Wciąż jednak istnieją jeszcze poważne argumenty, które każą wierzyć, że nie mamy do czynienia z powrotem do lat 30. XX wieku. Mimo tego w Europie zachodzą jednak pewne głębokie zmiany: kształt europejskiej demokracji ulega przeobrażeniom. Otwierają się nowe kanały protestu i politycznych działań, które sprawiają, że mniej prawdopodobne stanie się dojście nowego Hitlera czy Mussoliniego do władzy.

Staje się jasne, że transformacja polityczna, w dużej mierze wzmagana przez trwający kryzys finansowy, będzie równie głęboka, jak zmiany na poziomie ekonomicznym, a to w efekcie oznacza koniec dotychczasowej polityki głównego nurtu. Obowiązujące w całym okresie powojennym porozumienie społeczne, zostanie zastąpione przez ciągły proces renegocjacji warunków społecznych i ekonomicznych pomiędzy rządami, wyborcami i ruchami społecznymi.

Efekt tego typu zmian – z samej definicji – będzie znacznie mniej przewidywalny i dezorientujący. Obok tego zwiększy się również poziom niepewności, zmieni się liczba dotychczasowych uprawnień oraz zakres świadczenia usług publicznych. Potwierdzeniem tego trendu jest wzrost mniej znanych partii, także tych ekstremalnych.

Reklama

Od neofaszystów do piratów

Ciężko wskazać europejski kraj, który nie doświadczyłby tego typu zmian. Nie chodzi tu bowiem tylko o Grecję, gdzie możemy zaobserwować wzrost popularności skrajnie lewicowej Syrizy czy neonazistowskiej Złotej Jutrzenki. W Niemczech – kraju silnych partii masowych – Partia Piratów, czasem złośliwie nazywana partią pokolenia laptopów, dostała się do trzech rządów na poziomie niemieckich landów, zdobywając poparcie rzędu 8 proc.

W Wielkiej Brytanii z kolei niszowa partia „Respect” wygrała w jednym z okręgów z kandydatem Partii Pracy dzięki postulatom nawołującym do zmiany polityki Wielkiej Brytanii wobec Bliskiego Wschodu, zaś antyeuropejska Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa z charyzmatycznym przywódcą Nigelem Farage’em uzyskała zaskakująco dobre wyniki w wyborach lokalnych.

Te partie niszowe wypełniają przestrzeń, której nie potrafią zagospodarować ugrupowania głównego nurtu. Naturalnym terytorium dla tych ugrupowań nowego typu są media społecznościowe.

Gdy polityki rządowe zawodzą, wówczas populiści mogą nazywać rzeczy po imieniu, zdobywając całkiem spore społeczne poparcie. Francuski Front Narodowy
Marine Le Pen, holenderska Partia Wolności Geerta Wildersa czy Złota Jutrzenka w Grecji początkowo nie były przeciwne imigrantom. Temat ten jednak został podchwycony, kiedy okazało się, że dotychczasowe polityki imigracyjne są nieskuteczne.

Wiele z dzisiejszej fragmentaryzacji i radykalizacji sceny politycznej w Europie jest bezpośrednim rezultatem kryzysu finansowego i nieumiejętności poradzenia sobie z nim przez polityczne elity. Europejscy politycy ponieśli klęskę w wyjaśnianiu obywatelom skali aktualnych zmian ekonomicznych, choć przechodzenie elektoratu od partii głównego nurtu do partii radykalnych można było zaobserwować jeszcze przed kryzysem.

Ten dłuższy trend ma wiele przyczyn. Po pierwsze, mamy dziś znacznie niższe bariery, aby wejść do systemu politycznego, głównie dzięki technologiom komunikacyjnym, takim jak Facebook, Twitter, czy inne media społecznościowe. W takich warunkach zwiększona transparentność pozwala nowym ugrupowaniom wzrastać szybciej, zaś w przypadku nadużyć dotychczasowych aktorów politycznych, łatwiej jest ich rozliczyć. Najlepszym przykładem potęgi tego technologicznego akceleratora zmian może być tzw. „Arabska Wiosna”.

Nieprzenikniona Unia Europejska

Rosnąca złożoność procesów podejmowania decyzji, szczególnie widoczna na poziomie Unii Europejskiej i jej przenikających się instytucji z podzieloną suwerennością, jest tutaj kolejnym czynnikiem wzrostu popularności ugrupowań populistycznych. Bardzo często podsumowania po szczytach UE, choć ważne, są ledwo zrozumiałe nawet dla tych, którzy się tym interesują.

Z drugiej strony przywódcy państwowi mają coraz mniejsze możliwości kontroli i wpływania na gospodarki narodowe, podczas gdy potężne rynki finansowe pozostają anonimowe: nie mają numeru telefonu, pod którym można skontaktować się z demokratycznie wybranym przedstawicielem i wezwać go na przesłuchanie do parlamentu.

Wszystko to sprawia, że partie jednej sprawy ze względu na to, że są łatwo zrozumiałe, stają się niezwykle atrakcyjne dla wyborców.

System demokratyczny ulega przemianom również ze względu na to, że słabnie sama idea demokracji przedstawicielskiej. Powstała w jej miejsce pustka jest natychmiast wypełniania przez nowe formy ekspresji i aktywizmu, takie jak plebiscyt, referendum czy sondaże opinii publicznej. Obywatele mobilizują się dziś bezpośrednio, raczej wokół jednej sprawy niż wokół szerokiej ideologii, która określa partie głównego nurtu.

Co więcej, ludzie czują coraz mniejsza trwałość i stabilność systemu. Za przykład może tu posłużyć przejście od systemu emerytalnego opartego o gwarantowany zysk do systemu opartego o system kapitałowy i zdefiniowaną składkę. Zmiana ta przeniosła ryzyko z firm ubezpieczeniowych i państwa na jednostki. Rola państwa zatem ewoluuje w kierunku ubezpieczyciela czy gwaranta, z którego usług korzysta się tylko w ostateczności.

Obywatel w systemie tego typu w coraz mniejszym stopniu czuje się interesariuszem, gdyż jego głos nie ma już realnego wpływu rzeczywistość, zaś wymierne zyski staja się dla niego coraz mniej pewne. Prowadzi to w efekcie do zniechęcenia.

Wiele z tej atmosfery zniechęcenia przypomina lata 30. XX wieku - wówczas obywatele również czyli się w dużej mierze osamotnieni i dotknięci przez przewlekły kryzys ekonomiczny i społeczny, zaś rządy nie były w stanie zaoferować im odpowiednich rozwiązań.

Obok podobieństw do lat 30 ubiegłego wieku istnieją także dość poważne różnice względem tamtego okresu. Otóż wówczas nowe radykalne partie, na czele z nazistowską NSDAP, jawiły się jako jedyna alternatywa, siły polityczne, które są w stanie zaprowadzić porządek. Dziś natomiast jest znacznie więcej alternatyw i nowych kanałów ekspresji. Oznacza to, że w obliczu frustracji ludzie nie czują się aż tak bezsilni – dlatego okupują Wall Street, dlatego uczestniczą w kampaniach na Facebooku czy, jak miało to miejsce w ubiegłym roku we Włoszech, zmuszają władze do przeprowadzenia referendum przeciw budowie elektrowni atomowych i prywatyzacji wodociągów.

Przy czym należy też pamiętać, że urok bycia u władzy dla partii radykalnych nie jest już tak wielki. Dodatkowo populiści są na tyle sprytni, że nie chcą władzy, gdyż ta wiąże się z odpowiedzialnością, która w tych nowych czasach mogłaby im zaszkodzić. Dlatego – gdy partia Geerta Wildersa doprowadziła do załamania holenderskiego rządu, świadczyło to nie tyle o jej sile, ile o jej słabości. Poparcie sondażowe dla partii Wildersa było coraz mniejsze, zaś sprzeciwianie się polityce oszczędności jako polityczny temat zostało już wykorzystane przez innych aktorów sceny politycznej w Holandii.

Bez władzy

Nie oznacza to, że ludzie powinni być mniej czujni w sprzeciwianiu się wszelkiego rodzaju ruchom neofaszystowskim. Z drugiej strony jednak, trzeba zauważyć, że pomimo radykalizacji nastrojów społecznych w ciągu ostatnich kilku lat, nie ma obecnie żadnego skrajnie prawicowego ugrupowania u władzy w krajach Unii Europejskiej.

Słynna sentencja Winstona Churchilla, że demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego, wydaje się być wciąż prawdziwa. Jednocześnie staje się też coraz bardziej jasne, że dotychczasowe instytucje będą musiały ulec zmianie. Będziemy musieli znaleźć jakiś wspólny mianownik dla naszych coraz bardziej spolaryzowanych interesów, aby móc skutecznie realizować podstawowe potrzeby społeczne. Oznacza to rosnącą rolę ruchów społecznych w ramach silniejszych, nastawionych na inkluzywność instytucji.

Bez wątpienia czekają nas poważne turbulencje w czasach, gdy każdy w Europie wstrzymuje oddech w obawie przed najgorszym. Jak dotychczas demokracja przedstawicielska nie jest zagrożona, a nowe wentyle bezpieczeństwa, takie jak nowe formy społecznej ekspresji, okazały się wyjątkowo skuteczne.

Paweł Świeboda jest prezesem fundacji demosEUROPA -Centrum Strategii Europejskiej, byłym doradcą prezydenta RP ds. UE.