We wtorek na głównych giełdach europejskich powiało paniką, ale to na Wall Street sytuacja zaczyna wyglądać coraz groźniej. Jeśli za oceanem przeważy tendencja spadkowa, indeksy na naszym kontynencie ucierpią jeszcze bardziej.

Wczorajszy spadek wskaźnika w Paryżu o 2,8 proc. wyglądał dramatycznie, ale CAC40 nie przełamał niedawnego dołka z 23 kwietnia. Rozchwianie nastrojów na francuskiej giełdzie utrudnia prognozowanie, jednak sytuacja jest tam fatalna już od połowy marca i trudno spodziewać się jej radykalnej poprawy.

Podobnie jest we Frankfurcie, z tą różnicą, że spadek w horyzoncie sześciu tygodni jest tu nieco mniejszy, ale za to dołek z 23 kwietnia został przełamany w poniedziałek w trakcie sesji, a wczoraj to przełamanie zostało potwierdzone na zamknięciu. O ile wtorkowy spadek DAX-a o 1,9 proc. można uznać za poważny, to nie było to zdarzenie nadzwyczajne. W ostatnich dniach i tygodniach podobne tąpnięcia nie należały do rzadkości. Na powściągliwym w reakcjach londyńskim parkiecie w kwietniu mieliśmy co prawda trzy ponad 2-proc. spadki, to jednak seria z piątku i wtorku (w poniedziałek City było nieczynne) robi spore wrażenie. W dodatku FTSE znalazł się najniżej od końca stycznia.

Sytuacja na głównych europejskich parkietach jest więc poważna, ale w pełni uzasadniona przyczynami makroekonomicznymi i politycznymi oraz klarowna już od kilku tygodni. Więcej niepewności i zagrożeń płynie ostatnio zza oceanu. Po trwających kilka miesięcy dostawach dobrych danych makroekonomicznych, amerykańscy inwestorzy są traktowani coraz zimniejszym prysznicem negatywnych sygnałów. Jeśli połączyć je z obawami o sytuację w Europie, to mamy niezły, niezdyskontowany jeszcze w pełni pasztet. Trudno bowiem uznać, że niespełna 4 proc. spadek S&P500 od szczytu z 2 kwietnia, jest wystarczającą reakcją rynku na oba te bodźce. Spadek jest na razie niewielki, ale tendencja coraz bardziej wyraźna. Wczoraj w trakcie sesji indeks przełamał dołek z 10 kwietnia i choć w końcówce bykom udało się zmniejszyć skalę strat z 1,6 do 0,4 proc., to jego ponowne testowanie wydaje się kwestią najbliższej przyszłości. Pozytywny przełom mogłaby przynieść jedynie wyraźna sugestia dotycząca kolejnej rundy ilościowego luzowania, złożona przez Bena Bernanke w trakcie czwartkowego wystąpienia. Jeśli inwestorzy się jej nie dopatrzą, spadkowa tendencja może ulec nasileniu.

Po krótkim odpoczynku, dziś na azjatyckie parkiety powróciły spadki. Nikkei zniżkował o 1,4 proc., po 1,3 proc. traciły indeksy w Szanghaju, po niemal 1 proc. traciły wskaźniki w Hong Kongu i na Tajwanie.

Reklama

Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy, spadające rano po 0,4-0,5 proc., sugerują kiepski początek handlu, ale na dzisiejszej sesji można spodziewać się przynajmniej wyhamowania przeceny na giełdach. Impuls do poprawy nastrojów, jakim był dobry finisz na Wall Street, może jednak zostać zduszony przez kolejne doniesienia z Grecji.