Przekonała ich zapowiedź wycofania się konserwatystów (po ewentualnym zdobyciu władzy w wyborach parlamentarnych) z planowanej przez Partię Pracy podwyżki obowiązkowej składki zdrowotnej o 1 pkt proc. – Takie obciążenie uderzy w odradzający się wzrost gospodarczy i przyniesie eksplozję bezrobocia – napisali szefowie czołowych firm, takich jak: Marks & Spencer, J Sainsbury czy Mothercare, które w sumie zatrudniają pół miliona osób. Wśród sygnatariuszy są i tacy, którzy do tej pory zasiadali w doradzającej rządowi Biznesowej Radzie dla Wielkiej Brytanii.

Cel: zmniejszyć deficyt

Walczący o powrót po 13 latach do władzy konserwatyści liczą, że poparcie ze strony wielkiego biznesu będzie przełomem w tegorocznej kampanii wyborczej. – Do tej pory nie udało im się przekonać wyborców, że to oni lepiej niż rząd laburzystów wiedzą, jak wyciągnąć kraj z kryzysu gospodarczego – mówi nam David Runciman, politolog z uniwersytetu w Cambridge.
Konserwatyści nie przedstawili bowiem jak dotąd szczegółowego planu zmniejszenia gigantycznego, sięgającego 187 mld euro, deficytu budżetowego (12,6 proc. PKB). Brak działań może doprowadzić do odebrania Wielkiej Brytanii ratingu kredytowego AAA, przed czym ostrzegała niedawno agencja Fitch.
Reklama

Bitwa na obietnice

Szef opozycji David Cameron zapowiedział wprawdzie w opublikowanej wczoraj rozmowie z Financial Times, że „zetnie wydatki wszędzie oprócz służby zdrowia i pomocy rozwojowej dla krajów Trzeciego Świata”. Nie sprecyzował jednak, komu ile zabierze. Torysi wolą obiecywać „wojnę z marnowaniem pieniędzy w sektorze publicznym”, co ma przynieść ok. 12 mld funtów oszczędności bez konieczności bolesnego zaciskania pasa. Obiecują też podniesienie produktywności budżetówki, która według raportu związanego z konserwatystami ośrodka analitycznego Policy Exchange spadła w czasie ostatniej dekady o 4 proc., podczas gdy sektor prywatny zwiększył ją w tym samym okresie o 20 proc.

Pełna treść artykułu: Brytyjski biznes woli konserwatystów