W zeszłym roku wartość eksportu z krajów Unii Europejskiej do Iranu sięgnęła 10,4 mld euro. Jeszcze kilka miesięcy temu transakcje przeprowadzane były bez problemu – zachodnie firmy podpisywały kontrakty z irańskimi kontrahentami, rozliczeń dokonywano za pośrednictwem irańskich banków, a riale łatwo wymieniano na zachodnie waluty.

Jednak w grudniu i styczniu najpierw USA, a potem UE nałożyły na Iran sankcje, które mają zmusić ten kraj do rezygnacji z programu atomowego. Wstrzymały one zakupy irańskiej ropy, a Amerykanie dodatkowo praktycznie wyłączyli irański bank centralny i ponad 20 innych banków z międzynarodowego systemu rozliczeniowego.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wiele z czołowych instytucji finansowych, jak francuskie Societe Generale czy holenderski Rabobank, wycofało się w ostatnich miesiącach z transakcji z Iranem, tłumacząc to rosnącym ryzykiem politycznym i trudnościami logistycznymi, które pojawiają się nawet w przypadku legalnego handlu.

To samo zrobiły banki południowokoreańskie (Korea Płd. jest jednym z głównych importerów irańskiej ropy), a także część tych z państw Zatoki Perskiej. Ale w ich miejsce weszły małe, nieco szemrane banki, przeważnie z krajów mających historycznie dobre kontakty z Iranem, jak rosyjski First Czech-Russian Bank czy chiński Bank of Kunlun, dla których stosunkowo niewielkie obroty handlowe między Teheranem a Zachodem są łakomym kąskiem. Tym bardziej że w zamian za obsługę transakcji pobierają znacznie wyższe prowizje.

Reklama

W przypadku legalnego handlu wynoszą one obecnie ponad 6 proc. wartości transakcji – i to nie licząc standardowych opłat bankowych – czyli trzykrotnie więcej, niż pobierały banki z krajów Zatoki Perskiej dwa lata temu, to znaczy zanim USA i UE zaczęły wprowadzać sankcje. – Firmy, które nadal chcą handlować z Iranem, muszą słono za to płacić. Ale te prowizje uderzają w Irańczyków znacznie mocniej niż w ich zagranicznych klientów czy dostawców – mówi „The Wall Street Journal” Trevor Houser z nowojorskiej firmy analitycznej Rhodium Group.

Zapotrzebowanie na obsługę transakcji nadal istnieje. Sankcjami nie są objęte żywność, lekarstwa ani inne artykuły pierwszej potrzeby. Z kolei embargo na zakup ropy nie zostało nałożone przez ONZ, lecz przez Waszyngton i Brukselę, i choć Amerykanie grożą, że będą odcinać od swojego systemu finansowego także firmy z krajów trzecich kupujących surowiec czy banki pośredniczące w transakcjach, wątpliwe jest, by zdecydowali się na taki krok wobec Chin czy Rosji.

Jednak nawet te instytucje, które pośredniczą w pełni legalnym handlu z Iranem, nie chcą ujawniać żadnych liczb ani wypowiadać się na ten temat, obawiając się, że zacznie je prześwietlać amerykański Departament Skarbu. – Nieważne, czy coś jest legalne, czy nielegalne. O tym teraz decyduje polityka – mówi anonimowo jeden z urzędników z Zatoki Perskiej.

>>> Czytaj też: Nieprzewidywalny Iran. Czy światu rzeczywiście grozi wojna? (analiza)