Jak na razie wola większości na parkiecie się nie spełniła, co zresztą dla doświadczonych graczy nie powinno być niczym zaskakującym. Odkąd wśród inwestorów zapanowała powszechna zgoda, że WIG20 dotrze do 1900 pkt., a potem spadnie do 1600 pkt., by znów zaatakować 2000 pkt., ten scenariusz ani w ząb nie chce się ziścić. I pewnie się już nie ziści.

Teraz raczej należałoby obstawić możliwość skutecznego zaatakowania przez WIG20 poziomu 2000 pkt. i wyjścia sporo ponad tę barierę lub - alternatywnie - głęboki, bardzo głęboki spadek, znacznie wykraczający poza 1600 pkt., czyli dotychczas kreślony przez analityków zakres korekty. W tym drugim przypadku należałoby rozważyć nawet dojście do dna w okolicach 1400 pkt.

Są też zwolennicy tzw. „trzeciej drogi” - czyli dalszego jałowego pojedynku i zmagań kupujących ze sprzedającymi w okolicach obecnych poziomów cenowych. Analizując poprzednie wielkie bessy można znaleźć dość dużo przykładów podobnego zachowania indeksów. Po zaliczeniu dna i dynamicznym odbiciu trend boczny trwający nawet pół roku i dłużej. Wydaje się jednak, że dziś sytuacja w gospodarkach jest tak dynamiczna, że strategia ”trzeciej drogi” ma stosunkowo najmniejsze szanse na realizację.