W Polsce przepisy ani nie są zbyt restrykcyjne, ani kierowcy nie przywiązują zbyt dużej wagi do zgromadzonych na koncie punktów karnych. I to na pewno pierwsza zasadnicza różnica między Polską a Francją, która rzutuje na planach prywatnego importera, planującego sprzedaż microcara w Polsce.
Drugi problem to dotarcie do klientów. Mikrosamochody we Francji kupują przede wszystkim osoby starsze. Czy naszego emeryta stać na malutki samochód do jazdy po mieście za 40 tys. zł? Może jest takich ze dwóch w Warszawie, i trzech w Katowicach. Pewnie dlatego importer stawia na czternastolatki, które po zmianie przepisów o ruchu drogowym namówią swoich rodziców na zakup tego auta, np. zamiast skutera. Pal sześć różnicę w cenie, bo ona dla bogatego tatusia nie stanowi najważniejszego argumentu. Pytanie, czy dla „bananowej młodzieży” posiadanie takiego samochodu nie będzie „obciachem totalnym”.