Co czeka ludzkość w tym roku? O odpowiedź na to pytanie poprosiła najbardziej znanych inżynierów świata renomowana amerykańska organizacja zajmująca się technologią IRE (dziś IEEE). Był rok 1962. Japończyk Jasujiro Niwa, który już w latach dwudziestych budował pierwsze przekaźniki telewizyjne, przewidywał na przykład, że w „2012 r. każdy człowiek na ziemi będzie wyposażony w przenośny telefon, który będzie funkcjonował w oparciu o łączność satelitarną”. Nie był aż tak bardzo daleki od prawdy. Ale już Amerykanin Dorman Israel prognozował, że każdemu urodzonemu w 2012 r. oseskowi wszczepiana będzie w okolicach kręgosłupa miniaturowa stacja nadawczo-odbiorcza. Rodziców, którzy powiedzą „nie”, będzie można pozbawić praw do opieki nad dzieckiem – ich zachowanie będzie najlepszym dowodem, że nie chcą wychować swoich latorośli na praworządnych obywateli. Oprócz korzystania z nadajników państwo będzie mogło bez trudu kontrolować obywateli poprzez bazę komputerowego rozpoznawania twarzy. Tańsze, staromodne bazy odcisków palców będą miały zastosowanie już tylko przy robieniu zakupów.

>>> Czytaj też: Co nas może zaskoczyć, a co rozczarować w 2012 roku

Mieszkaniec bogatego Zachodu będzie w 2012 r. zespolony ze swoim komputerem osobistym. „Na rozróżnienie pomiędzy swoim własnym ja a wspomagającą człowieka maszyną będą potrafili zdobyć się tylko niektórzy filozofowie” – pisał George L. Haller, wiceprezydent amerykańskiego giganta General Electric. Komputerowo będą odbywały się też wszystkie transakcje finansowe. Ludzkość nie będzie mogła wyłączyć takiego urządzenia w obawie przez kompletnym zawaleniem całego systemu finansowego. To wizja całkiem wyobrażalna. Ale już przepowiednia o kompletnym załamaniu komercyjnego ruchu lotniczego (przedsiębiorcy nie będą musieli latać na spotkania biznesowe, mając pod ręką dogodne wideokonferencje) sprawdziła się tylko po części. Rzeczywiście samoloty przestały być domeną najbogatszych, ale za to ruszyła machina lotniczej turystyki.

>>> Polecamy: Kolejna żelazna kurtyna podzieliła Unię: oto nowa Europa

Reklama
Tyle przepowiednie z roku 1962. A te bardziej aktualne? W sylwestrowym wydaniu poważnego niemieckiego dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” o przedstawienie swojej wizji przyszłości pokusił się Jim O’Neill, jeden z głównych strategów bankowego giganta Goldman Sachs. I trzeba przyznać, że popisał się przy tym prawdziwie wyspiarskim humorem. Oto próbka:
„Marzec. Kanclerz Merkel przedstawia w Brukseli propozycje ratowania euro. Berlin proponuje wpisanie do konstytucji krajów strefy euro zakazu notowania deficytu obrotów handlowych. Na argument, że w takim razie trzeba również wpisać zakaz nadwyżek bilansu handlowego, Merkel odpowiada: planujemy w towarzystwie niemieckich biznesmenów wyprawę na Jowisza, by tam szukać partnerów chętnych do kupowania niemieckich towarów.
Maj. We francuskich wyborach prezydenckich zwycięża socjalista Francois Hollande, który zapowiada poluzowanie polityki monetarnej Paryża. Na pytanie, jak zamierza rozwiązać problem polegający na tym, że Paryż jako członek strefy euro nie prowadzi własnej polityki monetarnej, prezydent elekt odpowiada: w takim razie poprosimy o czasowe poprowadzenie naszej polityki monetarnej przez bank centralny w Londynie. Tymczasem w finale piłkarskiej Ligi Mistrzów spotykają się Bayern Monachium i FC Barcelona. Tuż przed meczem menedżerowie niemieckiego klubu zgłaszają wniosek, by uzależnić liczbę piłkarzy na boisku od stanu aktualnych spreadów na obligację kraju, z którego pochodzi drużyna. Mimo wszystko trzech graczy Barcelony – Messi, Iniesta i Xavi – gromi jedenastu Niemców 11:2”.
W finale Ligi Mistrzów spotykają się Bayern Monachium i FC Barcelona. Menedżerowie niemieckiego klubu chcą uzależnić liczbę piłkarzy na boisku od spreadów na obligacje kraju, z którego pochodzi drużyna