Pomimo ogólnie dobrej atmosfery do wzrostów WIG20 od rana trzymał się poziomu 2800 pkt. czyli dokładnie miejsca wczorajszego zamknięcia. Ani na akcjach, ani na złotym nie było najmniejszej reakcji kiedy indeks PMI prognozujący przyszły rozwój gospodarczy dla Polski okazał się niższy niż oczekiwano. Praktycznie został on zignorowany, bo utrzymał się powyżej bariery 50 pkt., a ponadto analogiczne wskaźniki w Europie były dobre i zgodne z rynkowymi prognozami. Kolejną informacją była stopa bezrobocia w eurolandzie, która wciąż pozostaje na poziomie 9,9 proc. Ten umiarkowanie dobry wynik połączony z indeksami PMI umacniał euro jednak najważniejsze dane jak zawsze dotyczyły USA. Indeks nastrojów konsumentów Uniwersytetu Michigan był minimalnie gorszy niż się spodziewano, bo wyniósł 71,5 pkt. i choć słabe humory nie świadczą dobrze o gospodarce, a dodatkowo do długoterminowej średniej brakuje mu blisko 20 pkt. to inwestorzy nie analizowali tej informacji specjalnie dokładnie, ponieważ chwilę później małą euforię wywołał indeks ISM opisującym sektor produkcji w Stanach. Wyniósł on 55,3 pkt. czym wyraźnie przebił oczekiwania i potwierdził swoją korelację z wczorajszym odczytem Chicago PMI.

Końcowe zwyżki utrzymały się już do końca europejskiej sesji, co pomogło WIG20 zakończyć cały tydzień niewielkim wzrostem. Niestety obroty były maksymalnie piątkowe, bo na całym rynku handel wyniósł zaledwie 600 mln złotych, co umniejsza wagę oddalenia się od 2800 pkt. Ponadto trzeba się przygotować, że prawdziwy dramat marazmu i spokoju będziemy oglądać już w poniedziałek, który jest dniem wolnym w USA, a to zawsze zmniejsza aktywność.