Pożytki płynące z sytuacji Grecji dla arytmetyki i innych obszarów edukacji są nie do przecenienia. Nieprzekonująca kampania rządu polskiego, nakłaniająca do uczenia się matematyki, mogłaby przemówić do wyobraźni nawet młodych ludzi, gdyby posłużono się przykładem tego kraju. Tak naprawdę w Unii Europejskiej tylko Grecja wzięła na siebie cały ciężar przeprowadzenia w pełni konsekwentnego procesu dowodowego. Niepotrzebna była do tego wyższa matematyka. Wystarczyła sama arytmetyka, czyli umiejętności dodawania i odejmowania.

Grecja niezbicie wykazała prostą zależność, że moment utraty wiarygodności finansowej jest rezultatem braku możliwości spłaty wcześniej zaciągniętych zobowiązań. One zaś są wprost proporcjonalne do liczby osób pracujących w danym kraju dla rządu lub pozostających na jego utrzymaniu, co czasami na jedno w rachunkach wychodzi. W Grecji połowa dorosłej ludności nie pracowała, tylko była zatrudniona w sektorze rządowym. Wszyscy przedsiębiorcy tego kraju, wspomagani przez lata całe milionami turystów i ich pieniędzmi, nie byli razem w stanie obsłużyć finansowych obietnic wyborczych kolejnych socjalistycznych rządów. Gdyby nie pieniądze podatników innych krajów Unii Europejskiej, w ramach m.in. funduszy typu spójności, proces nie nabrałby takiego rozmachu finansowego ani czasowego. Jednak dzięki właśnie nim uzyskano taki empiryczny materiał, że jest on wart tych pieniędzy i kolejnych zapowiedzianych. Co zatem udowodniono?

Demokracja nie chroni przed bankructwem

Liberalna demokracja miała uchodzić za ostateczną na ziemi formę sprawowania władzy, powodując „koniec historii” według Francisa Fukuyamy. Historia jednak nie spełniła oczekiwań profesora z Harvardu i w ciągu następnych lat udowodniła nie tylko jemu, jak głęboko i fundamentalnie się mylił. Grecja przypomniała o tym, o czym Europa stara się zapomnieć, afirmując za wszelką cenę demokrację dla niej samej, że jest ona też drogą do dyktatury i tyranii, co mieliśmy w Niemczech lat 30. ubiegłego wieku.

Reklama

Jedna z wielu postawionych w tym czasie diagnoz znakomicie wyczerpuje swoim opisem znamiona funkcjonujących współcześnie demokracji, w tym i przypadku Grecji. Jej autorem jest polski ekonomista Leopold Caro, który w „Od Carlyle’ a do Forda” zaobserwował, że „demokracja nie jest w stanie dotrzymać tego, co społeczeństwu obiecuje: ani dobrobytu, bo niszczy go w zarodku swą doktryną niwelacyjną i pauperyzacyjną; ani szczęścia i swobody, bo chcąc przeforsować swe postulaty, przeciwne prawom naturalnym, używać musi do tego przymusu i coraz większego etatystycznego skrępowania jednostki; ani prawdziwego wpływu na losy państwa, bo chcąc utrzymać się sztucznie przy władzy, musi wprowadzać dyktaturę klik partyjnych i system głosowania, równający się w istocie nominacji kandydatów do ciał reprezentacyjnych przez przywódców tych klik”.

Wady demokracji opisane prawie wiek temu mają charakter genetyczny. Czy dziś nie mamy zatem paralelnej sytuacji do tej z czasów Republiki Waimarskiej?

Pełna treść artykułu: Money for nothing, czyli droga do RWPG