Cóż, zaczęła się najpewniej korekta całej wiosennej minihossy. Tej, która wyniosła indeksy na niemal wszystkich ważnych giełdach świata o 30-40 proc. w górę. Inwestorzy przygotowywali się do tej korekty już od kilku tygodni. Reakcje na dobre informacje z gospodarki były coraz słabsze, a entuzjazm do zakupów gasł niemal z dnia na dzień. I stało się.

Oczywiście nie ma powodów do paniki. Spadkowa korekta musiała kiedyś nastąpić i niewykluczone, że rynek szybko odnajdzie nowy punkt równowagi. Ważny będzie przebieg dzisiejszej sesji. Jeśli inwestorzy będą w stanie opanować nerwy i nie dopuszczą do dalszej przeceny, będzie to pierwszy krok w kierunku stabilizacji nastrojów. Szanse na to są, bo w Ameryce indeksy zakończyły środowe notowania na niewielkich plusach. Ciekawe jak na inwestorów wpłyną dzisiejsze dane makro - najistotniejsze to indeks koniunktury stanu Filadelfia i liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA.

Najbliższa bariera, która może zatrzymać przecenę, mieści się pomiędzy 1800 a 1900 pkt. Gdyby miała ona paść, byłby to zły sygnał nie tylko w krótkim, ale i w średnim terminie. Na razie jednak nic nie wskazuje na realizację czarnego scenariusza.