Europejscy politycy przekroczyli już wiele Rubikonów, żeby ratować zagrożone kraje i całą strefę. To wywołuje w niektórych ekonomistach przekonanie, że determinacja do utrzymania strefy jest wszechmogąca. Optymizm może być jednak oparty na niewłaściwych przesłankach. Najtrudniejsze bariery nie zostały nawet dotknięte i trudno będzie je przekroczyć.

Kiedy na początku 2008 r. George Soros mówił, że ówczesny kryzys finansowy to najgorsze załamanie od 60 lat, mało kto dawał wiarę tym słowom. Okazało się jednak, że znany inwestor dość dobrze rozumie dynamikę kryzysu gospodarczego i nie boi się wyrażać jasno swoich obaw. Kiedy zatem teraz ta sama osoba mówi, że strefa euro ma trzy miesiące na przetrwanie, warto wsłuchać się w to ostrzeżenie. Sytuacja jest znacznie trudniejsza niż twierdzą optymiści.

Zacznijmy jednak od tego, jakie jest optymistyczne spojrzenie na sytuację w strefie euro. Najlepiej wyraził je pewien analityk, z którym rozmawiałem przy kolacji kilka dni temu. Powiedział on: jakoś to będzie, muszą zareagować. Tak wciąż twierdzi wielu komentatorów. Przyznają oni, że politycy reagowali z opóźnieniem na dotychczasowe fale paniki związanej z niewypłacalnością niektórych krajów Europy, ale w końcu udawało im się ratować sytuacje. W ostateczności EBC może zgodzić się na dalszy skup obligacji, Niemcy wyłożą pieniądze na dalsze ratowanie innych krajów i ich banków, a integracja polityczna będzie powoli postępować. Po długiej burzy przyjdzie czas spokoju.

Reklama

Gdyby tak było, jeszcze dziś wieczorem poszedłbym do baru, otworzył butelkę szampana i zaprosił wszystkich znajomych ekonomistów i dziennikarzy na drinka z okazji uratowania naszej przyszłości przed najpoważniejszym ze wszystkich kryzysów ostatnich dekad. Ale optymizm, nawet ten bardzo ostrożny, wydaje mi się zdecydowanie zbyt wczesny. Determinacja okazana do tej pory przez europejskich polityków jest niewystarczająca.

Jakie Rubikony przekraczano do tej pory…

Do tej pory europejscy przywódcy przekroczyli przynajmniej cztery bariery, których istnienie jeszcze przed 2010 r. wydawało się absolutnie fundamentalne dla stabilności strefy euro:

Po pierwsze – zgodzili się na udzielanie kredytów zagrożonym krajom.

Po drugie – zgodzili się na powołanie, a później powiększenie europejskiego funduszu ratunkowego.

Po trzecie, zaakceptowali drukowanie pieniędzy przez Europejski Bank Centralny.

Po czwarte, zaakceptowali redukcję zadłużenia Grecji.

Co do pierwszego Rubikonu, czyli udzielania kredytów innym krajom. Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej niemal explicite tego zabrania w art. 125. Istotą tego artykułu było uniknięcie pokusy nadużycia, czyli sytuacji, w której jakiś kraj nadmiernie się zadłuża z góry wiedząc, że i tak zostanie uratowany.

Niemieckie media niemal histerycznie powoływały się na te przepisy, wywierając na początku 2010 r. presję na kanclerz Angelę Merkel, aby nie ratowała Grecji. „To koszmar” pisał konserwatywny i wpływowy Frankfurter Allgemeine Zeitung o kredytach dla Aten. „Dlaczego mamy płacić za greckie emerytury?” – wołał brukowiec Bild.

Nie chcieli jednak zwrócić uwagi, że Traktat posiada również art. 122, który stwierdza, że w wyjątkowych okolicznościach UE może udzielać krajom pomocy finansowej. Możliwe, że te artykuły są sprzeczne, ale od 2010 r. wiadomo przecież, że cała konstrukcja instytucjonalna strefy euro nie odpowiada wielu zagrożeniom. Dlatego wiosną 2010 r. kraje UE zdecydowały o udzieleniu Grecji kredytów w wysokości ponad 80 mld euro.

Co do drugiego Rubikonu, czyli powołania i rozszerzenia Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej. Jeżeli udzielenie pomocy Grecji konserwatyści uznali za ostateczność, to powołanie trwałego mechanizmu pomocowego wydawało się im totalnym absurdem. Członek zarządu EBC Juergen Stark twierdził wiosną 2010 r., że powołanie funduszu będzie sprzeczne z Traktatem i podważy zaufanie do euro. Argumenty były podobne jak w przypadku sprzeciwu wobec kredytowania Grecji.

Najwyraźniej jednak Stark dość ograniczoną ilość czasu spędzał na śledzeniu wydarzeń rynkowych, gdyż w czasie, kiedy mówił o potencjalnym załamaniu zaufania do euro ze strony funduszu ratunkowego, kurs europejskiej waluty leciał na łeb z powodu … braku takiego funduszu. Na początku maja 2010 r. przywódcy europejscy pokonali jednak kolejną barierę i zdecydowali o powołaniu EFSF, mechanizmu pożyczkowego o potencjale ok. 250 mld euro, który rok później powiększono do 440 mld euro.

Czytaj cały artykuł na: