Główni zwolennicy tej teorii argumentują, iż szkoły biznesu powinny być zawodowymi uczelniami, kreującymi etyczny kodeks, który pomoże stworzyć odpowiedzialną za społeczeństwo kadrę menadżerów z tytułem MBA.

Założenie, że zarządzanie jest zawodem i powinno w ten sposób funkcjonować, jest zrozumiałe. Jak by nie patrzeć, status menadżera w społeczeństwie jest podobny do tego, jaki posiadają prawnicy i lekarze, tak samo jak poziom odpowiedzialności, który na nich ciąży.

Jednakże te analogie są błędne. Zarządzanie nie jest zawodem i nigdy nim nie będzie. Gorzej, doczepianie etykietki „zawodowa” do biznesowej edukacji ciągnie za sobą błędne wskazówki do jej reformowania.

Zwracamy się do zawodowców, ponieważ posiadają oni wiedzę, której my nie mamy. Ufamy poradom lekarzy i prawników, za którymi stoi gwarancja zawodowych stowarzyszeń. Ich stworzenie jest z kolei możliwe dzięki szerokim porozumieniom, zgodnie z którymi wykształcenie i certyfikaty to jedyna droga do wykonywania profesji, a na mocy etycznych standardów można zostać wykluczonym z zawodu.

Reklama

Zarządzanie jest inne. Podczas kiedy profesjonalista jest specjalistą wyłącznie w swojej dziedzinie, menadżer zna się na wszystkim i na niczym. Rola menadżera jest ogólna, zmienna i niedefiniowalna i jako taka przeciwstawia się standardom i certyfikatom, które są wymagane w prawdziwym zawodzie. Przykład stanowi fakt, że nie do pomyślenia jest, aby pozwolić na chirurgiczną operację niewykwalifikowanej osobie, ale wciąż nikt poważnie nie sugeruje, aby wymagać zawodowego tytułu do stania się menadżerem. Krótko mówiąc, nie da się stworzyć zawodowego stowarzyszenia, które będzie kontrolować, kto może a kto nie zostać profesjonalnym menadżerem.

Umiejętność dopasowania się jest wyróżniającą cechą menadżera oraz głównym powodem, dla którego biznesowa edukacja powinna się różnić od zawodowego nauczania. Najważniejsze jest zauważenie, że integracji trzeba się nauczyć samemu. Ma to miejsce w świadomości studentów, a nie w treści programu nauczania. Studenci syntezują różne elementy edukacji, włączając w to naukę od siebie nawzajem i budowanie swoich własnych, unikalnych doświadczeń.

Dlatego ważne jest, aby szkoły biznesu postrzegały siebie jako środowisko nauki, a nie po prostu, bardziej wąsko, jako miejsce, gdzie studentów się uczy.
W ankiecie przeprowadzonej wśród 600 absolwentów Judge Business School, działającej przy Uniwersytecie Cambridge w Wielkiej Brytanii, respondenci wskazali naukę, jaka miała miejsce poza uczelnianymi salami, w zespołowych projektach i grupach edukacyjnych, bardziej ogólną w szkole biznesowej i szeroką na uniwersytecie, za bardziej przydatną w ich obecnej karierze niż techniczna i funkcjonalna wiedza zdobyta na kursach podstawowych. To właśnie na nauczaniu poza szkolną salą jest oparta praktyka zarządzania.

Szkoły biznesowe powinny także zmniejszać znaczenie klasyfikacji. Uczelniany system oceniania nie jest w stanie dokładnie przewidzieć zdolności menadżerskich. Jest możliwe ocenienie studentów w takich przedmiotach jak finanse i rachunkowość, które są analogiczne do kursów w szkołach zawodowych, ale o wiele trudniej ocenić podstawowe umiejętności zarządzania.

Co więcej, próba zredukowania nauki do wystawiania ocen nieuchronnie skutkuje niezespołowym zachowaniem i dysfunkcjami w środowisku edukacyjnym. Studentom powinno się dawać możliwość nauki a nie brania udziału w rankingach.

Szkoły biznesu nie mogą wydawać jednoznacznych certyfikatów, które umożliwią menadżerom wykonywanie zawodu. Nie mogą one regulować zachowania menadżerów. Szkoły biznesu zapewniają środowisko nauki, które wzmacnia, dzieli i buduje biznesowe doświadczenia oraz pomagają wyposażyć menadżerów w umiejętność radzenia sobie w różnych miejscach pracy.

Biznesowe uczelnie to nie szkoły zawodowe, ale miejsca, gdzie rodzą się biznesowi przywódcy.

Richard Barker jest byłym dyrektorem studiów MBA w Judge Business School Uniwersytetu Cambridge w Wielkiej Brytanii oraz autorem rozprawy „Nie, zarządzanie nie jest profesją” („No, Management Is Not a Profession”), jaka ukazała się w lipcowo-sierpniowym wydaniu magazynu Harvard Business Review i której fragmentem jest niniejszy artykuł.