Środowa sesja na Wall Street była bardzo podobna do wtorkowej pod tym względem, że główne indeksy roztrwoniły wzrostowy potencjał. S&P500 i DJIA chwilę po rozpoczęciu notowań rosły o ok. 1,4 proc., a dzień zakończyły wzrostem o ok. 0,3 proc. Ta sama agencja ratingowa, która od kilku dni wydaje się być wrogiem numer jeden strefy euro, zagroziła wczoraj obniżeniem ratingu Stanów Zjednoczonych. Analitycy Moody's rozpoczęli właśnie procedurę rewizji ratingu amerykańskich obligacji, a że od 1917 roku posiadają one najwyższą możliwą ocenę, celem tej operacji może być tylko degradacja. Głównym argumentem za takim ruchem jest impas w rozmowach na temat cięcia zadłużenia i nieuchronne zbliżanie się wyznaczonego ustawą maksymalnego poziomu długu ustalonego na poziome 14,3 bilionów USD.

Z nieoficjalnych źródeł wynika, że prezydent Obama na najbliższy weekend zaplanował spotkanie z liderami politycznymi obu partii w rezydencji w Camp David, gdzie miałaby zostać podjęta decyzja o podniesieniu "sufitu" - zwiększenia dopuszczalnego poziomu zadłużenia państwa. O tym, że zdolność USA do terminowego regulowanie zobowiązań przestaje być brana za pewnik może świadczyć również postawa największych wierzycieli. W środę chińska agencja ratingowa Dagong również ogłosiła, że podobnie jak Moody's rozpoczęła weryfikację ratingu USA z negatywną perspektywą. Obecnie Stany Zjednoczone posiadają ocenę A+, która w systemie chińskiej agencji jest piątą najwyższą.

Na azjatyckich rynkach akcji sesja nie przyniosła większych zmian indeksów. W czwartek najważniejszym wydarzeniem będzie publikacja danych o sprzedaży detalicznej USA.