesowych, które były ‘sprzedawane’ przy założeniu zdecydowanie lepszych parametrów makro.

Jak kryzys związany z epidemią wpłynie na ratingi krajów? Za chwilę będziemy mieli silne wzrosty deficytów i zadłużenia publicznego.

Wydaje mi się, że czeka nas raczej scenariusz, w którym będziemy musieli zaakceptować pogorszenie stanu finansów publicznych w wielu krajach, a jednocześnie będziemy obserwować wdrożenie rozwiązań systemowych mających na celu utrzymanie równowagi. Mamy jasne oczekiwania, że wkrótce Europejski Bank Centralny oraz kraje strefy euro będą wdrażać działania w celu przeciwdziałania spowolnieniu gospodarczemu. Możemy spodziewać się, że w niedalekiej perspektywie EBC zdecyduje się na obniżenie stopy depozytowej o 10 punktów bazowych. Spodziewam się także dalszych działań związanych z uwalnianiem płynności dla banków Eurolandu i rozwijania programu TLTRO, aby dostarczyć płynność głównie dla małych i średnich przedsiębiorstw. USA oraz Australia już podjęły działania na tym polu, stąd w mojej opinii, w przypadku tego kryzysu, relatywnie szybko zobaczymy działania systemowe zarówno po stronie banków centralnych, jak i lokalnych polityk budżetowych.

>>> Czytaj też: Jak epidemia odbija się na gospodarce? Fabryki zawieszają produkcję, możliwa fala bankructw

Pytanie jest czy to pozwoli podnieść wzrost gospodarczy, w krajach najmocniej dotkniętych epidemią?

Sytuacja np. we Włoszech jest trudna, ponieważ czeka nas tam kolejna fala recesji i to bardzo niedługo po tym jak dopiero co udało się lekko podnieść tamtejszej gospodarce. Wzrost w strefie euro też nie będzie szczególnie imponujący. Według mojej najlepszej wiedzy nasi analitycy nie mają jednak jeszcze na tyle wiarygodnych informacji czy danych, aby decydować się na reakcje po stronie ratingów. Musimy cierpliwie poczekać, choćby na pierwszą falę wyników finansowych spółek po okresie dopiero co rozpoczętej pandemii.

Czy obecne reakcje na sytuację kryzysową są szybsze i lepiej celowane niż w latach 2008-2009? Oczywiście pomijając kwestię zupełnie inną naturę tych kryzysów.

Na tę chwilę tak się wydaje. Dodatkowo, docierają do nas informacje, że kraje strefy euro rozważają wprowadzanie ad hoc stymulacji fiskalnej np. po stronie podatkowej. Myślę tutaj o działaniach celowanych do tych branż, które najmocniej zostaną dotknięte skutkami pandemii np. turystyka, gastronomia, branża lotnicza, usługi. Widzimy, że pojawia się dyskusja o tym jak zapewnić im wsparcie. Do tego mówi się o subsydiach w celu utrzymania miejsc pracy. Pamiętajmy także – co jest ważne dla konsumentów – że duży spadek popytu na surowce ze strony Chin i odpowiedź Arabii Saudyjskiej oraz Rosji, które doprowadziły do bezprecedensowego spadku cen ropy, będą wpływały na odczuwalne i miejmy nadzieję szybkie, obniżenie inflacji. To może przyczynić się do zwiększenia wydatków na inne dobra. Kolejny pomysł, szeroko już dyskutowany w Europie, to wsparcie przy spłacie kredytów hipotecznych dla gospodarstw domowych. We Włoszech decyzje w tej kwestii zostały już podjęte, w Polsce temat ten także jest na agendzie i wkrótce zapewne pojawi się propozycja, która będzie wychodzić naprzeciw problemom płynnościowym. Niestety ta pandemia pojawiła się w momencie już odczuwalnego spowolnienia gospodarczego, jeszcze mocniej ją pogłębiając. Doskonale widać to na przykładzie Chin, gdzie pierwszy kwartał zawsze jest słabszy ze względu na Nowy Rok, a teraz dodatkowo koronawirus wyhamował gospodarkę, która jak szacujemy, będzie miała problem z przekroczeniem poziomu 5 proc. wzrostu PKB. Choroba zaraziła więc gospodarki w momencie gdy i tak były osłabione.

Jak oceniacie kondycję sektora bankowego w związku z epidemią?

Istotne i kluczowe jest wsparcie banków, aby te nie ograniczyły akcji kredytowej. Rynek tego się przede wszystkim obawia, wciąż mając w pamięci wydarzenia z lat 2008-2009, kiedy problemy płynnościowe banków wywołały zahamowanie finansowania dla przedsiębiorstw, co rozkręciło światową recesję. Na razie, na szczęście, wydaje się, że decydenci są świadomi zagrożeń i wyciągają właściwe wnioski. Nasi analitycy zajmujący się zarówno spółkami, jak i krajami, szczególnie w obecnie trudnych czasach, bacznie obserwują sytuację i jeśli dostrzegą, że wiarygodność kredytowa emitentów słabnie, proaktywnie zdecydują o podjęciu odpowiednich działań.

>>> Czytaj też: Dyscyplinarka dla urzędnika, który nie chce pracować zdalnie