Aluminium to skrajny przykład tego, że w efekcie kryzysu finansowego umacnia się rola niektórych metali przemysłowych, traktowanych jako „twarde aktywa” inwestycyjne. Jednak wskutek tego procesu osłabł związek tego rynku z popytem ze strony przemysłu. Prowadzi to do obawy o to, że obecne ceny nie mają charakteru trwałego i że podatne są na wahania o bezprecedensowej skali.
Zapasy aluminium na Londyńskiej Giełdzie Metali (LME) wzrosły przez ostatnie 18 miesięcy czterokrotnie, do około 4,5 mln ton. Ta ilość – wystarczająca do zbudowania 68 tys. samolotów Boeing 747 – sugeruje istnienie znacznej nadpodaży aluminium, zwłaszcza że wzrost aktywności w przemyśle przetwórczym krajów rozwiniętych postępuje wolno. A mimo to ceny idą w górę.

Zyskowne operacje

Dzieje się tak dlatego, że – jak mówi Julian Kettle, szef badań rynku metali w firmie Brook Hunt – dostępna obecnie do zużycia ilość tego metalu wynosi z grubsza biorąc, połowę tych 4,5 mln ton. To wyliczenie opiera się na założeniu, że 90 proc. zapasów LME jest niedostępnych wskutek transakcji finansowych i że oprócz tego istnieją (jak się podejrzewa – w Chinach) nieujawnione zapasy 1–1,2 mln ton.
Reklama
Z oficjalnych danych można wnioskować, że ilość aluminium na składzie odpowiada jego światowej podaży z 110 dni, jednak zdaniem Juliana Kettle'a tak naprawdę zbliżona jest do podaży z 50 dni, a to oznacza, że rynek jest „ciasny”. Faktyczna trudność zakupu „fizycznego” metalu pcha ceny w górę, a to z kolei powoduje nasilenie transakcji finansowych.
Spekulacja aluminium zapewnia inwestorom zarobek – przynajmniej dopóki utrzymają się obecne warunki rynkowe. Ten metal, który podobnie jak złoto ma formę wlewek, stosunkowo łatwo składować. W połączeniu z niską dziś ceną kredytów skłania to inwestorów do zakupu aluminium i trzymania go w magazynach, gdzie opłaty są też niskie.
Na rynku aluminium mamy obecnie do czynienia z tzw. contango – co oznacza, że jego cena w dostawach za trzy miesiące jest np. o 30 dol. na tonie wyższa niż w transakcjach natychmiastowych (ostatnio dolar za tonę). Stwarza to lukratywne warunki arbitrażu, zwłaszcza przy niskich kosztach finansowania i składowania. Ekonomiści z firmy Rio Titno (która jest właścicielką aluminiowego giganta Alcan) wskazywali niedawno, że przeciętny dochód z finansowych transakcji aluminium wyniósł od 2009 roku 3 do 5 proc. (przy złożeniu finansowania po koszcie LIBOR plus 0,25 pkt proc.).

Huty ruszają z produkcją

W powietrzu wisi jednak pytanie: co będzie z rynkiem aluminium, gdy wzrost stóp i procentowych, a także zmiany innych czynników spowodują, że transakcje finansowe staną się nieopłacalne. Umożliwi to wówczas sięgnięcie po ten metal do użytku przemysłowego.
– Sytuacja z finansowaniem zapasów aluminium jest oczywiście nie do utrzymania i potrwa jedynie do momentu rozpoczęcia przez banki centralne usuwania z gospodarki ogromnej płynności – mówi John Meyer, szef działu zasobów naturalnych w firmie Fairfax w Londynie. Następujące w miarę zwiększenia zużycia przez producentów odnowienie „fizycznego” popytu na aluminium stanowi najlepszy sposób okiełznania ekscesów o charakterze finansowym – choć może może to potrwać całe lata.
Julian Kettle wyciąga wnioski z sytuacji panującej na tym rynku w latach 1993–1994, kiedy to zarobek na transakcjach finansowych doprowadził do wzrostu zapasów do poziomu odpowiadającemu 120 dniom podaży. Potem – jak mówi – te nadmierne zapasy trzymano poza rynkiem i uwalniano stopniowo, w miarę powolnego, ale stałego wzrostu cen.
– Z punktu widzenia uczestników rynku największą sztukę stanowi wpuszczenie tych zapasów na rynek w sposób zorganizowany i w momencie, gdy wzrasta na nie popyt ze strony przemysłu – mówi.
Nikt z dogłębnie znających warunki działania nie sugeruje, że wzrost stóp procentowych natychmiast spowoduję niszczący rynek napływ metalu ze składów. Zapasy „uwiązane” są bowiem w kontraktach, które mają różne warunki i różne terminy realizacji.
– Nie jest tak, że mamy do czynienia z ogromnym nawisem, który pewnego dnia spadnie i przytłoczy rynek – mówi Klaus Kleinfeld z firmy Alcoa.
Tymczasem huty aluminium, kierując się wyższymi cenami, zaczynają zwiększać podaż na rynek – zwłaszcza że niektórzy kwestionują założenie, że przyczynami ich wzrostu są wyłącznie transakcje finansowe.
Inni dowodzą natomiast, że zwiększenie inwestycji w aluminium może stanowić nową formę popytu „podstawowego”, tak jak to dzieje się na rynku złota. Gdyby tak było, wiązałoby się to z poważnym ryzykiem dotyczącym także tego, że ceny w transakcjach terminowych nie będą przecież stale rosnąć.
ikona lupy />
Zapasy i cena w górę / DGP