Na to, co powie Marcin Idzik, czekają szefowie spółek zbrojeniowych. To on decyduje o rozdziale pieniędzy w ramach programów modernizacyjnych polskiej armii. O jego przychylność zabiegają nie tylko polskie firmy zbrojeniowe, lecz także międzynarodowe, takie jak Lockheed Martin czy BAE Systems. Na zakupy oraz unowocześnienie sprzętu wojskowego resort wydał w 2011 r. ponad 5 mld zł. W tym roku wydatki mają jeszcze wzrosnąć. Z miliardów z budżetu, które są przeznaczone na obronność, armia musi wzmacniać obronę powietrzną, mobilność wojsk lądowych i finansować rozwój systemów informacyjnych. Ale nie za wszelką cenę. W zeszłym roku Idzik krytykował poprzedników, mówiąc, że ministerstwo notorycznie przepłacało za wojskowy sprzęt i wyposażenie żołnierzy.
Po odkryciu, że niektóre przetargi preferowały konkretnych odbiorców, zmienił zasady ich ogłaszania. Od tego czasu, kupując broń i wyposażenie, armia rezygnuje z usług pośredników – negocjuje dostawy bezpośrednio z producentami. Dzięki temu tylko na zakupie pięciu śmigłowców Mi-17 dla naszych żołnierzy w Afganistanie zaoszczędziliśmy ponad 300 mln zł.
CEZ