Ambasadorowie Polski i Szwecji – Leszek Szerepka i Stefan Eriksson wrócili w środę na placówki w stolicy Białorusi. Jutro to samo zrobi ambasador Czech Jirzi Karas. Po nich wrócą pozostali unijni dyplomaci. Aleksander Łukaszenka wygasza konflikt z UE, by Bruksela nie wprowadzała kolejnych sankcji ekonomicznych przeciw Białorusi. Pozorowana normalizacja pozwoli również dyktatorowi skuteczniej rozgrywać Unię.
UE zdecydowała o powrocie ambasadorów po tym, jak w połowie kwietnia Łukaszenka ułaskawił dwóch znanych białoruskich opozycjonistów Andreja Sannikaua i Źmiciera Bandarenka. Białoruski dyktator zaczął „handel” więźniami politycznymi, by nie pozostawać w izolacji i mieć większe pole manewru w stosunkach z Rosją.
– Unia zgodziła się na powrót ambasadorów na Białoruś, mimo że wcześniej żądała bezwarunkowego zwolnienia wszystkich więźniów politycznych na Białorusi. Przypomnę tylko, że w więzieniach wciąż pozostaje kilkanaście osób – tłumaczy w rozmowie z DGP Uład Wialiczka, szef fundacji Eurobelarus.
Reklama
Pod koniec marca Unia rozszerzyła sankcje wobec Mińska, zamrażając aktywa 29 firm należących do trzech oligarchów wspierających reżim Łukaszenki. Dalsza eskalacja konfliktu doprowadziłaby do ograniczeń dla białoruskiego eksportu na rynki unijne. Tymczasem w 2011 roku sprzedaż towarów do UE stanowiła prawie 40 proc. białoruskiego eksportu.
– Powrót ambasadorów pomoże też Mińskowi bez większych wyrzeczeń wyrwać się spod dyktatu rosyjskiego biznesu. Rosyjska presja ekonomiczna zwiększa się w momencie gdy, Białoruś zamraża swoje kontakty z Zachodem – komentuje Wialiczka.
W ubiegłym roku Rosjanom udało się skłonić Białorusinów do przekazania kontroli nad operatorem gazowym Biełtransgazem. Gazprom zapłacił wówczas 2,5 mld dol. za 50 proc. akcji i zyskał pełną kontrolę nad przesyłem gazu do Europy (wcześniej już miał 50 proc. akcji).