Sikes ponoć nie był w stanie zatrzymać samochodu, który bez przyczyny dodawał gazu. W końcu z pomocą policji udało się wyhamować i tym samym uratować ledwo żywego ze strachu kierowcę.
Działo się to ponad dwa lata temu. Pół Ameryki żyło wówczas kłopotami japońskiego koncernu z pedałami gazu w toyotach. Stąd popularność Sikesa i jego historii, która miała potwierdzać niebezpieczną usterkę w tych samochodach. Japończycy wdrożyli drobiazgowe śledztwo dotyczące tej i innych rzekomych awarii, podobnie uczyniła rządowa amerykańska agencja bezpieczeństwa ruchu drogowego. Na wszelki wypadek w milionach aut wymieniono dywaniki i lekko zmieniono konstrukcję pedału gazu. Tylko że żadne śledztwo nie wykazało, by w toyotach rzeczywiście dochodziło do awarii. Po długich miesiącach drobiazgowych testów japoński koncern został oficjalnie oczyszczony z zarzutów.
Nie wiadomo zatem, co tak naprawdę w swoim samochodzie narobił Sikes. W mediach pojawiło się podejrzenie, że niezbyt dobrze stał z finansami, a cała historia była próbą wymuszenia odszkodowania od Japończyków. Co więcej, cała ówczesna histeria dotycząca aut Toyoty mogła mieć drugie dno – amerykański przemysł motoryzacyjny walczył o życie, a kłopoty potężnego rywala były mu bardzo na rękę. Sprzedaż Toyoty w USA po całym tym zamieszaniu mocno spadła, dopiero niedawno Japończycy skutecznie odzyskali rynek. No właśnie – ta wielka kampania nieprawdziwych zarzutów pod adresem Toyoty, przypadek to czy nie?
O takich historiach przypomniałem sobie, gdy zacząłem podejrzliwie patrzeć na mój telefon. To samsung z serii Galaxy. Oczywiście nie najnowsze cacko Koreańczyków wprowadzone zaledwie kilka tygodni temu na rynek, czyli Galaxy SIII, ale zawsze to samsung, i w dodatku Galaxy. A jak się okazało, SIII przegrzewają się, palą, i wręcz wybuchają. To może mój aparat też wybuchnie? Zwłaszcza przy ładowaniu staje się taki jakiś... ciepławy.
Mówiąc jednak poważnie, nie za bardzo wiadomo, co się z tym SIII dzieje. Ponoć wybuchł jakiś w Irlandii, ponoć aparaty mają tendencje do przegrzewania się. Nikt nie potwierdził usterki, a tym bardziej nie zdiagnozował, że urządzenie może być niebezpieczne. Ale wieść już poszła w świat, że najnowsze dziecko Samsunga, które miało stać się globalnym hitem, jest jakieś lewe.
Całe zamieszanie może być rzecz jasna jednym wielkim, acz prostym chwytem czarnego PR. Konkurencja na rynku komórek jest gigantyczna i zabójcza. Co więcej, branża zmienia się zasadniczo na naszych oczach – wystarczy spojrzeć na defensywę, w jakiej znalazła się Nokia. Do zdobycia jest zatem kawał rynku, do zarobienia gigantyczne pieniądze, zwłaszcza w najbardziej lukratywnym segmencie smartfonów.
Gdyby za prawdziwą przyjąć wersję z czarnym PR, to pewnie jakieś podejrzenia mogłyby się wiązać z arcyrywalem Samsunga, czyli Apple. Akurat w to nie wierzę, gdyż koncern z Cupertino miał przed paroma laty własne kłopoty z przegrzewaniem się urządzeń i rzekomo wybuchającymi bateriami. Rzecz nie dotyczyła co prawda telefonów, lecz laptopów. Powinien więc zdawać sobie sprawę, że takie oskarżenia są kłopotem dla całej branży technologicznej, w końcu wyrafinowane urządzenia elektroniczne mają to do siebie, że się grzeją, i nikt nie jest w stanie temu zaradzić. A skoro przegrzewa się ten smartfon, czy jest to absolutnie wykluczone w przypadku modelu wypuszczonego przez innego producenta?
Najsmutniejsze jest jednak to, że te domniemane PR-owskie sztuczki i niezweryfikowane medialne sensacje grają na rzeczy podstawowej, czyli na poczuciu bezpieczeństwa użytkownika. Jeżeli już muszą, to niech globalne koncerny toczą między sobą brudną wojnę, przekonując kogo się da, że aparat konkurenta lubi się zawieszać, a jego funkcjonalność jest do niczego. A tak konsument ma prawo w pewnym momencie zgłupieć i na poważnie zadać sobie pytanie, czy samochód, którym jeżdżę sam i wożę swoją rodzinę, jest na pewno bezpieczny.
Tylko że nic się na to nie poradzi. Brudna wojna w najostrzejszej swojej wersji trwa i będzie trwać. Konsumenci są bez szans, bez szans są też organy państwa – czy to w Polsce, czy w Stanach. Zanim cokolwiek zdołają zweryfikować, zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa wyrafinowanych urządzeń, mleko się rozleje. I o to w tej grze chodzi. Business is business.