Po raz kolejny mamy dowód, że w obecnych czasach niemożliwe staje się możliwe. Wiarygodność kredytowa Stanów Zjednoczonych była pewna, niezmienna i najwyższa od 1917 roku, a agencja S&P uznawała USA za dłużnika pozbawionego ryzyka bankructwa od blisko 70 lat.

Skalę niesamowitości tego weekendowego wydarzenia można porównać tylko do upadku Lehman Brothers czy ataku terrorystycznego z 2001 roku. To nie miało prawa się zdarzyć, a jednak się zdarzyło! Pytanie jednak czy rynki zareagują podobnie jak w tamtych przypadkach?

Podchodząc na sucho do liczb sama zmiana raitingu nie powinna budzić żadnych emocji. Realnie wzorową wiarygodność ocenianą na szóstkę zamieniono na 5+, co i tak wydaje się wynikiem zaskakująco dobrym w porównaniu do długu, który w zaledwie dekadę wzrósł 2,5-krotnie do astronomicznych 14,3 bilionów dolarów. W tym samym czasie gospodarka USA zwiększyła się o 44 proc., więc idąc tym tempem za kolejne 10 lat dług Stanów wynosiłby 170 proc. PKB, czyli procentowo dogoniłby Japonię, ale nominalnie sięgnął połowy światowego PKB!!! Nie sposób realnie oszacować ile kosztowałby odsetki od tego zadłużenia (a tym bardziej skąd byłyby na to środki), bo trudno oczekiwać aby były porównywalne do obecnego 1,1 proc. PKB jakie płaci za swoje zobowiązania Japonia. Dla rozwiniętej gospodarki dług takiej skali kosztujący powyżej 3-4 proc. jest długoterminowym bankructwem. Dodatkowo 90 proc. długu Japonii to zadłużenie krajowe, a w Stanach co drugi pożyczony dolar należy do zagranicznego właściciela.

Zaskoczeniem nie jest więc skala zmiany, ale sam fakt jej zaistnienia. „Triple A” dla USA przetrwało poprzednie kryzysy, wojny i afery polityczne i było integralnym elementem dumy narodowej. Ponadto był to fundament inwestycji współczesnych finansów, który podobnie jak Lehman Brothers czy AIG przez ostatnie kwartały bardziej wynikał z sentymentu przeszłości niż z perspektyw rysujących się na przyszłość. Warto dodać, że pojawiające się spiskowe teorie o obecnych próbach sterowania rynkami przez prywatne instytucje jakimi są agencje nie potwierdza się, bo gdyby ogłoszono obniżenie raitingu dzień wcześniej to spadki byłaby pewnie dwukrotnie większe niż obserwowaliśmy.

Długoterminowe znaczenie takiego ruchu agencji S&P ma realnie konsekwencje. USA nie mają wyjścia i dalej będą się zadłużać, ale tempo przyrostu długu powinno zwolnić a koszt pozyskania finansowania zgodnie z wyliczeniami JP Morgan podnieść się o około 70-80 pkt. bazowych. Przynajmniej o tyle samo, a najprawdopodobniej więcej, podniosą się koszty spłaty kredytów i pożyczek, a to już uderzy w amerykańskiego konsumenta, który i tak ostatnio nie radzi sobie najlepiej. Ciekawostką może być zachowanie się rynków w krótkim terminie, a więc kilku dni i tygodni. Nie ma alternatywy dla olbrzymiego płynnego rynku amerykańskich papierów dłużnych. Złoto, frank i jen nie udźwignęłyby realokacji kapitału tej skali, więc nie wykluczone, że choć raiting obcięty to amerykańskie 10-latki będą zyskiwać na wartości. Problemem może być w tym przypadku klasyfikacja długu USA przez instytucje i fundusze zobligowane pieniężne i obligacyjne zobowiązane statutem do posiadania papierów o najwyższej wiarygodności. Jednak szybka podaż z ich strony powinna być powstrzymana przez pozostałe agencje, które nadal klasyfikują Stany na równi z Anglią, Niemcami czy Francją.

Reklama

Rynki akcji mają za sobą 13-20 proc. przecenę, która nasiliła się w ostatnich dniach, więc część tego trzęsienia ziemi jest już w cenach, bo trudno uwierzyć aby przynajmniej część inwestorów nie wiedziała o planowanej zmianie. Jednak w najbliższym tygodniu na pewno czekają nas spore emocje, a do bezpiecznych finansowych przystani zawiną kolejne tankowce gotówki, zatem frank i złoto nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.