Na cyfrowej osi czasu rozwoju nowych technologii eksperci zaznaczyli kolejny przełomowy moment i otagowali jego bohatera. To smartfon. Komputer w kieszeni, który bawi, uczy, płaci rachunki i – tak, tak! – służy też do szeroko rozumianej komunikacji. Odebrać pocztę, przejrzeć strony internetowe, zajrzeć na Facebooka, a nawet obejrzeć ulubiony film czy zagrać w grę można zatem z dowolnego miejsca. Praktycznie wszystko, do czego potrzebny był stacjonarny sprzęt, umożliwiają dziś urządzenia mobilne. Weszliśmy w erę, w której kabel nie będzie już ograniczeniem.

– Wolność, swoboda podejmowania decyzji, maksymalnie szeroki wybór. To wartości ważne dla nas wszystkich – Mirosław Filiciak, stojąc na scenie w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, włącza przygotowaną prezentację przed kilkunastoma osobami, które przyszły na nową odsłonę młodzieżowej marki komórkowej Heyah. – Wielu z nas rozumie to inaczej, ale dla młodego pokolenia wolność to możliwość nieskrępowanej komunikacji. A ta realizuje się dzięki dostępowi do internetu przez telefon komórkowy. To powietrze, którym oddychają dziś młodzi ludzie. To interfejs do nich samych – mówi socjolog z SWPS.

– Bo smartfon to urządzenie, które jak żadne inne wcześniej spełnia funkcję komputera osobistego. Nikomu go nie pożyczamy, mamy cały czas przy sobie. I możemy robić za jego pośrednictwem coraz więcej rzeczy – mówi Łukasz Wejchert, były prezes Onetu, a dziś inwestor, który przyznaje, że laptopa włącza coraz rzadziej, w zasadzie tylko wtedy, gdy pracuje nad jakimś tekstem czy prezentacją. Z internetu korzysta z kolei za pomocą iPada i iPhone’a. Dlatego przy wyborze kolejnych projektów inwestycyjnych stosuje podstawowe kryterium: czy są dostosowane do urządzeń mobilnych i czy mają szanse podbić ten rynek.

>>> Czytaj też: Jesteśmy w środku smartfonowej rewolucji

Reklama

Mieszczący się w kieszeni gadżet staje się głównym sposobem kontaktu ze światem. Według najnowszych danych firmy badawczej Flurry w 1999 r. 38 mln użytkowników internetu było podłączonych do niego za pośrednictwem tradycyjnych komputerów. Dziś aż 1,2 mld osób korzysta z sieci tylko przez komórki.

Od PC do small screen

Smartfonów i tabletów nie byłoby oczywiście, gdyby nie klasyczny komputer PC. Jego idea zrodziła się już w latach 70. ubiegłego wieku w laboratoriach takich firm, jak Xerox, Hewlett-Packard i IBM, ale także w Polsce, gdzie powstał model Odra 1204. Z dzisiejszej perspektywy, pomijając niewielkie moce przeliczeniowe ówczesnych urządzeń, były one po prostu wielkimi gramotami. Jednak za koncepcją komputera osobistego zawsze kryła się idea, by urządzenie można było zabrać ze sobą i pracować na nim tam, gdzie ma się potrzebę i ochotę. Dlatego producenci od początku dążyli do miniaturyzacji podzespołów i próbowali budować laptopy. Pierwsza maszyna ochrzczona tym mianem – Osborne 1 – powstała w 1981 r., ale gabarytami w zasadzie nie ustępowała komputerom stacjonarnym. Dopiero dekadę później, gdy pojawiły się takie urządzenia, jak NEC UltraLite, a chwilę potem Macintosh Powerbook, można było mówić, że nastał czas prawdziwie przenośnych komputerów.

Już wtedy byli jednak w Sillicon Valley, kolebce amerykańskiej branży IT, ludzie, którzy czuli, że rewolucja mobilna będzie wyglądać zupełnie inaczej. Gdy w 1984 r. Steve Jobs wprowadzał na rynek Macintosha, na owe czasy rewolucyjny komputer osobisty, snuł wizję czegoś jeszcze lepszego. Walter Isaacsson w wydanej niedawno biografii zmarłego twórcy Apple’a napisał, że Jobs już wtedy miał wizję komputera bez klawiatury, z ekranem dotykowym nie większym niż 10 cali, który będzie nam towarzyszył wszędzie. Na jej zrealizowanie musiał poczekać jeszcze blisko trzy dekady, zanim stworzył iPhone’a i iPada. Gdy w 2010 r. prezentował pierwszy tablet Apple’a, nie omieszkał wypowiedzieć słynnego zdania: „Weszliśmy w erę post-PC”.

>>> Polecamy: Tablet, smartfon, używany medalik. Hity na komunię 2012

– PC powoli odchodzi, tak jak maszyny do pisania, płyty winylowe czy lampy elektronowe – Mark Dean spoważniał, gdy wypowiedział te słowa na antenie telewizji informacyjnej BBC. Prowadzący audycję nie mógł ukryć zdziwienia – śmierć komputera ogłosił właśnie jeden z jego twórców. Dean pracował bowiem przy jednej z pierwszych komercyjnie działających maszyn IBM 5150, która pojawiła się w sprzedaży w 1981 r. Po trzech dekadach od tego wydarzenia naukowiec nie miał wątpliwości, w jakim kierunku zmierza rynek: czas popularnych pecetów się kończy. Choć nie znikną od razu, nie będą już kołem zamachowym rozwoju rynku. – Ich potencjał innowacyjny się wyczerpał – podkreślił Dean i dodał, że zastąpią je różne przenośne urządzenia podłączone do internetu i nastawione na korzystanie z usług społecznościowych.

Apple: wróg i drogowskaz

W branży nowych technologii dwa razy do roku mają miejsce wydarzenia, w których uczestniczyć musi każdy producent. To Consumer Electronic Show w Las Vegas i Mobile World Congress w Barcelonie. Choć pierwsza impreza nastawiona jest na gadżety, a druga przeznaczona dla branży telekomunikacyjnej, na obu spotykają się te same firmy, od twórców sprzętu i akcesoriów przez deweloperów aplikacji po operatorów telekomunikacyjnych. Na kilku tysiącach metrów kwadratowych budują stoiska i wystawiają produkowany przez siebie sprzęt. Na ostatnich dwóch spotkaniach wszyscy, bez względu na firmę, jak mantrę powtarzali jedno słowo – „mobile”.

Mobilni chcą być dziś wszyscy, nawet pojawiający się na obu imprezach producenci samochodów. – Także w naszym przypadku dzięki internetowi i urządzeniom przenośnym słowo „mobilny” nabiera nowego znaczenia. Samochód podłączony do internetu to nowy rozdział w motoryzacji. Tak jak smartfon może być czymś więcej niż tylko narzędziem do komunikacji, tak inteligentne auto może być czymś więcej niż tylko środkiem transportu – mówił Dieter Zetsche, prezes Mercedesa- -Benza, który na targach pokazał samochody będące cały czas podłączone do internetu.

O ile branża motoryzacyjna tylko próbuje nadążać za istniejącymi trendami, producenci IT znaleźli się w samym centrum mobilnej rewolucji. Odkąd Apple wprowadził iPhone’a (2007 r.), a potem iPada (2010 r.), wszyscy jego rywale musieli przestawić taśmy produkcyjne. Sony, Hewlett-Packard, Dell, Lenovo, Samsung, Acer, Asus, najwięksi dostawcy sprzętu komputerowego, czy tego chcieli, czy nie, zaczęli tworzyć własne urządzenia konkurencyjne dla firmy z Cupertino.

Niemal wszyscy podjęli się tej próby, ale nie dla każdego okazała się sukcesem. W branży IT cały czas złośliwie wspominany jest HP, który wszedł na rynek z własnym tabletem, ale po chwili się z niego wycofał. Na jego usprawiedliwienie można jednak dodać, że żadna inna firma nie stworzyła tabletu zdolnego zagrozić dominacji iPada, którego trzecia wersja niedawno pojawiła się na rynku. Część producentów nie daje jednak za wygraną. Galaxy Tab Samsunga może się pochwalić względnie dobrymi wynikami (w Polsce drugie miejsce za iPadem w 2011 r.), tablety wciąż produkują też Acer, Asus czy Sony, wierząc, że wywalczą dla siebie nisze na rynku. Konkurenci Apple’a próbują też eksperymentować i modyfikować urządzenie, tworząc technologiczne hybrydy – na ostatnich targach MWC w Barcelonie Acer zaprezentował na przykład PadFone, czyli tablet, smartfon i laptop w jednym. By się wyróżnić, wzbogacają produkty w przeróżne gadżety – najnowszy Galaxy Note ma na przykład rysik, Sony wprowadza z kolei tablet Sony P z dwoma ekranami. Wszystkie te próby często spotykają się jednak nie z podziwem, ale z krytyką lub co najmniej kpiną. – W przypadku Sony P dwa ekrany są gorsze niż jeden – nie daje szans producentowi Walt Mossberg, słynny recenzent technologiczny dziennika „Wall Street Journal”.

Zupełnie odwrotna sytuacja panuje na rynku smartfonów. Choć Apple stworzył go od zera dzięki iPhone’owi i sprzedaje najwięcej telefonów, jeśli chodzi o udział w rynku systemów operacyjnych, rządzi Google ze swoim Androidem zainstalowanym w ponad 50 proc. mobilnych urządzeń na świecie, produkowanych przez takie firmy, jak Samsung, HTC, Sony czy LG. Na rynku smartfonów widać oczywiście podobny trend jak w tabletach – pojedynek na dodatkowe funkcjonalności. – Zaczynamy dochodzić do punktu, w którym kiedyś znalazły się tradycyjne komputery: wyścig o to, kto ma szybszy procesor, kamerę, pojemniejszy dysk czy więcej pamięci – mówi Andrzej Gładki, szef działu telefonów w Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatorze sieci T-Mobile. Trend ten widać było podczas obu tegorocznych imprez branżowych, na których producenci pokazywali smartfony z czterordzeniowym procesorem, Samsung zaprezentował model Beam z wbudowanym projektorem, a Nokia wyposażyła jeden z telefonów w aparat fotograficzny o rozdzielczości 41 Mpix.

Masowy sukces i – jak mawia prezes Playa Joergen Bang Jensen – smartfonizację zapewniły jednak producentom urządzenia naśladujące iPhone’a, tyle że tańsze. Miały dotykowy ekran i były wyposażone w system operacyjny, który sprawia – jak przekonuje były szef Google Eric Schmidt – że smartfon jest tym, czym jest, czyli smartfonem. Inteligentnym telefonem, który pozwala nie tylko na komunikację, lecz także na wiele innych rzeczy, których nikt sobie nawet nie wyobrażał.

Aplikacja na wszystko

Chodzi nie tylko o możliwość dzwonienia i wysyłanie SMS-ów. Podłączony do internetu smartfon pozwala jednocześnie być w kontakcie ze znajomymi przez Facebooka czy inne serwisy społecznościowe, a także korzystać z przeróżnych aplikacji – jak WhatsApp, Viber czy Skype – dzięki którym wysyłamy informacje tekstowe, a nawet dzwonimy przez internet (czyli za darmo).

Oprócz tego urządzenie ma dziś tysiące innych funkcji. Zakres możliwości dzisiejszego smartfona, bez względu na producenta, w dużej mierze zawdzięcza wyobraźni milionów programistów rozsianych po całym świecie, co chwilę wymyślających nowe aplikacje. Hasło „There is an app for that” (Jest na to jakaś aplikacja) najlepiej potwierdza to, że z iPhone’a można zrobić poziomicę. Wystarczy ściągnąć program o nazwie iCarpenter. Rynek rozwija się tak prężnie, że doprowadziło to do powstania zupełnie nowych agencji specjalizujących się w tworzeniu i produkcji aplikacji, ale także zmusiło firmy zajmujące się pisaniem programów komputerowych do zmiany modelu biznesowego. Nawet największe z nich, jak SAP, Oracle czy Cisco, które tworzą skomplikowane i kosztowne systemy dla dużych korporacji, kładą dziś nacisk na rozwiązania mobilne, dzięki którym menedżer dużej firmy nie musi wracać do biura, by mieć dostęp do ważnych dokumentów. Przy okazji rozwój dzisiejszego rynku aplikacji to dość zabawny przykład powtórki z historii, która wydarzyła się trzy dekady wcześniej, gdy Bill Gates pokazał pierwszy komputer PC i system operacyjny Windows. Wtedy to on zmonopolizował rynek, dzięki czemu Windows instalowany jest na zdecydowanej większość komputerów stacjonarnych i laptopów po dziś dzień. Gdy jednak wybuchła rewolucja smartfonów, Microsoft przespał ten moment i nie powtórzył sukcesu. Jego miejsce zajął Google z systemem Android, który ma więcej niż połowę rynku telefonów komórkowych. Oczywiście Microsoft nie odpuszcza i próbuje wzmocnić swoją pozycję dzięki partnerstwu z Nokią, w której aparatach instalowany jest system Windows Phone. Zdaniem specjalistów najnowsze urządzenia z serii Lumia, zwłaszcza te tańsze, mogą sporo namieszać na rynku. Eksperci są bowiem zgodni, że aplikacje to przyszłość branży – firma badawcza GetJar szacuje, że w tym roku ich sprzedaż osiągnie wartość 17,5 mld dol., czyli przegoni wartość sprzedaży płyt CD.

Portal do mediów

Wyposażone w tak wiele funkcji urządzenia mobilne stają się nieodłącznymi towarzyszami życia ich właścicieli. A sposób, w jaki z nich korzystamy, zmienia dotychczasowe przyzwyczajenia. Najnowsze badania firmy Nielsen na temat amerykańskich widzów pokazują, że prawie połowa osób posiadających smartfony czy tablety korzysta za ich pośrednictwem z internetu podczas oglądania telewizji. Wielu z nich, śledząc program, wpisuje równocześnie w wyszukiwarce nazwy widzianych na ekranie produktów lub nazwiska aktorów. – Albo razem ze znajomymi komentują to, co właśnie oglądają. To normalne dla młodego pokolenia. Rodzice często mówią im: wyjdź z przyjaciółmi, zamiast cały czas siedzieć w internecie. Tyle że oni właśnie w sieci spotykają się ze znajomymi – tłumaczył Mirosław Filiciak.

Branża medialna stara się nadążyć za zmianami. Wydawcy i nadawcy pilnie szukają sposobów, jak dotrzeć z ofertą do generacji internetowej. Szansy zaczęli upatrywać w smartfonach i tabletach. Tym bardziej że – jak wynika z najnowszych badań Pew Research – 18 proc. badanych Amerykanów ma już tablety, co oznacza wzrost o 50 proc. od lata 2011 r. Co ciekawe, 56 proc. użytkowników tabletów wykorzystuje je właśnie do zdobywania informacji. Z kolei 44 proc. badanych ma smartfona, wśród których 51 proc. używa ich do przeglądania newsów. Nawet 34 proc. osób, które mają komputery, szuka wiadomości za pomocą smartfonów. „To ma sens – napisał Michael Wolff, amerykański publicysta zajmujący się mediami. – Tak jak kiedyś radio stało się dostarczycielem informacji, ponieważ towarzyszyło ludziom w podróży, tak jeszcze bardziej pasuje do tej roli smartfon, który mamy cały czas przy sobie”.

Prawie jak gazeta

– Wiesz, co mi to przypomina? – zapytał kolegę David Carr, publicysta dziennika „New York Times”, gdy wziął do ręki pierwszego iPada i zaczął przewijać na nim palcami stronę internetową swojej gazety. – Tradycyjną gazetę.

Ta scena z filmu dokumentalnego o dzienniku „New York Times” pt. „Page One: Inside the New York Times” najlepiej pokazuje oczekiwania, jakie w stosunku do iPada mieli wydawcy. – To może być ratunek dla gazet – orzekł Rupert Murdoch. Wydawcy uznali, że królujące na smartfonach i tabletach aplikacje ułatwią im dotarcie do czytelników, a być może nakłonią niektórych do płacenia. Rzeczywistość okazała się o wiele trudniejsza, niż przypuszczano. Choć większość tytułów jest obecna na urządzeniach mobilnych, zarabiają nieliczni. Udało się to na przykład „Financial Timesowi”, który z powodzeniem sprzedaje treści w ramach aplikacji. Większość dzienników, tygodników i miesięczników ma wersje na smartfony i tablety, ale w większości przypadków poszukiwanie skutecznego modelu biznesowego wciąż trwa. Wszyscy są pewni jednego: choć przegrali walkę o rynek w stacjonarnym internecie, karty w sieci mobilnej jeszcze nie zostały rozdane.

Przed jeszcze większym wyzwaniem stanęli nadawcy telewizyjni i producenci filmowi. Dopóki nie było internetu mobilnego, widzowie siedzieli przed telewizorem lub oglądali produkcje na komputerach (pirackie lub legalne). Ale gdy ludzie, zwłaszcza młodzi, dostali do ręki smartfony i internet, spędzają w ten sposób coraz mniej czasu. – Nazywamy ich millenialsami, czyli urodzonymi na przełomie wieków, którzy nie znają świata bez internetu – mówi Izabella Wiley, dyrektor generalna Viacom International Media Networks w Polsce, nadawcy m.in. MTV. Na potrzeby kanału nadawca przebadał młodzież w wielu krajach. – Okazało się, że młodzi ludzie, którzy są odbiorcami większości kanałów z naszego portfolio, nie akceptują ograniczeń związanych z dostępem do treści rozrywkowych, np. konieczności podłączenia gdzieś kabla czy trzymania się konkretnej godziny emisji. Są cały czas w ruchu – opowiada Izabella Wiley. Dlatego nadawca razem z T-Mobile wystartuje w przyszłym tygodniu z własnym operatorem komórkowym MTV Mobile, w którego ofercie znajdzie się możliwość bezpłatnego dostępu do programów stacji.

Mirosław Filiciak podkreśla, że dla tego pokolenia internet jest „infrastrukturą codzienności”. – Młodzi ludzie nie logują się do sieci, oni w niej żyją. Nastolatki to cyfrowi tubylcy. Internet to powietrze, którym oddychają. W badaniach terenowych dowodem zaufania ze strony młodego człowieka jest moment, w którym zgodzi się pokazać swój telefon.

Taki trend musiał zmienić myślenie branży, która spostrzegła, że ignorowanie go oznacza odcinanie się od rosnącej, a w przyszłości dominującej grupy widzów. Gdy jeszcze dwa lata temu nikt nie brał tego na poważnie, dziś nawet największe firmy medialne zaczynają opierać model biznesowy na urządzeniach mobilnych. Nie tylko na świecie, ale i w Polsce. Dominik Libicki, prezes Cyfrowego Polsatu, największej platformy satelitarnej na naszym rynku dosyłającej telewizję do 3,5 mln domów w Polsce, ogłosił niedawno, że w tym właśnie widzi przyszłość. – Tradycyjny rynek płatnej telewizji doszedł do ściany. Mamy 12,5 mln urządzeń mobilnych, ich liczba będzie rosła. To potencjał dla płatnej telewizji, bo widzowie będą chcieli płacić za treści na urządzeniach mobilnych – podkreśla. I dlatego operator wyłożył niedawno 150 mln zł na przejęcie Ipli, telewizji internetowej, dzięki której będzie mógł wyświetlać swoje programy na smartfonach czy tabletach. Podobne aplikacje, jak Hulu, Netflix, BBC Player lub HBO Go, uruchomili też najwięksi globalni nadawcy. – Tablety i smartfony przeganiają telewizory pod względem udziałów w rynku, ale także ich roli. To nowe urządzenia do oglądania telewizji – podkreślał Roland Klemann, ekspert firmy Cisco, podczas niedawnej konferencji Cable Europe w Brukseli.

Nawet w przeciętnym polskim domu komputer stacjonarny odstawiany jest na bok. Z badań etnograficznych przeprowadzonych przez firmę Izmałkowa Consulting dla domu mediowego Pan Media Western wyłania się obraz polskiej rodziny cały czas podłączonej do sieci. To obrazek nie tylko wśród ludzi młodych (którzy mają też tablet lub smartfon), ale także wśród ludzi w wieku średnim i starszych. Telewizor – dawne centrum domowego świata – nie zajmuje już najważniejszego miejsca.

Nomadzi z zadyszką

Roland Klemann przypomina jednak, że mobilna rewolucja ma też ograniczenia wynikające z aspektów technicznych. Tak jak z powodu zbyt dużej liczby samochodów korki w metropoliach to codzienność, tak z powodu zbyt dużej liczby smartfonów internetowa autostrada też może się zatkać. – Dziś na świecie przesyłane jest w sieciach mobilnych 1,6 eksabajta danych. Za cztery lata liczba ta wzrośnie do 11 eksabajtów. 48 proc. tego ruchu odbywać się będzie na smartfonach – mówi Roland Klemann.

I dodaje, że wykształcający się właśnie model użytkownika nomada – czyli osoby na stale podłączonej do sieci i aktywnie wykorzystującej ją w wielu sferach życia – może być zagrożony. Co się stanie, jeśli z powodu zbyt dużego ruchu internetowa autostrada się zatka? – Dziś smartfony stanowią zaledwie 2 proc. globalnego transferu danych, a sieci komórkowe już mówią, że tego nie wytrzymują – przypomina Klemann.

Ilość danych przesyłanych po sieciach mobilnych rzeczywiście zwiększa się tak szybko, że nawet operatorzy komórkowi nazywają problem po imieniu i nie próbują go ignorować. Poważnej zadyszki wywołanej przesileniem smartfonowym dostał amerykański AT&T już w 2007 r., gdy na rynku pojawił się pierwszy iPhone. Sieć operatora była na to zupełnie nieprzygotowana i regularnie się zapychała. Operator zgłosił nawet taki pomysł, by Apple poprosił klientów o niekorzystanie z urządzeń, na co Steve Jobs zareagował groźbą zerwania umowy.

Choć większość ekspertów uspokaja, że taka sytuacja raczej nam nie grozi, bo sieci komórkowe do tego nie dopuszczą, warto przez chwilę zatrzymać się przy takiej wizji. Dla osób pamiętających świat przed mobilnym internetem oznaczałoby to pewnie odkurzenie starego dobrego PC. Dla millienialsów, dla których połączony z internetem smartfon jest „interfejsem do nich samych”, mogłoby się okazać końcem świata.

>>> Czytaj też: Chiny: atak Anonymous na strony rządowe. Hakerzy nawołują do rewolucji

ikona lupy />
Tablet / Bloomberg / Pankaj Nangia